czwartek, 29 października 2015

Rok w lesie - Emilia Dziubak

Uwielbiam te książki, które mnie zaskoczą i wprowadzą w taki stan, że nie mogę się od nich oderwać. Można by przypuszczać, że dotyczy to tylko książek pisanych, ale coraz więcej na rynku wydawniczym ukazuje się pozycji, które zachwycają swoją zarówno szatą graficzną jak i pomysłem na nią. „Rok w lesie” jest zdecydowanie właśnie takim przypadkiem. Emilia Dziubak stworzyła piękną, ilustrowaną opowieść o dwunastu miesiącach, a jej akcję umieściła w lesie, gdzie roi się od wspaniałych bohaterów. Bardzo interesującym elementem jest to, że każdy miesiąc to identyczny kadr lasu ukazany w czasie różnych pór roku, zarówno w dzień jak i w nocy. Każda strona to wielowątkowa opowieść o zwierzętach, sympatycznym leśniczym, turystach jak i o tym jak przyroda zmienia się w zależności od pory roku. Przykuwa ogromną dokładnością, wspaniałym poczuciem humoru jak i dbałością o detale. Jest to wspaniała lektura zarówno dla tych najmłodszych, co dopiero zaczynają swoją literacką podróż, jak i tych sporo starszych, dla których ilustracja gra wielką rolę. Ogromnym atutem jest różnorodność przedstawionych zwierząt, ich zwyczajów, trybu życia. Książka oprócz podstawowej wiedzy na temat lasu i jej mieszkańców, pomaga ćwiczyć spostrzegawczość i swego rodzaju cierpliwość. Autorka postarała się, aby za każdym razem dopatrzyć się na ilustracji czegoś nowego, co nasze oko wcześniej przeoczyło. Dostarcza to małemu czytelnikowi mnóstwa radości , pozwala na skupienie i daje dużo satysfakcji. Grube strony na pewno pomogą w tym, by żywot książki był zdecydowanie dłuższy, a dodatkowe informacje na temat przedstawicieli leśnych pomogą w lepszym ich poznaniu. Uważam, że to znakomita pozycja przy której można razem z dzieckiem spędzić wiele godzin i snuć niekończące się opowieści. Według mnie obowiązkowa lektura dla wszystkich młodych przyrodników. Zdecydowanie polecam.


Za możliwość napisania recenzji bardzo dziękuję wydawnictwu „Nasza Księgarnia"

poniedziałek, 26 października 2015

Chłopiec-duch. Prawdziwa opowieść o cudownym powrocie do życia- Pistorius Martin, Lloyd Davies Megan

    Są takie książki, które potrafią przewartościować wszystkie nasze poglądy i nie da się ukryć, że tej się to udało i zrobiła na mnie ogromnie wrażenie. Martin Pistorius był wesołym, czasem nie do końca grzecznym chłopcem. Gdy pewnego dnia poczuł się gorzej, wszyscy myśleli, że jest to chwilowa niedyspozycja. Niestety dziwna choroba nie ustępowała, powoli zaczynając więzić chłopca w jego własnym ciele, pozbawiając go czucia, możliwości korzystania ze swoich zmysłów. Z wydawałoby się zwykłego przeziębienia, rozpętała się inwazja, która doprowadziła do całkowitego wykluczenia go z normalnego, codziennego funkcjonowania. Martin przez siedem lat nie był w stanie dać w jakikolwiek sposób znaku, że nie jest tylko bezwładną kukłą, która nie czuje i nie wie co się wokół dzieje. Lekarze nie dawali nadziei, rodzina usiłowała zaakceptować diagnozy. Powoli zaczynał się koszmar zarówno dla chorego jak i jego bliskich. Martinowi nie dawano szans przeżycia, zaczęto traktować go jak bezwolnego, rodzina powoli wpada w rozpacz, zaczyna zostawać sama, odwracają się przyjaciele i znajomi. Czas traci swój wymiar, każdy dzień wydaje się trwać dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Trudno mi nawet wyobrazić sobie co czuje człowiek, z którym nawet nikt już nie chce próbować porozumieć się, życząc mu śmierci. Tutaj bezradność nabiera zupełnie innego znaczenia. Rozpacz najbliższych, ich wewnętrzna walka powoduje, że Martin sam pragnie śmierci, byłaby ona wyzwoleniem dla wszystkich.
   Nikt nie jest w stanie zauważyć, że chłopiec się boi, że niektórzy opiekunowie, pielęgniarze to ludzie pozbawieni skrupułów, ludzie, którzy absolutnie nie powinni wykonywać swojego zawodu. Czas, kiedy rodzice wyjeżdżają na wakacje, jest dla Martina najcięższym, to dni pełne strachu i upokorzeń, pełne modlitw aby jak najszybciej wrócili. Z drugiej strony rodzice - jak wielka może być ich miłość, ile można mieć siły i wiary w sobie, jak długo można walczyć. Czy powolne zobojętnienie to pewna forma ucieczki, czy odgrodzenie się przed bólem? Martin walczy cały czas, co w końcu zauważa zaprzyjaźniona pielęgniarka. To ona pomaga w pierwszej po tylu latach komunikacji między nim a rodzicami. Pozwoli zaczyna być widzieć iskierkę nadziei. Czy uda się, że powstanie z niej pożar emocji? Co Martin zrobi ze swoim rozpoczętym na nowo życiem? Czy możliwość z korzystania nowoczesnych technik komunikacyjnych da jakieś rezultaty?
    Powieść ta zdecydowanie wyróżnia się na tle innych. Jest przesiąknięta egzystencjalnym bólem, posiada ogromną trójwymiarowość, która sprawia, że fabuła biegnie wielowątkowo pomimo pewnej monotematyczności. Czytelnik z trudem przyjmuje do wiadomości fakt, że przytoczona historia, dylematy bohaterów, to nie fikcja literacka. Autentyczność przeraża, przywołując ogrom emocji, które momentami są tak wielkie, że trudno zaakceptować pewne ukazane fakty. Raz łączymy się w rozpaczy z najbliższymi, za moment chcielibyśmy spróbować ulżyć Martinowi. Zycie pisze niesamowite historie i to jest właśnie jedna z nich, nie do uwierzenia, a jednak jak najbardziej prawdziwa. Zdecydowanie polecam.




Za możliwość napisania recenzji ogromnie dziękuję wydawnictwu Znak.

niedziela, 25 października 2015

Lukrecja Borgia- prawdziwe oblicze - /Córka papieża - Dario Fo/

Ludzie spieszą się ocenić innych, bo boją się oceniać siebie –Albert Camus


   Lukrecja Borgia urodziła się w Subiaco 18 kwietnia 1480 roku jako trzecie już dziecko przyszłego papieża Aleksandra VI i jego nałożnicy Vanozzy Cattanei. Fakt że,była potomkiem rodu Borgiów od samego jej przyjścia na świat kładł się cieniem na jej życie i sposób jej postrzegania przez innych. Rodzina Borgiów była powszechnie znana jako ród dążący po trupach do celu i nie przebierający w środkach, gdy ktoś stawał na jego drodze. Gdy dziewczyna miała 12 lat po raz pierwszy posłużyła ojcu w politycznych celach. Została wydana za mąż i nie oszczędzono jej wstydu nocy poślubnej, której ojciec był obserwatorem. Czy to mogło mieć wpływ na jej późniejszą postawę? Czy zorientowała się już wtedy, że odpowiednio zachowując się, może stać się niezastąpioną osobą przy Aleksandrze VI? Ten fakt niewątpliwe wykorzystał scenarzysta serialu o rodzie Borgiów. Uczynił z niej rozbuchaną erotycznie niewiastę, znaną z ogromnie rozwiązłego trybu życia, manipulatorkę, która oskarżona o kazirodcze stosunki została nazwana „największą kurtyzaną Rzymu”. Niewątpliwie takie przedstawienie jej postaci, jest niezwykle atrakcyjne dla filmu i dla obrazu, lecz czy ona sama była naprawdę właśnie taką, czy też wciąż istnieje pewien mit co do jej osobowości i życia? Cóż mogły kobiety w tamtych latach? Być potulną wobec ojca, męża, brata. Zależne finansowo, mogły jedynie marzyć,  by ktoś dostrzegł też i ich duszę. Bo cóż wiedzą mężczyźni o duszy kobiecej, jej marzeniach, dążeniach, celach. To czas kiedy wszystko możesz mieć za coś, trzeba podać tylko odpowiednią cenę, a pokrewieństwo i powinowactwo tylko wzmacniało zaufanie przy jakichkolwiek transakcjach. Ambicje Borgiów są wielkie, niełatwo nadążyć już za samym tokiem myślenia, a działania są natychmiastowe i konkretne. Czy nie jest dobrym sposobem przywdzianie swojego rodzaju kamuflażu, by nie odkryć się za bardzo, nie być łatwym celem ataku lub prześmiewczych pomówień? W powieści Dario Fo Lukrecja swoją łagodnością mogła oczarować, a to mogłoby być niebezpieczne, jej delikatność mogłaby nie być dobrym sąsiedztwem siły papieskiej. Również inteligencja musiała się dobrze chować, wykorzystana w odpowiedni sposób przynosiła wrażenie wyższości nad mężczyznami, a do tego nie można było dopuścić. Można by rzec, że pobożność Lukrecji w rodzinie papieskiej powinna być w cenie, lecz nic bardziej mylnego, nie można przecież być świętszym od samego papieża, czyż nie ujawnianie swoich poglądów nie świadczy o jej ogromnej inteligencji?
Cóż z tego, że trzy razy mężatka, jeśli po ukochanym mężu pozostał smutek i żal. Kobieta przez całe życie szuka prawdziwej miłości. Gdy ją utraci, to jakby świat stawał się chłodny i obcy.
Usiąść na papieskim tronie, choćby tylko przez miesiąc, to wielka odwaga, a zdobycie poparcia kościoła i ludu,to wiedza i inteligencja. Tylko wrażliwy człowiek widzi bolączki tych co obok i broni uciśnionych.
Wszak muzami artystów zostają osoby, których osobowość jest jak kolorowy ptak lub przeciwnie, szare jak kamienie przy drodze. Zostać ich ulubienicą to znaczy, że dostrzeżono to co głęboko schowane, ogromną samotność, do której tak ciężko się przyzwyczaić, a najbardziej boli ona wśród najbliższych..
Lukrecja jakąkolwiek kobietą by nie była, przyćmiewała wszystkich wokół, nie urodą, nie inteligencją lecz umiejętnością stwarzania pozorów. Umiejętnością, która pomogła jej zarówno w ciężkich oosbistych chwilach jak i w momentach, kiedy każda decyzja mogła za sobą pociągnąć konsekwencje. I tak naprawdę obraz Lukrecji do końca pozoastanie jakby za wolką na pięknym, starym obrazie. Fascynujący i tajemniczy.

Nikt nie zechce uwierzyć, że Rzym i dwór papieski jej nie skaziły, ale jednocześnie nikt bezstronny i uczciwy nie może utrzymywać, że była winna przypisywanych jej nikczemnych czynów”








piątek, 9 października 2015

Niewzruszenie - Ewa Nowak

    Ewa Nowak z zawodu jest pedagogiem- terapeutą. Zadebiutowała w 1997 roku w „Filipince” tekstem dotyczącym zdawania egzaminów ustnych. W 2002 roku ukazał się jej debiut książkowy „Wszystko, tylko nie mięta”. Od 2003 roku autorka współpracuje z wydawnictwem Egmont. Jej twórczość skierowana jest głównie do młodzieży i dzieci, akcja książek rozgrywa się w czasach współczesnych i porusza aktualne tematy i problemy.
   „Niewzruszenie” to już jedenasta część serii miętowej, a wybrałam ją między innymi z powodu bardzo ładnej, jesiennej okładki, tak pasującej do obecnej pory roku. Od razu zaczęłam zastanawiać się, co mają migdały do czarnego kota, dlatego też z pewną niecierpliwością czekałam na przesyłkę. Gdy już zaczęłam czytać, czas mijał niepostrzeżenie, a ja jako gość uczestniczyłam w życiu naprawdę niebanalnej rodziny, w której lodówka w czwartki zaczynać świecić pustkami, a każde z rodziców wykonuje wolny zawód. Tak naprawdę ciężko tu wskazać głównego bohatera, ponieważ każda z postaci pełni ważną rolę i stanowi część pewnej układanki. Mama Anna ma ogromnie ciekawy zawód , o którym jednak dzieci zarówno Marianna czy tez Lew nie lubią wspominać innym. Bo jak ją przedstawić kolegom – jako wróżkę ? Przecież od razu padło by ze sto pytań, niejednokrotnie krępujących. Już zdecydowanie lepiej mówić o tacie – muzyku, który zarabia na weselach i pełni rolę zaopatrzeniowca dla wyżej wspomnianej lodówki i oczywiście całej rodziny. Lew, który już przyzwyczaił się do tego, że niestety z racji imienia zawsze zostanie dla innych zwierzakiem, marzy o swoim, wyjątkowym kocie. Pech chce, że przez różne zbiegi okoliczności ciągle go nie ma, lecz za to poznaje świat uczuć, na jakie nie jest w ogóle przygotowany. Miłośnik animacji filmowych zostaje poddany ogromnej próbie charakteru, walce z otoczeniem i własnym uczuciem, czy wyjdzie z niej zwycięsko? Marianna, jego starsza siostra, licealistka, boryka się z kolei z mniemaniem o własnej przeciętności jak i o beznadziejności związku, którego nie umie zakończyć. Nie słucha uwag brata a być może byłoby warto. („Nie mogę słuchać twoich rad w kwestiach sercowych. To jakby słuchać bezdomnego jak zostać milionerem”) Autorka ukazuje nam rodzinę, niezwykle różnorodną, lecz bardzo ze sobą związaną. Niewątpliwie do pewnej jej konsolidacji przyczynia się ciekawej urody zwierzak imieniem Ewcia, który niespodziewanie staje się ważnym domownikiem. Mnie osobiście ogromnie spodobało się to, że powieść jest absolutnie aktualna zarówno dla młodych jak i starszych czytelników. Przedstawione problemy mogą dotknąć każdego z nas, niezależnie od wieku. Faktem jest, że młodzież zdecydowanie bardziej przeżywa swoje frustracje i porażki i to rola nas, dorosłych aby pomóc w trudnych chwilach, by nie stały się one swoistą traumą. „Niewzruszenie” to na pewno powieść ważna, ponieważ pielęgnuje pewien świat wartości, tak obecnie wsuwany w kąt lub wręcz powoli zapominany. Autorka pisze niezwykle lekko, momentami z ogromnym humorem o sprawach, które tak naprawdę są zmorą dla niejednego. Przeciętność, brak akceptacji i zrozumienia, trudne wybory to problemy nurtujące niejednego z nas. Ogromnie miło spędziłam czas z bohaterami powieści, nie da się ukryć, że ogromnie zauroczyła mnie postać charakternej sąsiadki i jej poniekąd celne uwagi. Towarzyszyło mi przy tej wizycie pewne wzruszenie, zaduma, jak i również śmiech. Miło znaleźć się w miejscu gdzie szacunek do drugiej osoby nie jest niczym wyjątkowym a dwa światy; szkoły i rodziny, niby tak dalekie od siebie, tak świetnie ze sobą korespondują i uzupełniają.
  Ewa Nowak to autorka, która w prosty sposób przedstawia to, co wcale proste nie jest. Wzajemne relacje, zależności, układy to wszystko składa się na nasze życie. Ważne by wyjść z nich zwycięsko, tak jak bohaterowie powieści. Zdecydowanie polecam.


piątek, 2 października 2015

Znów nadejdzie świt - Anna J. Szepielak

  Anna Szepielak z zawodu jest nauczycielką i bibliotekarką. Publikowała teksty z zakresu oświaty jak i artykuły na jednym z portali internetowych. Współpracowała także z regionalnym tygodnikiem, w który ukazywały się jej artykuły i recenzje nowości wydawniczych. Zadebiutowała w 2010 roku. Do tej pory wydała cztery powieści. „Zanim przyjdzie świt” to kolejna część historii rozgrywających się na na małopolskich terenach- miasteczku nad Czarnym Potokiem.

  Główną bohaterką jest Elwira i to jej, jak i też jej rodziny dotyczyć będzie ta powieść. Czas akcji to prawie 150 lat. Tak duża rozpiętość dziejowa powoduje, że czytelnik musi uważnie śledzić treść i w skupieniu poznawać losy zarówno jej przodków, jak i współczesnych sobie przyjaciół. Autorka umiejętnie korzystając z pięknego, staropolskiego języka, wprowadza czytelnika w odległy świat, gdzie tajemnica goni tajemnicę, a stary modlitewnik pełni funkcję pomostu łączącego wspomnienia z teraźniejszością. Autorka przedstawia nam całą galerię interesujących postaci, niejednokrotnie znanych nam już z poprzednich powieści. Fabuła podzielona jest na cztery części, mamy tu i „Owoce jesieni” i „Zimowe dramaty”, „Wiosenne rozterki” i „Pożegnanie z latem”. Ogromnie podoba mi się takie klasyfikowanie zdarzeń, ponieważ wszystko dzieje się na tle wspanialej polskiej przyrody. Opis życia na wsi według pór roku nawiązuje odrobinę do „Chłopów” Reymonta, jednak tutaj nie wszystkie miesiące przyporządkowane są wsi i jej mieszkańcom. Trzpiotowata Elwira będzie przekonywać czytelnika do swojej o wiele bardziej poważniejszej postaci a jej dylematy i rozterki zdecydowanie przyciągną uwagę czytelnika. Jak to w życiu często bywa i tutaj zarówno śmierć jak i narodziny są ze sobą ściśle powiązane, a i niepewna przyszłość niejednemu da znać o sobie. Mnie osobiście bardzo podoba mi się u autorki pewna konsekwencja w kreowaniu dalszych losów swoich bohaterów i niebywała ich plastyczność. Czytelnik bardzo szybko zostaje wciągnięty w wir zdarzeń, i momentalnie zaczyna utożsamiać się z postaciami. Odrobinę kłopotliwe było przeskakiwanie fabuły w czasie, która zdecydowanie bardziej spójna wydawała mi się w pierwszej części powieści. Autorka jednak zaoferowała mi sporą dawkę emocji, które pozwoliły mi książkę przeczytać w rekordowym tempie. Dlatego też moją wizytę w Czarnym Potoku uważam za jak najbardziej udaną i serdecznie zapraszam aby iść w moje ślady. Zdecydowanie warto.