Izabela Sowa posiada tytuł naukowy
doktora psychologi i nie da się ukryć, że uzyskaną wiedzę,
umiejętnie wykorzystuje w swoich książkach. Jej powieści pełne
są postaci posiadajacych interesującą, złożoną osobowośc, i fabuły wzbudzającej sprzeczne emocje.
Główną bohaterką „Tymczasem”jest
Monique, stylistka pochodząca z Bukowiny, pracująca wcześniej z
telewizji a obecnie zarabiająca pisząc felietony i robiąc porządki
w szafach śmietanki towarzyskiej. Wyplenianie złych nawyków w
dobieraniu ubrań, segregacje w czyichś szafach to jest to, co lubi
robić najbardziej. Przemierza kilometry w poszukiwaniu odpowiednich
dla klientek strojów i dodatków. W czasie swojej prosperity wzięła kredyt
we frankach na zakup malutkiego mieszkanka w Warszawie, w tej chwili
ma przez to ogromne problemy finansowe. Pracy ma coraz mniej,
wielokrotnie nie otrzymuje wynagrodzenia i z każdym dniem zaczyna
psychicznie czuć się coraz gorzej. Pewnym paradoksem jest to, że
jej narzeczony to ambitny trener motywacyjny, posiadający własny
program w telewizji z dużą oglądalnością. To on stara się, aby
Monigue wyznaczała sobie jakiś cel, jednak ona potrzebuje czegoś
więcej niż słów. Coraz częściej wraca myślami do swojego
dzieciństwa, a przede wszystkim do czasu, kiedy mieszkała w Krakowie, ze swoim
niesamowicie ekscentrycznym wujem Augustem. Zaczyna
postrzegać pewne wydarzenia zupełnie inaczej niż jako nastolatka.
Doceniać rzeczy, które wcześniej uważała za coś zwykłego, nie
godnego większej uwagi. Tęskni za wujem i stara się z nim
skontaktować. Jednak on uparcie nie odbiera telefonu.
Powieść biegnie dwutorowo,
rzeczywistość przeplatana jest retrospekcjami, głównie z czasu
kiedy Monigue mieszkała w Krakowie. Dziewczyna przez cały czas ma
poczucie klęski, niewykorzystanego danego jej czasu, a najbardziej
żałuje, że żyła w pewnej „tymczasowości”. To na nią
zrzuca swoje niepowodzenia i ją obwinia o aktualny stan rzeczy. Cały
czas ocenia swoje zachowanie i wybór drogi życiowej. Tak naprawdę,
mimo pewnej propozycji zawodowej, nie daje sobie nadziei na lepsze
jutro. Tak jakby niespłacony kredyt nie pozwalał na nadzieję i
blokował nawet marzenia.
Duże wrażenie zrobiło na mnie jak
sprawnie autorka połączyła wątek stolicy z krakowskim. Tu nie
chodzi o płynność fabuły lecz tak umiejętne przedstawienie
głównej postaci, że można idealnie odróżnić w niech cechy
typowo warszawskie jak i te które charakteryzują krakowianina.
Czytając tekst w pewnym momencie jakbym słyszała słowa
wypowiedziane przez moją koleżankę z Warszawy, nawet można było
sobie wyobrazić akcent: „Wybrała prysznic ale czasem robiła
wyjątek dla nowego faceta, który ubrdał sobie, że wspólne
moczenie w stygnącej wodzie to element tańca godowego. By nie
odzierać go ze złudzeń, wciskała się do wanny otoczonej
zapalonymi świecami i czuła się niby chryzantema na zaduszkowym
grobie, wśród zniczy.” I okiem krakowskim - „Człowiek mieszka
tyle lat w Warszawie i ciągle nie może przywyknąć, że tu ludzie
wychodzą na dwór”. Czy jednak ważne jest kto skąd pochodzi? Czy
nie jest tak, że to my powinniśmy stanowić sami o sobie? Autorka
kładzie Monigue wiele kłód pod nogi, zarówno po to aby w końcu
dorosła, jak i aby zaczęła dostrzegać pewne wskazówki jakie daje
jej los. Życie „tymczasem” nie sprawdziło się, trzeba szukać
pewnej stabilizacji, przede wszystkim jednak znaleźć samego siebie
z własnymi potrzebami i pragnieniami.
Napotkani na drodze ludzie, jak w
przypadku „Bonobo”(tak nazywal Monigue wuj August) niesamowita i
tajemnicza Brzytwa, nie mają prowadzić za rękę, lecz mają byś
swego rodzaju nauczycielami, wskazującymi jednak kilka kierunków
jakimi można podążać. To główna bohaterka ma sama zdecydować
jaką drogę chce wybrać.
„Tymczasem” to interesująca
powieść o wartościach, które nie dość, że zanikają, to stają
się coraz częściej zbędne, o życiu, które tak naprawdę jest
niejednokrotnie jednym wielkim pędem za pieniądzem, dobytkiem,
które jednak nie zastąpią miłości i uczucia spełnienia. O pewnych
stylach życia, które jednych przerażają a drugich satysfakcjonują. O tym, że każdy człowiek jest inny, a uczciwość
staje się wartością coraz bardziej poszukiwaną. Autorka pośrednio
sugeruje, że całkowite oderwanie się od korzeni może spowodować
naszą klęskę, lecz i nieodcięta w porę pępowina, może
przysporzyć wiele problemów w dorosłym życiu.
Osobiście uważam, że powieść ta
jest ogromnie krakowska i ktoś nie mieszkający w tym mieście,
może troszkę czuć się zmęczony jej klimatem. Tak jak i nużył on nieraz wuja Augusta, który mimo pozornej negacji, był
zdecydowanym lokalnym patriotą i Kraków dla niego stanowił centrum
świata. Najważniejsze jednak jest w niej pewne przesłanie, by
nasze życie nie było oparte na „tymczasem”, byśmy nie tylko
żyli chwilą, lecz równocześnie patrzyli w przyszłość. Kredyty,
praca, trzymają nas w jednym miejscu, rzadko kiedy pozwalając na
odpoczynek, blokując umiejętność dokonywania odpowiednich
wyborów. I mimo że „najsmaczniejsze potrawy powstały w garnkach
biednych” to dążymy do luksusu jak mucha do miodu. Zapominamy, że nie da się odwrócić czasu i przyjaźnie nie będą trwać jeśli nie będziemy ich pielęgnować.
Izabela Sowa przypomina, że nasze tymczasowe maski mogą tak do nas przylgnąć, że gdy będziemy chcieli ich sie pozbyć, nasze oblicze niekoniecznie będzie nam się wydawać takim jakim go pamietamy a wtedy czeka nas długa droga aby go zaakceptować na nowo.Nie dopuśmy do tego.