Są
takie książki, po które sięgamy z powodu reklamy, czasem
niekoniecznie do nich dobrze nastawieni, myśląc, że czytając
okaże się ona nie do końca taka, jak w opisie czy notkach
marketingowych. I tak naprawdę okazuje się niejednokrotnie. Dużą
niespodzianką było dla mnie to, że „Najszczęśliwsza
dziewczyna na świecie” mało, że okazała się tak dobrą
powieścią jak pisano, a być może nawet lepszą. Bo tak naprawdę
wszystko już w książkach było, i kamuflaż pewnej postaci i
tajemnice sprzed lat, lecz najważniejsze jest jednak to, jak nam,
czytelnikom to przedstawiono. W jaki sposób autor ukazuje postać,
jej przeżycia, emocje i czy one nam czytelnikom udzielą się, czy
też będziemy przez cały czas, jakby koło nich. Tutaj muszę
przyznać się, że uczestniczyłam w przeżyciach bohaterki od
samego początku do końca, zarwałam noc a na koniec chwycił mnie
lekki moralniak. Dosyć ciekawy już jest sam proces powstawania
książki. Autorka, redaktorka w czasopiśmie, tak starała się
pokierować swoim życiem zawodowym, żeby mieć czas i możliwość
napisania powieści. Skontaktowała się ze znajomą agentką i
powiedziała, że chce tworzyć ale musi mieć wyśrubowane terminy.
Co sześć tygodni wysyłała jej kilka rozdziałów, a po drodze
udało jej się jeszcze zmienić pracę. Wydawać by się mogło, że
jak coś powstaje jakby na akord, niekoniecznie okaże się dobre.
Autorce zależało na stworzeniu takiej postaci, na którą
reagowalibyśmy tak, jak na Dona Drapera, czyli osoby nieprzeciętnej,
takiej z którą niekoniecznie się identyfikujemy, lecz jednak
widzimy w niej cząstkę siebie.
Ani (TifAni
FaNelli) to kobieta świetnie ubrana, wykształcona, dążąca do
zdobycia wszystkiego co świadczy o wysokim statusie. Planuje ślub z
Lukiem ze świata finansjery, jej życie jest pasmem sukcesów.
Wydaje się, ze jest osobą zimną, wyrachowaną i tak naprawę
całkowicie bez uczuć. Jest to jednak tylko świetny kamuflaż,
prawdziwa Ani nie pokazuje swojego oblicza. Gdy okazuje się, że
telewizja chce nakręcić film dokumentalny o wydarzeniach sprzed 14
lat, w których brała ona udział, jej wykreowany świat zaczyna
lekko drżeć w posadach, nie może pozwolić aby cokolwiek
zniszczyło jej ciężko pracę. Co takiego zdarzyło się wtedy, że
Ani podzieliła swoje życia na „przed i po” i czy naprawdę
świat nastolatek potrafi być tak brutalny i niesamowicie okrutny,
że doprowadzi to do tragicznego incydentu, który nie tylko zmieni
całe życie Ani, lecz również innych osób. Czy Luc zaakceptuje
przeszłość narzeczonej i okaże się jej oparciem? Zdarza się, że
bohaterka niekoniecznie pozytywna, z wieloma ciemnymi elementami
charakteru jednak ma coś takiego w sobie, że czytelnik bierze jej
stronę i cicho jej kibicuje, pomimo tego, że tak naprawdę powinno
uciekać się jak najdalej. Tak też, jest trochę z Ani.
Zdecydowanie wkurza, wręcz momentami jest odpychająca, jednak
akceptujemy ją i momentami udaje się jej przechylić szalę na
swoją stronę. Osobiście jej nie polubiłam, jej postać wydała mi
się irytująca, co absolutnie nie miało wpływu na zaciekawienie
biegiem wydarzeń.
Autorka stworzyła powieść, która po
początkowym dość trudnym wprowadzeniu, ogromnie wciąga i budowane
przez nią napięcie jest idealnie dawkowane. Powstała książka na
pewno szokująca, intrygująca, momentami ogromnie zabawna. Nie da
się ukryć, że taka mieszanka działa jak magnes, dlatego ciężko
od niej oderwać się. Uważam jednak, że porównywanie jej do
„Zaginionej dziewczyny” G. Flynna nie do końca jest trafne.
Zdecydowanie radzę jednak przeprowadzić osobistą konfrontację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz