niedziela, 31 stycznia 2016

Rachunek - Karlsson Jonas

    Jonas Karlsson to jeden z najlepszych szwedzkich aktorów, laureat wielu prestiżowych nagród za role fimowe. Jest również świetnym dramaturgiem, którego sztuki wystawiane są przez sztokholmskie teatry. Jako pisarz zadebiutował zbiorem opowiadań, który zyskał status jednej z najlepszych książek 2007 roku.
Bohaterem jego najnowszej powieści, jest niczym nie wyróżniający się, można stwierdzić nijaki mężczyzna, który prowadzi dość uporządkowane życie; pracuje na pól etatu w wypożyczalni kaset video, wynajmuje małe mieszkanie, tak właściwie nie ma wielkich potrzeb, żyje z dnia na dzień. Wszystko zmienia się, gdy dostaje pocztą rachunek, wystawiony przez tajemnicze ministerstwo na ponad pięć i pół miliona koron - jego codzienny tryb życia zostaje całkowicie zburzony. Mimo pewnej niewiary, że być może to nie on powinien być adresatem, zaczyna zastanawiać się, kto komu może być winny aż tak dużą kwotę. Gdy po wielkich trudach i wielu rozmowach z niejaką Maud dowiaduje się, że tak wyceniono jego szczęście, emocje, przeżyte dni, brak tragedii, chorób, popada w zdumienie. Jak to możliwe, że właśnie jego życie zostało wycenione tak wysoko? Dlaczego jego przeżycia uznano za tak ważne i cenne?
Niejednokrotnie mówimy o danym dniu, że był dobry, czy szczególnie zły. Na co dzień, w pośpiechu, nie zwracamy uwagi na znaczenie każdego z nich. Główny bohater zostaje nagle postawiony przez lustrem wspomnień, które ocenia, analizuje, nagle zauważając, że tak naprawdę pomimo tego, że jego życie wydawało mu się niekoniecznie atrakcyjne, w jakiś sposób jednak takim właśnie jest i być może wiele osób chętnie zamieniło by się z nim. Jednak na pewno nie jest niczym miłym, gdybyśmy nagle sobie uświadomili, że nasze życie ktoś zupełnie obcy ogląda, analizuje, wpisując do tabelki jego pozytywy i negatywy, sumując, mnożąc, obliczając różnicę naszych uczuć i emocji. My sami często uciekamy przez jego ocenianiem, bojąc się wspomnień, nie mając ochoty na pewne retrospekcje.
    „Rachunek” to powieść, która ma przypomnieć nam o znaczeniu i wadze każdej chwili, zwrócić nam uwagę na naszą codzienność, która niejednokrotnie wydaje nam się nudna czy nijaka. Czy tak naprawdę jest, czy tak jak bohater powieści nie zdajemy sobie sprawy z tego, jaki w nas samych tkwi potencjał, być może warty właśnie miliony? Autor daje czytelnikowi swoistego kuksańca, i z lekko przewrotnym, dwuznacznym i ironicznym uśmiechem pyta- „co u Ciebie słychać?”
Konfrontacja z systemem, z państwem, jawi się jako mroczny tunel, gdzie wszystkie drogi kończą się zamurowanym wyjściem. Pojęcie szczęścia, tak względne, nie staje się wytrychem a wręcz przeciwnie jeszcze bardziej zwiększa poczucie bezradności.
Można by stwierdzić, że „Rachunek” to powieść przygnębiająca i smutna. Nic bardziej mylnego, autor umiejętnie operując słowem tworzy swoistego rodzaju literacką burleskę, która bawi lecz równocześnie zmusza czytelnika do wielu przemyśleń.
    Ogromnie lubię właśnie te książki, które nie tylko wprowadzają w zdumienie, lecz budzą we mnie moc emocji. I choć na początku wydawało mi się, że jej pewna monotonność zdecydowanie mnie znudzi okazało się, że w niewątpliwy sposób stała się ona zaletą tej książki. Warto czasem zatrzymać się i usłyszeć te dźwięki, które trzeba wyłonić wśród innych czy popatrzyć na to, co oglądamy codziennie, innym, wybiórczym spojrzeniem. Dzięki tej powieści stanie się zdecydowanie łatwiejsze.


czwartek, 28 stycznia 2016

Zazdrośnice Éric-Emmanuel Schmitt

   Nie ukrywam, że Eric- Emmanuel Schmitt należy do pisarzy, których darzę ogromnym szacunkiem. Świetny obserwator życia, wspaniały psycholog dusz, niejednokrotnie potrafi swoją twórczością zafascynować, zmusić czytelnika do wielu przemyśleń i zostawić go całkowicie rozedrganego emocjonalnie. W większości jego ostatnich powieści i opowiadań, występujący bohaterowie to ludzie dojrzali, którzy swoje emocje, dylematy umieją nazwać i określić. „Zazdrośnice” to szesnastoletnie dziewczęta, wchodzące w dorosłość, nie umiejące jeszcze radzić sobie ze swoimi uczuciami. Walczące o miłość, zainteresowanie, oscylujące pomiędzy dzieciństwem a dorosłością, marzące o pełnoletności, tak naprawdę chcące pozostać małymi dziewczynkami. „Kiedy dorośli traktują mnie jak smarkulę, mam do nich żal, zwłaszcza do matki, bo uważam, że zasługuję na ich poważanie. Gdy jednak jest przy mnie Dad, mam ochotę uchodzić równocześnie za kobietę i za dziecko”. Według jednejh miłość przynosi spełnienie, według drugiej jest w jakimś stopniu uzależnieniem, jeszcze inna jej nienawidzi, pragnie przeciw niej buntować się i nią manipulować. Anouchka, Julia, Raphaelle, Colombe – przyjaciółki od serca, od zawsze razem, kłódka na moście z ich inicjałami ma przetrwać wszystko, bo to co je łączy, jest sto razy ważniejsze i trwalsze niż miłość. Gdy jedna z nich zwierza się, że została już prawdziwą kobietą, staje się to motorem zdarzeń, których żadna z nich nie umie powstrzymać, lecz każda z nich jest naprawdę ich sprawczą siłą. Dorastanie to ogromnie trudny czas, w którym emocje są tak silne i często tak skrajne, że nie można ujrzeć nic pośrodku, nie ma szarości, tylko czerń i biel, jest „tak” i „nie” bez pozwolenia na „może”. Pewna bezwzględność bohaterek przeraża lecz i one same uginają się od prób odpowiedzi na pytania - kim jestem, po co żyję, dokąd zmierzam, jak mnie ludzie postrzegają. Brak akceptacji własnej osoby, małe problemy które rosną do rangi dramatów, przytłaczając i blokując obiektywizm stają się prawdziwymi tragediami. Emanująca od nich zazdrość staje się przyczyną konfliktów, nieporozumień i staje się grubą barierą, która je oddziela ale daje możliwość na jej obejście.
   Eric- Emmanuel Schmitt po raz kolejny udowadnia, że potrafi całkowicie zaskoczyć i wyprowadzić czytelnika na manowce. Nasze spekulacje, domysły nie doprowadzają nas do celu, a pytania długo pozostają bez odpowiedzi. Czy ciemna strona uczuć zwycięży, czy bohaterki odkryją prawdziwe oblicze miłości i jaki to na nie będzie miało wpływ? Moc pytań, zaskakujące odpowiedzi. Zdecydowanie polecam.

środa, 27 stycznia 2016

Dieta (nie) życia - Karolina Otwinowska, Agnieszka Mazur

     Tak naprawdę nigdy nie wiemy jakie usłyszane w dzieciństwie słowo i zaistniała sytuacja będzie nas prześladować przez wiele lat, a my myślami, będziemy ją stale przywoływać i trudno będzie nam przestać o niej wspominać. Autorka wiele razy w dzieciństwie słyszała, że jest Pączuszek – łagodnie, czy też gruba krowa- już z wyraźnym akcentem aby ją obrazić. Tak naprawdę oglądając zdjęcia zamieszczone w książce usiłowałam odnaleźć na nich powody do takich nazwań, lecz szczerze pisząc w ogóle ich nie zauważyłam. Może troszkę bardziej zaokrąglona dziewczynka – nic poza tym. Jednak w głowie autorki przezwiska utkwiły jak kujące drzazgi. Jej myśli o jedzeniu stawały się coraz bardziej obsesyjne, a wraz z latami ważność obmyślonego posiłku zarówno co do produktów jak i godziny jedzenia, wręcz maniakalne. Godzinami myślała o jedzeniu, dokładnie planowała zawartość lodówki i każda nagła zmiana doprowadzała ją do furii. I tak sobie myślę, jak dużo trzeba mieć wewnętrznej siły aby w dzieciństwie i młodości nie przejmować się opiniami innych. Prawie nierealne. Wtedy jesteśmy chłonni jak gąbka, a każde drobne niepowodzenie staje się nieraz końcem świata. Jak wychowywać więc dzieci aby doświadczały one niepowodzeń ale, żeby one były pozytywną motywacją a nie stały się przekleństwem na całe życie.
Karolina Otwinowska opisuje swoje życie z anoreksją, walkę z nią lecz przede wszystkim nieustającą pracę ze sobą. Pokazuje jak choroba zmienia zapatrywanie na życie, na codzienność, jak wielkie spustoszenie w duszy czynią próby samobójcze. Dziesięć lat życia z nieproszonym lokatorem, który rozbija nam cały porządek dni, tygodni, miesięcy. Piękna dziewczyna, która chciałaby aby jej ciało najchętniej znikło. Tabele kaloryczne w jednym palcu. Wigilia, opłatek, panika – ile on ma kalorii? Wszystko podporządkowane jedzeniu. Długie godziny hospitalizacji i psychoterapii. I tak właściwie najlepszy kontakt z ludźmi chorymi, bo tylko oni mogą zrozumieć czy pomóc. Dla innych jest się eksponatem na jaki patrzy się zarówno ze zdumieniem jak i ze zgrozą. Co ona ze sobą zrobiła. Ona. Trzeba naprawdę długich lat, żeby zrozumieć zarówno powody takiej sytuacji jak i zmienić całkowicie swój pogląd na życie. Pokochać siebie. Nie myśleć o jedzeniu lub o tym, aby sprawiało ono przyjemność. Jestem pełna podziwu dla ogromu pracy jaką wykonała autorka przez te długie lata.
   Anoreksja to choroba, która nie tylko niszczy ciało lecz czyni spustoszenie w duszy. Najważniejsze jednak aby wystarczyło sił na codzienną walkę i aby zrozumienie własnych odczuć, potrzeb było początkiem nowej drogi życia. I wtedy tablice kaloryczne przestaną być potrzebne.

wtorek, 26 stycznia 2016

Cyrk na kółkach, czyli język polski na wesoło - Anita Graboś Monika Hałucha

     Pamiętam jak w dzieciństwie czekałam na nowy numer najpierw czasopisma „Miś” a później „Świerszczyka”. Uwielbiałam teksty drukowane w odcinkach i różnorakie ilustracje. Najbardziej jednak lubiłam wszelkiego rodzaju krzyżówki, rebusy i szarady, które znajdowały się najczęściej pod koniec gazetki. Sprawiały mi one dużo frajdy a niejednokrotnie wcale nie należały do najłatwiejszych. Gdy zobaczyłam „Cyrk na kółkach” od razu przypomniały mi się właśnie tamte chwile. Duży zbiór łamigłówek, labiryntów, kolorowanek trafił do mnie akurat w czasie ferii czyli w świetnym czasie do wspólnej pracy i zabawy z dzieckiem. Tak naprawdę nie wiem, kto bardziej ucieszył się , ja czy syn ale obydwoje ochoczo zaczęliśmy wykonywać zawarte w niej polecenia. Ilustratorka Anita Graboś znana mi już była z fantastycznej kolorowanki „Wyspy”, przy której syn spędził wiele godzin. Ten zbiór zachwycił mnie jednak z innego powodu. Wielokrotnie mówiąc do dziecka wykorzystywałam związki frazeologiczne, których on niejednokrotnie nie rozumiał. Pytał „czemu szukasz dziury w całym” lub „czemu masz oczy dookoła głowy” ? Wiadomo z powiedzeniem „tam gdzie król chodzi piechotą” nie miał w ogóle problemu i sam wykorzystywał go wielokrotnie. W tym zbiorze oprócz wielu ciekawych labiryntów, wyszukiwaniu różnic, kolorowanek, łączeniu kropek, autorki w sposób ogromnie przejrzysty tłumaczą znaczenia popularnych związków frazeologicznych np. wilczy apetyt, gruszki na wierzbie, kocia muzyka. Zabawne rysunki świetnie ilustrują meandry naszego polskiego języka, ukazując jego fenomenalne możliwości. Na pochwałę zasługuje również sposób wydania. Książka przypomina blok rysunkowy z grubymi, wydzieranymi kartkami, dzięki czemu można spokojnie korzystać z cienkopisów i farb a i równocześnie może pracować cała rodzina. Moje dziecko od razu usiłowało odtworzyć w pokoju cyrk na kółkach, a gdy poprosiłam, żeby posprzątał to usłyszałam, że szukam dziury w całym. Przy kolacji stwierdziło, że wilczy apetyt to ma tata a on jedynie może mysi. W rezultacie mąż stwierdził, że chyba on musi zacząć mu dobierać odpowiednie lektury. Jednak śmiechu było mnóstwo, choć nie da się ukryć, że wiele pracy jeszcze przed nami zostało.
  „Cyrk na kółkach” to zdecydowanie pozycja godna zareklamowania. Uczy, niesamowicie wciąga, bawi, poszerza horyzonty i rozwija zainteresowania. Gdy do niej zaglądniemy, przepadamy z kretesem. Polecam !!

niedziela, 24 stycznia 2016

Wybór Jasminy. Prawdziwa opowieść o niewolnicy, która wywalczyła sobie życie - Sasson Jean

  Jean Sasson urodziła się i wychowała na południu Stanów Zjednoczonych. W 1978 roku wyjechała do Arabii Saudyjskiej, gdzie pracowała w administracji szpitala im. Króla Fajsala w Ar-Rijad. Jej staż trwał ponad dziesięć lat, w czasie których ogromnie zżyła się z księżniczka Sułtaną. Również wtedy poznała swojego przyszłego męża. Jean Sasson jest autorką wielu książek, w których porusza tematykę statusu kobiet w świecie arabskim. Jej książka „Księżniczka” przez wiele lat utrzymuje się na listach bestsellerów. Bohaterkami jej powieści nie są postacie fikcyjne, lecz osoby jak najbardziej autentyczne. Tak jest również w przypadku książki „Wybór Jasminy”. Główna bohaterka to 23-letnia, piękna Libanka, stewardesa, która zostaje porwana przez irackich żołnierzy w czasie inwazji Iraku na Kuwejt i umieszczona wraz z kilkunastoma kobietami w dość specyficznym więzieniu. W miejscu gdzie nie rządziły żadne prawa a agresja, przemoc i poniżanie były na porządku dziennym. Muszę przyznać, że mam ogromny problem by napisać tekst, który by można nazwać recenzją tej książki. Ciężko oceniać fakty, które przyprawiają o dreszcze, gęsią skórkę i mdłości. Ciężko omawiać tekst tak bardzo budzący wewnętrzny sprzeciw na zaistniałe i opisane wydarzenia. Autorka przestrzega, że nie jest to książka dla ludzi o słabych nerwach i żeby zachować autentyzm musiała uwzględnić drastyczne szczegóły jakie wyjawiły jej porwane kobiety. Jasmina mimo swoich lat nigdy nie pocałowała mężczyzny, była dziewicą. „ Nie była w stanie walczyć, lecz usłyszała zdławione chlipanie i w osłupieniu pomyślała, że w jej celi jest jakieś dziecko, by dopiero po chwili pojąć, że to tylko jej łkanie”. Została wybrana przez Kapitana jako jego niewolnica. Upokarzana, bita marzy o popełnieniu samobójstwa. W więzieniu codziennie rozbrzmiewa krzyk hańbionych kobiet, lecz jeden z nich jest głosem, który wydaje się przenika aż przez grube mury. Szesnastoletnia, piękna Lana ma za swojego „opiekuna” najgorszego sadystę, bestię, człowieka wyszkolonego w torturach. Czy delikatna dziewczyna ma możliwość jakiejkolwiek obrony?
Jasmina jest kobietą inteligentną, ma nadzieję na przechytrzenie swojego oprawcy. Czy ma ona szansę na lepsze życie i opuszczenie więzienia? Czy istnieje jakakolwiek możliwość polepszenia warunków?
Autorka w sposób niezwykle delikatny stara się przedstawić fakty, które mało, że wydają się nieprawdopodobne, to powodują ogromną niechęć do Irakijczyków, do ich priorytetów i bestialstwa.    Przedstawione wydarzenia są tak bulwersujące, że czytelnik w pewnym momencie zaczyna się dusić. Najgorsze jest to, że często media donoszą o podobnych wydarzeniach i podnosi się wtedy ogromna fala krytyki na całym świecie. Tylko co z tego? W jaki sposób możemy ingerować w czyjąś religię i ugruntowane od wieków zwyczaje? Czy kobieta to towar, zwierzę czy człowiek? Czy w ogóle można mówić o jakimkolwiek człowieczeństwie opisanych oprawców? Pytań jest ogromnie wiele. Moje odpowiedzi nie zgadzają się z opisanym światem. Dlatego też uważam, że ogromnie myląca jest okładka książki. Tak naprawdę to powinien z niej przebijać jeden wielki krzyk skatowanych ofiar, by nasza świadomość miała możliwość przygotować się na to, czego umysł nie jest w stanie pojąć. Pozostaje nam jedynie wielki szacunek do skrzywdzonych kobiet, że pomimo ogromnej brutalności napastników, potrafiły zachować swoją osobistą godność.











piątek, 22 stycznia 2016

Detektyw Pierre w labiryncie. Na tropie skradzionego Kamienia Chaosu - IC4DESIGN, Hiro Kamigaki, Chihiro Maruyama

 

     Muszę przyznać, że ostatnio u mnie w domu prym wiedzie literatura dziecięca, która coraz bardziej staje się nazwijmy to – uniwersalna wiekowo. Wiele pozycji może przypaść do gustu zarówno młodym jak i dorosłym czytelnikom.
Jak wiadomo i dzieci i starsi uwielbiają bawić się w detektywa. Jednak sztuka dedukcji, idealnego łączenia faktów, spostrzegawczości do łatwych na pewno nie należy. Mistrzem w tym fachu niewątpliwie był np. Hercules Poirot i on myślę, nie miałby żadnych problemów przy wykonywaniu poleceń tytułowego detektywa Pierre. Książka o tym poszukiwaczu złodziei, stworzona przez znany na całym świecie, działający w Hiroszimie zespół ilustratorski, założony piętnaście lat temu przez Hiro Kamigakiego ( laureaci wielu nagród, do ich klientów należą np.„The New York Times”, „Newsweek” Toyota) jest niewątpliwie wspaniałą perłą wydawniczą. Duży format, twarda oprawa, wspaniałe kolory z daleka przyciągają uwagę. Gdy dodamy do tego fantastyczną grafikę,szczegółowość ilustracji i zadania, których wykonanie do najłatwiejszych nie należy, otrzymamy książkę od której nas ogromnie trudno odciągnąć. Każda strona to inny labirynt, niesamowity warsztat Pierre'a, muzeum, Śródmieście czy nietypowy las, to tylko nieliczne z nich. Wszystkie ogromnie drobiazgowo narysowane, z mnóstwem dodatkowych elementów, które raz pomagają a kiedy indziej wręcz przeszkadzają w wykonywaniu zadania. Poleceń jest naprawdę dużo, po wydawało by się banalne, co okazuje się takim nie jest, po naprawdę trudne, które wymagają wiele uwagi. Momentami nasze oczy wyprowadzają nas w pole i wydaje nam się, że nic absolutnie nie znajdziemy, by dopiero po chwili zauważyć brakujące elementy. Książka ogromnie angażuje, gdy zaczniemy bawić się w detektywów i podążać tropem złodzieja, to bardzo niechętnie wracamy do codzienności. Ogromnie podoba mi się też jej uniwersalność, absolutnie cała rodzina dzięki jej atrakcyjności może razem spędzać czas. Cała historia wydaje się prosta, lecz jej droga do zakończenia jest ogromnie wyboista i trzeba naprawdę być spostrzegawczym aby wyjść na prostą. Ciężko mi wybrać co mnie urzekło w niej najbardziej. Na pewno niesamowite kolory, wielowymiarowość ilustracji, różnorodność zadań jak i iskierka humoru autorów, która niewątpliwie dodaje całości smaku.
      Według mnie ta książka to niewątpliwie nietypowe dzieło sztuki z którym obowiązkowo powinniśmy się zapoznać. Polecam wszystkim, bez względu na wiek, zajmujące chwile gwarantowane.

sobota, 16 stycznia 2016

Dziewczyna z portretu- David Ebershoff

    Obecnie możemy mówić o pewnym coraz częstszym procesie – kobiety stają się bardziej męskie a mężczyźni ogromnie niewieścieją. Niejednokrotnie różnice płci w jakiś sposób zatracają się i częściej mamy do czynienia z określeniem „unisex”. Jednak od początku świata można było spotkać osoby, które nie akceptowały swojej płci, lub nie czuły się pewnie będąc takimi jakimi się urodziły. Często jednak pewne olśnienia dokonywały się przez przypadek, a rozumienie niektórych procesów nigdy nie było i nie jest najłatwiejsze. „Dziewczyna z portretu” to właśnie opowieść o poszukiwaniu nie tylko swojej tożsamości, ale również osobistego zrozumienia swojego ciała jak i jego potrzeb. Autor przedstawia dzieje małżeństwa Grety i Einara Wegenerów, pary artystów, osób ogromnie wrażliwych, umiejących otworzyć się zarówno na sztukę jak i na samych siebie. Einar uwielbiał malować pejzaże, często te same miejsca w różnych porach roku, Greta zdecydowanie bardziej wolała portrety. I właśnie przy malowaniu jednego z nich poprosiła męża, zdawałoby się o tak niewiele, aby przebrał się za nieobecną modelkę, by mogła szybciej dokończyć obraz. Ten epizod mógłby zostać praktycznie przez nich zapomniany, gdyby nie fakt, że w tym właśnie momencie w świadomości zarówno Einara jak i Grety pojawiła się jeszcze jedna postać – Lili, która niesamowicie szybko zawładnęła zarówno ich umysłami jak i sercem. Powoli, delikatnie z ogromną nieśmiałością i pewnym zawstydzeniem zaczęła wnikać w ich codzienność, i stawać się gościem w ich domu.
   Muszę przyznać, że ogromnie podoba mi się konstrukcja powieści. Autor wykazał się ogromną wrażliwością i delikatnością. Nie stara się czytelnikowi nic sugerować bezpośrednio lecz pozwala mu samemu analizować, wyciągać wnioski i powoli zaczynamy akceptować początkową ulotność Lily, by później dać jej pełne prawo obecności w domu Wegenerów. Niesamowicie skomplikowany proces przemiany Einara w kobietę, sposobu jego myślenia, wewnętrznej walki, lęku o przyzwolenie (przede wszystkim Grety), to wiele dni w życiu artystów, dla których pojęcie „tolerancja” nabiera całkowicie innego znaczenia, a uczucia zostają poddane ogromnej próbie. Przyzwolenie na inność, na cudzą wrażliwość i akceptacja ich, to zdecydowane atuty tej powieści. Trudna droga do własnego samookreślenia się to początek zdobywania wyboistych ścieżek życia. Gdy jednak są przy nas osoby, które tak jak Greta, pozwalają byśmy szli w swoim kierunku i wspierają nas w tym – wszystko staje się możliwe.
Einar Mogens Wegener po chirurgicznej korekcie płci staje się Lili Elbe. Nie namaluje więcej ani jednego pejzażu, twierdząc, że robił to tylko Einar.
   Obecnie słowo tolerancja przechodzi zdecydowany renesans, niekoniecznie w dobrym znaczeniu. Zdecydowanie warto przeczytać właśnie tę powieść, przypomina ona bowiem o prawdziwym, niemedialnym jej obliczu. Zdecydowanie polecam.