środa, 27 maja 2015

13-piętrowy domek na drzewie. Tom 1



          Ostatnio w księgarniach pokazało się dużo książek będących pewną formą komiksu. Nie są one klasycznymi przedstawicielami tego gatunku, lecz na pewno zawierają wiele elementów tak dla niego charakterystycznego.„13 piętrowy domek na drzewie” jest właśnie książką tego typu. Jest to pierwszy tom serii uważanej za jeszcze bardziej śmieszną niż „Dziennik Cwaniaczka.” Głównymi bohaterami są autorzy; Andy Griffiths odpowiedzialny za tekst i Terry Denton, którego rysunki możemy podziwiać na każdej stronie. Przedstawiają oni czytelnikom swój wspaniały, trzynasto piętrowy dom, pełen atrakcji, w którym mieszkają, tworzą i przeżywają moc przygód. Są one świetnie zobrazowane, przy czym nieraz trzeba bardzo dokładnie przyglądnąć się, aby nie przeoczyć jakiegoś szczegółu, który byłby istotny dla treści.
Na pewno dom w którym znajdują się baseny, fontanna z oranżadą, znikacz do warzyw, kręgielnie czy też inteligentny piankomat, który podąża w ślad za człowiekiem krok w krok i karmi go, są to rzeczy zdecydowanie atrakcyjne dla młodego czytelnika. Gdy mamy jeszcze możliwość przyjrzeć się im i zobaczyć ich ciekawą konstrukcję, to naprawdę jesteśmy pełni podziwu dla graficznej strony tej pozycji. Zdecydowanie widać, że ilustrator, mało że wykonał ogrom pracy to musiał się przy niej niebywale bawić. Muszę przyznać, że mój syn niekoniecznie lubi czytać, owszem jest jak najbardziej zwolennikiem opcji „poczytaj mi mamo”, lecz jemu samemu zdecydowanie to dużej frajdy nie daje. Dlatego też mam pewne mieszane odczucia do tej powieści, bo nie przekonują mnie teksty dotyczące bekania, oślizgłe odory morskiego potwora czy tez postać Superpalca, to jednak mają one tę zaletę, że młody czytelnik bardzo dobrze to odbiera, bo jakby nie było treść jest dla niego przeznaczona. Poprzez pewien zabieg jaki wykorzystują autorzy, udzielania szczątkowych informacji przy rysunkach, co automatycznie powoduje pewna ciekawość dotyczącą dalszego ciągu, otrzymują duże zainteresowanie odbiorcy. Wszystko to spowodowało, że syn przeczytał całość bardzo szybko, przy czym widać było, że świetnie się przy tym bawi, Najlepszą jednak rekomendacją w jego wydaniu było stwierdzenie, że jak tylko wyjdzie druga część to mam OBOWIĄZKOWO mu ją kupić.
Tak, że ewidentnie to co się podoba jemu, niekoniecznie do końca musi podobać się mnie i musimy my, dorośli pamiętać o tym, że młodych ludzi często bawi co innego niż nas. Ja osobiście żałuję, ze ilustracje są tylko czarno białe, kolor dodał by im jeszcze więcej atrakcyjności, co zresztą widać po okładce. Reasumując- książka świetna dla młodego czytelnika, mocno zwariowana i pełna humoru. I jakby nie było obowiązkowo kupię drugą część.





Za możliwość napisania recenzji bardzo dziękuję wydawnictwu „Nasza Księgarnia”






sobota, 23 maja 2015

Agnieszka Tyszka- Zosia z ulicy Kociej. Wielkie zmiany


      To już moje siódme spotkanie z sympatyczną Zosią i jej rodziną, w której mają tym razem zajść wielkie zmiany. Zarówna jej mama, jak i ciocia, spodziewają się potomków. Nieznana jest ich płeć ponieważ obie panie nie chcą jej wcześniej poznać. Kompletowane są wyprawki, zarówno dla chłopczyka jak i dziewczynki, a torba mamy Zosi z podręcznymi rzeczami, czeka już przygotowana. W powieści czuć coraz większe napięcie związane z powiększeniem rodziny. Zarówno Zosia z siostrą jak i jej kuzyni, troszkę obawiają się, czy małe dzieci nie spowodują rodzinnego trzęsienia ziemi. Młoda bohaterka ma dodatkowo problem w szkole, nowy dyrektor proponuje tak dużą ilość sportu kosztem innych zajęć po lekcyjnych, że nikt nie daje rady, co gorsza, o zgrozo, w sklepiku można kupić produkty tylko zdrowe i mało kaloryczne. Ten fakt spowodował już takie oburzenie uczniów, że gotowi są strajkować. Nie przypuszczają, że jest to też w pewnym sensie lekcja lecz dużo trudniejsza – spotkanie z demokracją.
Czy potrafią z niej wyciągnąć konstruktywne wnioski i czy dyrektor faktycznie ma takie poglądy jak się wydaje?
    Uwielbiam klimat opowieści o Zosi. Od pierwszego tomu główna bohaterka zauroczyła mnie całkowicie, a jej rodzina powodowała pewną melancholię. Miło było czytać o osobach, które może nie są z pozoru idealne, lecz są wierne pewnym wartościom, o których we współczesnym świecie tak często się zapomina.
Ja osobiście jestem wielbicielką Mani, młodszej siostry Zosi, która ma swój specyficzny sposób przekręcania wyrazów, czym doprowadza mnie do niepohamowanych wybuchów śmiechu. Trzeba przyznać, że jest osóbką ogromnie trafnie oceniającą niejedną sytuację i świetnym psychologiem, wydawałoby się niejednokrotnie, że lepszym od swojego Taty , który para się tym zawodem. Wykluwanie szopa pracza, czy też wielka „zgryzota”zdecydowanie są ogromnym atutem powieści. Autorka niejednokrotnie pokazała, że poczucie humoru jest jej bardzo bliskie i umiejętnie wprowadza czytelnika, z pewnym przymrużeniem oka, w opisywaną historię. Tekst jest niebywale ciepły, momentami zaskakujący, zdecydowanie jednak wprowadza w dobry nastrój. Ważne, że młody czytelnik ma do czynienia z bohaterami, którzy będą chcieli się podzielić swoimi wątpliwościami, będą mieć swoje dylematy, lecz będą otwarci na pewne podpowiedzi postaci z większym doświadczeniem.
Jak wszystkie poprzednie tomy i ten ilustrowała Agata Raczyńska. Jej prace są świetnym uzupełnieniem tekstu, a przedstawione postacie ogromnie charakterystyczne.
Serdecznie zapraszam na ulicę Kocią, tam nuda nam nie grozi a goście są zawsze mile widziani.



Za możliwość napisania recenzji bardzo dziękuję wydawnictwu „Nasza Księgarnia”





wtorek, 19 maja 2015

Moje książeczki. Księga pierwsza.

  
               Bajeczki z serii „Moje książeczki” towarzyszą mi od najmłodszych lat. Z reguły w twardych oprawach, zawsze świetnie ilustrowane, z mądrym tekstem, były towarem poszukiwanym i trudno dostępnym. Do tej pory skrzętnie przechowuję parę już mocno zniszczonych egzemplarzy, nie mogąc się z nimi rozstać. Pamiętam jak przynosiła mi je mama, z wielkim uśmiechem na ustach pokazując mi następną zdobycz. Później razem podróżowałyśmy w świat wyobraźni, wymyślając coraz to inne zakończenia. Były to piękne wspólne chwile, których domagałam się codziennie, dawały mi bowiem poczucie zarówno pewnej stabilności jak i ogromnej bliskości. Niedawno na rynku wydawniczym pokazała się pierwsza część zbiorowego tomu , wydana przez „Naszą Księgarnię”, z charakterystycznym, przypisanym całej serii czarnym kotem w butach na okładce. Gdy wzięłam go do ręki, wzruszenie wzięło górę, i chwilkę trwało zanim mogłam spokojnie przeglądnąć zawartość. Dla mnie jako dziecka ogromną rolę spełniały ilustracje. Doskonale pamiętam zwłaszcza prace Bożeny Truchanowskiej do tekstu”Złoty koszyczek” Hanny Januszewskiej. Potrafiłam na nie patrzyć godzinami, za każdym razem dopatrując się na nich czegoś nowego. Ogromnie pobudzały moją wyobraźnię i razem z tekstem zapraszały w piękny świat, w którym życiu chętnie by się towarzyszyło. Jednak najbardziej ukochaną moją bajką, która również znajduje się w tym zbiorze jest „Zajączek z rozbitego lusterka” Heleny Bechlerowej z ilustracjami Hanny Czajkowskiej. Ponieważ w dzieciństwie bardzo chorowałam świetnie rozumiałam głównego bohatera, Piotrusia, który był wtedy równie niecierpliwy jak i ja i zanudzał mamę, aby opowiadała bajki. Robienie zajączków z lusterka to było coś intrygującego i tajemniczego i aż zapraszało to tworzenia nowych opowieści.
W zbiorze znajdziemy również bajeczki „Koniczyna Pana Floriana” Heleny Bechlerowej, „Podróż w nieznane”o „Wielki wyścig” Adama Bahdaja, „O wesołej Ludwiczce” Anny Świrszczyńskiej”i „Prawie wszystkie przygody Zuzanny” Ady Kopcińskiej” z fantastycznymi ilustracjami Mirosława Pokory. Wszystkie te opowieści, dotykają ważnych spraw, pewnej przynależności, zasad, przyjaźni, współpracy, uczuć. Są pełne niebywałego ciepła i uroku, które sprawiają, że młody czytelnik niechętnie chce się z nimi rozstaje. Każde z nich jest zamkniętą opowieścią jednak łączy je niebywałe poszanowanie młodego czytelnika. Są dopracowane pod każdym szczegółem, zarówno literackim jak i graficznym.
Bardzo dobrym pomysłem w nowym wydaniu, jest umieszczenie notek zarówno na temat autorów jak i ilustratorów.
Piękne wydanie w twardej oprawie, szyte, na pewno będzie długo służyło jako pomoc przy wieczornym zasypianiu. Zdecydowanie polecam.

Za możliwość napisania recenzji bardzo dziękuję wydawnictwu „Nasza Księgarnia”.

piątek, 8 maja 2015

Zabijemy albo pokochamy. Opowieści z Rosji- Anna Wojtacha


"Rozumem Rosji nie pojmiesz" - Fiodor Tiutczew

    Anna Wojtacha to dziennikarka i korespondentka wojenna od lat zafascynowana Rosją. Odkąd po raz pierwszy pojechała tam jeszcze jako dziecko z rodzicami, powracała tam wielokrotnie, za każdym razem postanawiając, że jeszcze wróci. Ten kraj tak różnorodny zwłaszcza pod względem geograficznym, z mnogością kontrastów kulturowych zachwycił ją i w jakiś sposób nie daje spokoju. Bohaterowie jej reportaży stanowią całkowite odzwierciedlenie kraju. Każdy z nich jest inny, lecz każdy ma swój osobisty światopogląd. Czy kombatant wojny czeczeńsko-rosyjskiej, czy budowniczy Gazpromu, moskiewska prostytutka czy bezdomny z Ułan Ude. Każdy z nich mimo pozoru wielkiej gościnności i serdeczności ma pewną barierkę, za którą się nie wchodz,i ani nie porusza pewnych tematów. Powszechne jest dopuszczanie nieznajomego do pewnej strefy, lecz bez możliwości jakiejkolwiek oceny, bez wtykania nosa w nie swoje sprawy. Anna Wojtacha stara się integrować ze swoimi bohaterami, próbuje stawiać się z nimi na równi, co z reguły wcale nie jest mile widziane, tym bardziej, że wielokrotnie usiłuje mieć wpływ na swoich bohaterów. Mało kto z nas lubi radykalne zmiany, Rosjanie nie są tutaj wyjątkiem. Dlatego też jej relacje nie są suchymi faktami, czy tylko przytoczeniem pewnych informacji, lecz pełne są emocji i zaangażowania.
    Na pewno plusem tych reportaży jest niejednokrotnie ich z pozoru niesamowita nierealność, przy całkowitej autentyczności. Widać ogromne zaangażowanie dziennikarki usiłującej przekazać czytelnikowi rzeczy w pewnym sensie niepojęte. Autorka relacjonowała wojnę domową z Gruzji, przekazywała informacje ze strefy Gazy, Afganistanu, Indii, Tajlandii. Jednak to w Rosji przejechała tysiące kilometrów i poznała wielu jej ciekawych mieszkańców. To tutaj przeżyła osobiste zafascynowanie patriotą Ogim. W kraju gdzie obecność Putina widoczna jest właściwie wszędzie, gdzie jako obserwatorzy jesteśmy przyzwyczajenie do jej ogromu i siły, ukazana jest niejednokrotnie pewna kruchość jej mieszkańców wsparta niesamowitą wiarą w swoja ojczyznę. Anna Wojtacha stara się zrozumieć Rosję poprzez swoich rozmówców, czy ludzi napotkanych w drodze. Okazuje się jednak wielokrotnie, że kraju tego nie pojmują często również jej mieszkańcy.
    Z ogromną ciekawością przeczytałam te reportaże i wzmogły one jeszcze bardziej moje osobiste zainteresowanie tym krajem. Dlatego polecam je wszystkim tym, którzy mają nadzieję bliżej poznać, czy zrozumieć mieszkańców, czego jednak mnie się osobiście nie udało. Zdecydowanie jednak warto wybrać się w podróż wraz z autorką i chociaż spróbować, a wszystkim tym, którzy podejmą to wyzwanie, życzę powodzenia.