niedziela, 31 lipca 2016

Francuskie zlecenie - Anna J. Szepielak



       Niestety w tym roku nie dane mi było pojechać gdzieś w odlegle miejsce na urlop, dlatego gdy zobaczyłam uzupełnione wydanie „ Francuskiego zlecenia”, pamiętając co nieco z wcześniejszej jego lektury, zapragnęłam przeczytać go na nowo. I był to zdecydowanie jeden z moich lepszych pomysłów. Ewa, dziewczyna pracująca jako fotograf, zostaje przez szefa wysłana w urokliwe miejsce w Prowansji. Ma tam zrobić zdjęcia do folderu reklamowego kwiaciarni „U Flory”. Przyszła jej właścicielka, Eliza zabiera ją w rodzinne strony, przedstawia nestorce rodu, babci Konstancji i stara się, aby Ewa poznała całą rodzinę i ich zwyczaje, bo być może właśnie to pomoże stworzyć taki cykl zdjęć, który przyciągnąłby potencjalnych klientów. Ewa zauroczona miejscem, rodziną, poznaję historię rodu, która niezwykle barwna, pełna niesamowitych dziedziczek tak ją pochłania, że dziewczyna zaczyna analizować również własne drzewo genealogiczne. Wielopokoleniowa familia u której przebywa, pielęgnująca tradycję i otoczona dużym szacunkiem, wzbudza ogromny respekt. Ewa zaczyna weryfikować swoje życiowe plany, poważniej myśleć zarówno o swojej przyszłości jak i pasji. Mało tego, jej pewna intrygująca zdolność, której na początku najchętniej by się jak najszybciej pozbyła, objawia się coraz wyraźniej.
   Autorka przedstawia nam fantastyczną galerię postaci, rodowe tajemnice, kiełkującą przyjaźń a wszystko to okraszone magią. Czytelnik jak i bohaterka powieści, będzie szukać odpowiedzi na wiele pytań, próbować łączyć fakty, a to tym razem zadanie nie za proste. Dzieje rodu są pełne zagadek i nietypowych zdarzeń, lecz jak to w powiedzeniu, historia z reguły kołem się toczy.
   Powieść tę, czyta się znakomicie. Piękny, elegancki język, ukazany wspaniały, malowniczy krajobraz. Autorka jak impresjonista, plamka po plamce atakuje zapachami ziół, kwiatów i niesamowitym klimatem urokliwej Prowansji. Nietypowy ogrodnik i jego umiłowanie do literatury można by rzecz pozytywistycznej, harmonijnie wtapia się w fabułę. Muszę przyznać, że powieść ta zawiera wszystko co charakteryzuję dobrą sagę rodzinną i naładowana paletą emocji, ogromnie wciąga.
I być może to wszystko brzmi jak bajka, lecz miło jest w pędzącym naprzód świecie, doświadczyć tak pozytywnych uczuć. Warto zatopić się w fabule i przenieść się do malowniczej Francji, wspaniały relaks gwarantowany.



piątek, 29 lipca 2016

Nieboszczyk wędrowny - Małgorzata J. Kursa

   To, że raczej nikt nie czuje się przy nieboszczyku komfortowo, to jak najbardziej normalne. Dlaczego jednak każdy, nawet nie wplątany w jego śmierć, chce się jak najszybciej pozbyć trupa ze swojego terenu? Młody Zawilski ginie śmiercią nagłą i można by stwierdzić, nietypową. Również jego morderca nie posiada żadnych charakterystycznych cech takowemu przypisywanych. Wręcz można przypuszczać, że jest jego przeciwieństwem, no chyba, że uznamy go winnym z powodu imienia i wrednego czasem charakteru. Zawilski mało, że umiera, to na dodatek nikt nie chce wezwać policji , i każdy mający styczność z jego ciałem stara się go jak najszybciej pozbyć. Cóż to więc za gangrena była za życia? Marylka, spadkobierczyni domu i apteki, od dziecka go nie znosiła, twierdząc, że już wtedy było to wredne i złośliwe bydlę. Czyżby i takim okazał się w dorosłym życiu?
   Małgorzata Kursa proponuje czytelnikom kryminał, którego najlepszym określeniem byłoby „inteligentny”. Nie spotkamy tutaj psychopatycznych morderców i traumatycznych, psychologicznych wynurzeń, lecz wspaniale skonstruowaną zagadkę i interesującą galerią postaci w tle. Najciekawsze jest to, że mordercę mamy podanego na talerzu, nie znamy jednak motywu działań nieboszczyka i to jest właściwie największe niedomówienie autorki. Tylko po co pytam? Czy po to, abyśmy nie mogli oderwać się od książki ani na moment? Dumali, parskali śmiechem i przypalając obiad wyobrażali sobie topografię Kraśnika?? I jak można doprowadzać do tego, żeby starsze panie, nadwyrężały swoje kręgosłupy i w nocy zapuszczały się do parku? A co będzie jak jak się natkną na jakiegoś chuligana?
   Muszę przyznać, że autorka niesamowicie urzekła mnie swoim ogromnie lekkim, pełnym humoru (czasami konkretnie czarnego) stylem oraz nietuzinkowym podejściem do gatunku. Jestem pełna podziwu z jak wielką precyzją przedstawiła przesympatycznych bohaterów powieści, sięgając nawet do ich genealogicznych korzeni. Tutaj wszystko jest ważne i nawet to, co z pozoru błahe ma sens. Autorka jest fantastyczną obserwatorką i umiejętnie w ten sposób uzyskaną wiedzę wykorzystuje w fabule. Można się pokusić o stwierdzenie, że powieść ta pełna jest psychologiczno- socjologicznych wniosków, przedstawionych w formie ironiczno- prześmiewczej.
Jeżeli ktoś szuka odprężającej lektury na koniec dnia to „Nieboszczyk wędrowny” będzie idealny. Rozbawi, zrelaksuje i mimo wątków sensacyjnych nastawi optymistycznie do otaczającego nas świata. Zdecydowanie polecam.


sobota, 23 lipca 2016

Cześć, co słychać? - Magdalena Witkiewicz



    Magdalena Witkiewicz należy do jednej z moich ulubionych pisarek. Do tej pory po jej książki sięgałam gdy miałam ciężkie dni, czy po prostu zły humor. Są napisane niezmiernie lekkim piórem, z dużą dawką humoru, fabuła rewelacyjnie wciąga, naprawdę potrafią mnie rozbawić. W tym momencie można zauważyć, że twórczość autorki ogromnie zmienia się, jej książki są zdecydowanie poważniejsze, poruszają trudne, niejednokrotnie bolesne dla bohaterów tematy. „Cześć, co słychać?” pomimo klasycznej formy powieści można nazwać monologiem, który główna bohaterka, czterdziestoletnia Zuza wygłasza przed niewidzialną widownią lub przed własnym terapeutą. Skarży się w nim na pewną rutynę, codzienność, która panuje w jej małżeństwie, na brak większych emocji, na brak motyli w brzuchu. Analizuje, porównuje, cały czas podkreśla, że kocha swoje życie jak i własną rodzinę takimi jakie są, i że nic absolutnie nie chciałaby zmieniać. Ale zaczyna męczyć ją pewna systematyczność zdarzeń, tak samo jak brakuje jej emocji, dodatkowej adrenaliny. Pewnym motorem zdarzeń staje się spotkanie z klasowymi przyjaciółkami. Każda inna, z odmiennym dorobkiem życiowym, skrzętnie ukrywają własne historie, pod szyldem lukrowanych zdjęć na Facebooku. Spotkanie z osobami z przeszłości powoduje, że Zuza coraz częściej zaczyna wspominać swoją pierwszą miłość, urokliwego Pabla. Wraca do listów od niego, wspomina. „W tamtym życiu częściej się uśmiechałam sama do siebie. A może nie? Ale na pewno było więcej momentów, które wywoływały cudne kołatanie szczęśliwego serca”. Facebook daje w tej chwili wiele możliwości i wysłanie tak niewinnej wiadomości jak „Cześć, co słychać?” do osoby, której nie widzieliśmy wiele lat, nie wydaje się niczym aż tak szczególnym. Jednak to zdarzenie całkowicie odmienia życie głównej bohaterki. Magdalena Witkiewicz tym razem proponuje nam powieść ogromnie refleksyjną i prawdziwą. Tu nie ma wydumanych bohaterów, tu są postacie do bólu zwyczajne, z mnóstwem dylematów i problemów. Czy ich bagaż doświadczeń będzie na tyle duży, że pozwoli na dostrzeżenie zagrożenia? Czy przeżyte lata mogą być synonimem mądrości życiowej? Główna bohaterka spokojnie żyje w świecie stworzonym razem z mężem i córkami. Jakie wcześniejsze przeżycia powodują, że nie potrafi zamknąć drzwi za przeszłością? 
Często nasza codzienność wydaje nam się zwyczajna, bez fajerwerków, nie doceniamy pewnych chwil, czy zdarzeń. Jednak nadchodzi dzień, kiedy dochodzi do nas, jak wiele nieraz posiadamy, jak ważni są ci, których mamy obok siebie. Zuzanna przekona się o tym za późno. 
   Tak myślę, że świetny byłby audiobook tej książki, ponieważ bohaterka jest tak do bólu prawdziwa, że słuchając wydawałoby się, że to autentyczna opowieść, niby taka trochę jak ich wiele lecz z pewną zagadką, niedomówieniem w tle. I absolutnie nie zgodzę się z głosami, że jest to najsłabsza i najnudniejsza powieść Magdy Witkiewicz. 
   Myślę, że  autorka specjalnie tak poprowadziła fabułę żeby była przewidywalna, ponieważ cały czas przygotowywała czytelnika na ten jeden moment, który może nie powoduje zwrotu akcji, lecz staje się zarówno pewnym wytłumaczeniem zachowania bohaterki, jak i swoistym powieściowym katharsis. 
   „Cześć, co słychać?” to książka o niezamkniętych rozdziałach życia i trudnym dokonywaniu wyborów. Ogromnie refleksyjna i autentyczna jest pewną przestrogą dawaną tym, którym ich codzienność wydaje się za zwyczajna. Przypomina, że rozwiązania nie przychodzą same, a konfrontacje nie zawsze wychodzą tak jakbyśmy tego chcieli. Autorka nie ocenia, krytykuje czy podsuwa odpowiedzi, lecz prowadzi czytelnika po meandrach kobiecej duszy. A robi to znakomicie. Zdecydowanie polecam. 


czwartek, 21 lipca 2016

Idealna - Magda Stachula




     Idealny, idea, idealizować, jakże wiele może być słów. I ona, ta idealna lecz czy na pewno? Młode małżeństwo zaczyna przeżywać kryzys, po pierwszych chwilach uniesień, osiągnięcia pewnej stabilizacji, przychodzi czas na wyczekiwane dziecko. Niestety, to co upragnione nie chce się ziścić, małżonkowie oddalają się od siebie coraz bardziej. Kolejne próby starania się o potomka zawodzą, a nadzieja coraz bardziej słabnie. Relacje w małżeństwie ulegają zdecydowanym zmianom. Anita coraz mocniej zamyka się w sobie, w swoim świecie, niechętnie wyrusza poza dom. Adam, zaczyna coraz bardziej oddalać się, praca, spotkania z kolegami, kochanka. Oboje widzą, że małżeństwo wisi na włosku, lecz stoją obok tego problemu, jakby czekali na coś co pomoże tej sytuacji. I właśnie wtedy, w domu, zaczynają dziać się niewytłumaczalne zdarzenia. Anita znajduje w torebce szminkę, której absolutnie nie kupiła i która do niej nie pasuje, w szafie wisi sukienka, którą widzi pierwszy raz na oczy. Czy to podświadomość płata figle, czy też ktoś bawi się jej kosztem? Następuje szereg zdarzeń, których kobieta nie jest w stanie wytłumaczyć, które powodują u niej przerażenie i lęk o swoje zdrowie. Trudno jej wytłumaczyć zaistniałe zjawiska, tym bardziej, że każdy z sąsiadów absolutnie do niczego się nie przyznaje.
   Autorka już od samego początku ustawia potencjalnego czytelnika swojej powieści pod przysłowiową ścianą. Bieg zdarzeń poznajemy poprzez pryzmat czterech bohaterów, którzy niejednokrotnie zupełnie inaczej odbierają zaistniałe sytuacje. Muszę przyznać, że te tak różne punkty widzenia, zdecydowanie zwiększają atrakcyjność powieści, tym bardziej, że autorka fantastycznie poradziła sobie z ukazaniem palety emocji, jakich doświadczali uczestnicy wydarzeń. Ich losy, które wstępnie wydają się absolutnie nie mieć ze sobą nic wspólnego, powoli zaczynają się zazębiać, by w ostateczności stać się całością i dopiero wtedy czytelnik ma możliwość dopasować do siebie trybiki, które wstępnie całkowicie mogły wydawać mu się zbędne, lub nawet w pewnym sensie zawadzające.
   „Idealna” to ogromnie klimatyczny thriller psychologiczny, pełen niedomówień i dusznej atmosfery, z zaskakującym zwrotem akcji, który czytelnikowi z lekka burzy już i tak pozorny spokój. Nasze rozwiązania okazują się chybione, a tok myślenia aż śmieszny. Motyw zemsty, świetnie funkcjonujący w literaturze, i w tej powieści spełni ogromną rolę. Gdy zaczęłam czytać tę powieść od razu nasunęło mi się skojarzenie z „Owcą w krzaku dzikiej róży” Katarzyny T. Nowak. Tu również na początku, a tak właściwie do końca nie wiadomo co jest prawdą, a co pewnym zabiegiem autora, w co powinniśmy od razu wierzyć, a co musi podlegać pewnej weryfikacji. Madga Stachula swoim czytelnikom co prawda ukazała rozwiązania zagadek, lecz również fabułę obdarzyła takim samym niepokojem i niedopowiedzeniem, przez co stała się ona ogromnie interesująca i niebanalna.
Miło jest wziąć do ręki debiut, przeczytać go jednym tchem, nie potykać się o zdania i zostać tak mocno wciągniętym w fabułę, że zapomniana, dawno zakupiona szminka ochronna w torebce, doprowadza do palpitacji serca. Jedno już wiem na pewno, następną powieść Magdy Stachuli będę czytać bladym świtem.

sobota, 16 lipca 2016

Dwadzieścia siedem snów - Marta Alicja Trzeciak

   Uwielbiam niespodzianki. Co prawda może się zdarzyć, że powodują one pewien zamęt życiowy, jednak ogólnie uważam je za coś ogromnie pozytywnego. I tak właśnie było z powieścią Marty Alicji Trzeciak "Dwadzieścia siedem snów". Okazała się wspaniałym, pięknie opakowanym prezentem, którego zawartość nie tylko mnie zaskoczyła lecz wprowadziła również w pewne zdumienie. Szczerze to spodziewałam się, że będzie to lekka powieść obyczajowa , w sam raz na wakacje, pozwalająca umilić mi czas. Gdy rozpakowałam ją jednak ze wszystkich bibułek fabuły i wstążeczek emocji, otrzymałam wspaniałą powieść psychologiczną, w czasie czytania której często brakowało mi tchu. A zaczyna się tak niewinnie, pisarka przyjeżdża na kwaterę na wieś, w poszukiwaniu pomysłu na powieść. Już na samym wstępie jednak jest już problem z przygotowanym dla niej pokojem. Pierwszy zaanektowała nestorka rodu, w drugim siedzi Laura – najmłodsza z kobiet tu mieszkających. Gospodyni zwana Szarą ma niemały kłopot, gdzie ulokować gościa. Pada na pokój, w którym podobno śpi się znakomicie, jednak według Laury jest on w jakiś sposób nawiedzony. Czy okaże się to prawdą ? Czy faktycznie miejsce to będzie pod nadzorem tajemniczych sił, czy tylko jest to pewny zabieg autorski, nazwijmy go dyplomatycznym? Na pozór fabuła powieści biegnie dwutorowo, mamy tu historię, którą opowiada główna bohaterką , na którą tak naprawdę składają się obserwacje, jakże barwnego środowiska w którym się znalazła, i fantastyczne sny. To one zdecydowanie zdominowały fabułę i to one dodają niesamowitego smaku tej powieści. Motyw snu w literaturze poruszany był niejednokrotnie i jest na pewno jednym z ważniejszych. W tej powieści mamy przenikanie rzeczywistości, historie teoretycznie powstałe przez sen, staja się autentyczne i ciężko stwierdzić, co jest jawą a co pewną mrzonką. Gdy w pewnym momencie staną się całością i kompletną jednością, czytelnik ma ochotę prosić, by ta tajemniczość i magia jeszcze się nie kończyła. Autorka stworzyła fantastycznych bohaterów, tak prawdziwych, że wydaje się jakby stali obok nas, i że obserwujemy ich życie nawet nie podglądając przez okna, a stojąc bezpośrednio obok nich. Galeria postaci jest tak różnorodna, że nie sposób przy nich się nudzić. Autorka między innymi porusza tematy braku akceptacji i społecznych osądów, trudnych relacji nie tylko w rodzinie, miłości tej oczekiwanej jak i tej zakazanej. Powieść napisana jest pięknym językiem, a już fantastycznie przedstawiony jest wątek „sennej” historii, który dosłownie porywa a cały jest alegorią do rzeczywistości.
   Ja osobiście pokochałam całym sercem zarówno mądrą Szarą, błyskotliwą i zadziorną Laurę jak i tajemniczą Milenę, której postać zdecydowanie dodawała fabule pewnego smaku. Czytając powieść doświadczyłam tylu emocji, że momentami wydawało mi się, że już może za dużo, może już dość. Długo po przeczytaniu książki nie mogłam dojść do siebie, pytania prosiły o odpowiedzi, a one nie chciały przychodzić.

  "Dwadzieścia siedem snów" to taka zwykła opowieść, o codzienności, o rodzinie, o relacjach panujących w małych miejscowościach, opuszczonych dzieciach i ponętnych kobietach, o szamankach i zdobywcach, o godności i poniżeniu, o tym, że nie ma ludzi jednakowych. Wyjątkowy w niej jest klimat, który potrafi całkowicie zauroczyć, zawładnąć, porwać. I znika nasza codzienność, a my przejeżdżając nasz przystanek autobusowy marzymy, by ta niesamowita  magia nas nie opuszczała.

czwartek, 14 lipca 2016

Siostry - Agnieszka Krawczyk

   



Czy powieść może działać na nasze zmysły, atakować smakami i zapachami? Zdecydowanie tak. Udowodniła to właśnie Agnieszka Krawczyk w swojej najnowszej książce „Siostry”, otwierającej serię "Czary codzienności". 
Agata Niemirska ma dwadzieścia siedem lat, pracuje w korporacji i zdecydowanie ma już dość otaczającego ją wyścigu szczurów. Związana z Filipem dla którego kariera stanowi cel nadrzędny, wielokrotnie czuje się gorsza i pomijana. Takie uczucie towarzyszy jej od dzieciństwa, jej matka opuściła ją, gdy Agata była jeszcze niemowlęciem, pozostawiając ja pełną zarówno pytań jak i tęsknoty. Dziewczyna bardzo chce zapomnieć o tych chwilach kiedy marzyła o jej obecności, o sytuacjach kiedy potrzebowała jej pomocy. Wydawało jej się, że udało się jej ten czas zostawić za stworzonym przez siebie murem obojętności, tym bardziej, że ojciec ożenił się powtórnie a jej przyrodnia siostra Daniela była osobą, która zajmowała ważne miejsce w jej sercu. Jednak telefon o śmierci matki burzy cały misternie uporządkowany świat Agaty. Siostry wyruszają do małego Zmysłowa, gdzie mają odbyć się smutne uroczystości. Jak przyjmie ją lokalna społeczność, jakie tajemnice pozostawiła za sobą zmarła? Jaka niespodzianka je czeka? Czy willa Julia okaże się dla Agaty przyjazną, ciepłą przystanią, czy też będzie narażona na działanie nieprzychylnych burz? 
    Autorka zaprasza nas w urokliwe miejsce, położone u stóp pasm górskich, niedaleko Cieplic. Pełne plotek, niedomówień i mieszkańców, którzy niechętnie zdradzają swoje tajemnice. Osobliwych bohaterów, dla których kłamstwo jest chlebem powszednim. Muszę przyznać, że autorka wspaniale ukazała panujące tutaj, złożone relacje międzyludzkie. Stworzyła bohaterów zarówno otwartych i szczerych jak i tych pełnych lęków, których moralność, pozostawia wiele do życzenia. Akcja powieści toczy się niespiesznie i wyjątkowo stanowi to ogromny atut tej powieść. Czytelnik ma wtedy sposobność na zwrócenia uwagi na przepiękne opisy miejsc, których nie ma ochoty się opuszczać ani na chwilkę. Są ogromnie sugestywne, wzbudzające moc emocji, co pozwala na bardzo szybkie utożsamianie się z fabułą. Zarówno Agatę jak i przedsiębiorczą Danielę czekają zawirowania i niespodzianki losu. Co prawda nic nie dzieje się nagle i nie mamy do czynienia z nagłym przyspieszeniem akcji jednak powieść czyta się dosłownie jednym tchem. Na pewno przyczynia się do tego piękny, stonowany język jakim jest napisana i ogromna plastyczność przedstawionego miasteczka. Tak prawdziwego, że stajemy się bezpośrednimi bohaterami powieści, czując jakbyśmy byli tutaj niejednokrotnie. Dlatego jeśli ktoś szuka książki, która pozwoli na chwilę pobytu w interesującym miejscu, wśród ciekawych postaci, gdzie tajemnica goni tajemnicę , „Siostry” powinny sprawdzić się idealnie. Ja z niecierpliwością już czekam na następny tom. 


środa, 13 lipca 2016

Kobiety w kąpieli - Tie Ning


    
    Tie Ning to współczesna,chińska pisarka, której twórczość jest ceniona i nagradzana. „Kobiety w kąpieli” były w roku 2012 nominowane do azjatyckiego Bookera ; Manasian Literary Prize. Do tej pory autorka ta nie była wydawana w Polsce, dlatego z ogromnym zaciekawieniem sięgnęłam po tę powieść. Intrygował mnie już sam przewrotny tytuł, sugerujący prozę, która może przynieść czytającemu dużo niespodzianek. Ogromnie cieszę się, ponieważ okazała się taką, jaką najbardziej lubię: ambitną, psychologiczną, wielowymiarową, wręcz epicką. Częściowo autobiograficzna, opowiada o losach kobiet, którym przyszło żyć w Chinach w czasach ogromnie trudnych, wręcz przytłaczających. Mogło by się zdawać, że właśnie to tło historyczne jest tu najważniejsze, ponieważ ma ogromny wpływ na losy bohaterek. Jednak naprawdę jest to powieść o marzeniach i trudnej drodze ich realizacji. Tiao pragnie pracować w wydawnictwie, planuje wyjść za mąż, jednak tak naprawdę cały czas wspomina wcześniejszy romans ze starszym mężczyzną. Fen wiąże swoją przyszłość z Ameryką, wydaje jej się, że tylko tam będzie mogła odciąć się od przeszłości i zacząć nowe życie, duma Fei nie pozwala by pracować w fabryce jak tysiące innych kobiet, a Youyou marzy, by na zdominowanym przez mężczyzn polu – gastronomii, powstała jej własna restauracja, gdzie będzie mogła sama gotować według własnych przepisów. Każda z nich ma swoje pragnienia i potrzeby, które ciężko zrealizować w tym miejscu, w tym czasie. Jednak dominujące zmartwienia stają się pośrednio motorem ich działań, które niekoniecznie pomagają w tym, by utrzymać się na właściwej drodze.
   „Kobiety w kąpieli” to niezwykłą powieść, napisana wspaniałym, poetyckim, barwnym językiem. Nie mamy tu szybkich zwrotów akcji i bardzo dobrze, możemy smakować każdy szczegół narracji, dostrzec niuanse fabuły jak i jej pewną przewrotność.
Rzeczywistość poznajemy poprzez odczucia poszczególnych bohaterek, co daje świetne zestawienie tego, jak bardzo różni się ona w osobistym odbiorze poszczególnych kobiet.
Ten sam manewr zastosował E. E. Schmitt w swoich „Zazdrośnicach”. Tam również bieg zdarzeń odbierany przez różne osoby okazywał się niejednokrotnie nie taki sam. Wszystko zależy od wrażliwości danej osoby, jej sposobu spostrzegania i odbioru codzienności. Autorka nie tworzy swoim bohaterkom laurek, ukazuje je w sposób, który je całkowicie obnaża, nie są w stanie już ukryć żadnych emocji, żadnych grzechów czy pragnień. Powieść ta przez to zyskuje, staje się bardzo kobieca, aż kipi od emocji wywołując skrajne uczucia. Jednocześnie ogromnie subtelna, łagodna i niesamowicie intymna, staje się czytelnikowi ogromnie bliska. Jestem pełna podziwu dla autorki, że potrafiła przekazać tyle treści w sposób w sumie minimalistyczny. Chińska literatura z reguły kojarzyła mi się z dość trudnym, charakterystycznym stylem, co stanowiło dla mnie czasem pewną barierę. Tu nie ma przeszkód, tu jest pełne utożsamianie się z bohaterkami, ich historią. Tu jest pełna płynność czasu, fabuły, języka i razem z nimi płyniemy nurtem zdarzeń, by po koniec zamyślić się , zamknąć oczy i przeżyć to jeszcze raz.

sobota, 9 lipca 2016

Góra Tajget - Anna Dziewit-Meller

   Bywają takie książki, po których przeczytaniu coś w nas na jakiś czas zamiera, poruszają nas do głębi, dotykając tematów trudnych, nietuzinkowych, po części zapomnianych . Są takie powieści, które ogromnie trudno sklasyfikować, schować do szufladki z napisem np. powieść obyczajowa, ponieważ wychodzą zdecydowanie poza pewne ramy. I tak właśnie jest z „Górą Tajget” zawiera bowiem ona treści, które nie tylko są fikcją literacką, lecz powstały na kanwie autentycznych, traumatycznych wydarzeń. Ich fabułę dodatkowo posklejał lęk zarówno ten jak najbardziej prawdziwy jak i ten paranoiczny, dotyczący zagrożeń współczesnego świata. Ten, który pojawia się nagle gdy zostajemy np. rodzicami i ten, powracający, z przeszłości, o którym chcemy zapomnieć, lecz jest to absolutnie niemożliwe. 
  „Naszego pokolenia lepiej o strach nie pytać. Kto doświadczył tak potężnego jak my lęku przed śmiercią, ten boi się zawsze, a zarazem nie boi się już wcale.” Współczesny Śląsk, Sebastiana, świeżo upieczonego ojca, wraz z radością z powodu narodzin córki, dopadają niesamowite lęki. Stara się je stłumić codzienną pracą w aptece. Nagła wiadomość o tym jakie tajemnic kryją w sobie mury szpitalne, całkowicie burzą mu spokój. Akcja T4, uśmiercanie po cichu dzieci, zaczyna śnić mu się po nocach. Luminal, urojenia, co wydarzyło się naprawdę a co jest tylko jego wyobrażeniem? Czy naukowiec ma większe prawa od innych, przecież pracuje dla ludzkości, dla jego dobra i lepszej przyszłości. Czy dlatego jego moralność ma podwójne dno i tam najgłębiej chowa własne demony? Te pytania prześladowały mnie jeszcze długo po przeczytaniu tej powieści. Nie mogłam znaleźć wytłumaczenia dla okłamywania dzieci, zapraszania ich na wycieczkę, a po drodze zagazowywania ich w specjalnie skonstruowanym samochodzie,czy też ustawiania ich rządkiem w lesie i rozstrzeliwania. Niepotrzebni, niekochani, zbyteczni. Nie tylko władzom, lecz bywało, że i własnym rodzinom.„Dzieci mają być posłuszne, ciche i pokorne”. „Góra Tajget” to powieść o strachu, wszechobecnej winie, trudnej miłości. O czasie, który będzie śnił się po nocach. O nieustannych dylematach kto gorszy – Niemiec czy Rosjanin. Przed kim trzeba bardziej uciekać, chować się we własnym świecie. Przede wszystkim jest to jednak powieść o przeszłości, której nie sposób zapomnieć oraz związanym z nią pytaniem, co jest lepsze- pewna „niepamięć” czy to co z niej wynosimy.„Wczorajsze gazety wyścielają dzisiejsze kosze na śmieci. […] Miejsce zdarzeń przeszłych jest na śmietniku historii”.            Autorka fantastycznie zakreśliła krąg zdarzeń, w których nic nie dzieje się bez przyczyny a wszystkie elementy idealnie do siebie pasują i tak jak w trójwymiarowych puzzlach tworzą misterną konstrukcję. Czasem jeden element odpadnie i to wystarczy aby to, co było budowane z taką troską, rozsypało się w drobny mak. Tak jak w życiu, tak jak w tej historii, która porusza sprawy trudne, lecz pomimo tego przyciąga czytelnika jak magnes. Jest prawdziwa, pełna uczuć i zadawanych pytań, na które często nie ma odpowiedzi, bo niejednokrotnie historia nie lubi być rozliczana. Zdecydowanie polecam.