czwartek, 11 sierpnia 2016

Tymczasem - Izabela Sowa - przedpremierowo!

    Izabela Sowa posiada tytuł naukowy doktora psychologi i nie da się ukryć, że uzyskaną wiedzę, umiejętnie wykorzystuje w swoich książkach. Jej powieści pełne są postaci  posiadajacych interesującą, złożoną osobowośc, i fabuły wzbudzającej sprzeczne emocje.
Główną bohaterką „Tymczasem”jest Monique, stylistka pochodząca z Bukowiny, pracująca wcześniej z telewizji a obecnie zarabiająca pisząc felietony i robiąc porządki w szafach śmietanki towarzyskiej. Wyplenianie złych nawyków w dobieraniu ubrań, segregacje w czyichś szafach to jest to, co lubi robić najbardziej. Przemierza kilometry w poszukiwaniu odpowiednich dla klientek strojów i dodatków. W czasie swojej prosperity wzięła kredyt we frankach na zakup malutkiego mieszkanka w Warszawie, w tej chwili ma przez to ogromne problemy finansowe. Pracy ma coraz mniej, wielokrotnie nie otrzymuje wynagrodzenia i z każdym dniem zaczyna psychicznie czuć się coraz gorzej. Pewnym paradoksem jest to, że jej narzeczony to ambitny trener motywacyjny, posiadający własny program w telewizji z dużą oglądalnością. To on stara się, aby Monigue wyznaczała sobie jakiś cel, jednak ona potrzebuje czegoś więcej niż słów. Coraz częściej wraca myślami do swojego dzieciństwa, a przede wszystkim do czasu, kiedy mieszkała w Krakowie, ze swoim niesamowicie ekscentrycznym wujem Augustem. Zaczyna postrzegać pewne wydarzenia zupełnie inaczej niż jako nastolatka. Doceniać rzeczy, które wcześniej uważała za coś zwykłego, nie godnego większej uwagi. Tęskni za wujem i stara się z nim skontaktować. Jednak on uparcie nie odbiera telefonu.
Powieść biegnie dwutorowo, rzeczywistość przeplatana jest retrospekcjami, głównie z czasu kiedy Monigue mieszkała w Krakowie. Dziewczyna przez cały czas ma poczucie klęski, niewykorzystanego danego jej czasu, a najbardziej żałuje, że żyła w pewnej „tymczasowości”. To na nią zrzuca swoje niepowodzenia i ją obwinia o aktualny stan rzeczy. Cały czas ocenia swoje zachowanie i wybór drogi życiowej. Tak naprawdę, mimo pewnej propozycji zawodowej, nie daje sobie nadziei na lepsze jutro. Tak jakby niespłacony kredyt nie pozwalał na nadzieję i blokował nawet marzenia.
Duże wrażenie zrobiło na mnie jak sprawnie autorka połączyła wątek stolicy z krakowskim. Tu nie chodzi o płynność fabuły lecz tak umiejętne przedstawienie głównej postaci, że można idealnie odróżnić w niech cechy typowo warszawskie jak i te które charakteryzują krakowianina. Czytając tekst w pewnym momencie jakbym słyszała słowa wypowiedziane przez moją koleżankę z Warszawy, nawet można było sobie wyobrazić akcent: „Wybrała prysznic ale czasem robiła wyjątek dla nowego faceta, który ubrdał sobie, że wspólne moczenie w stygnącej wodzie to element tańca godowego. By nie odzierać go ze złudzeń, wciskała się do wanny otoczonej zapalonymi świecami i czuła się niby chryzantema na zaduszkowym grobie, wśród zniczy.” I okiem krakowskim - „Człowiek mieszka tyle lat w Warszawie i ciągle nie może przywyknąć, że tu ludzie wychodzą na dwór”. Czy jednak ważne jest kto skąd pochodzi? Czy nie jest tak, że to my powinniśmy stanowić sami o sobie? Autorka kładzie Monigue wiele kłód pod nogi, zarówno po to aby w końcu dorosła, jak i aby zaczęła dostrzegać pewne wskazówki jakie daje jej los. Życie „tymczasem” nie sprawdziło się, trzeba szukać pewnej stabilizacji, przede wszystkim jednak znaleźć samego siebie z własnymi potrzebami i pragnieniami.
Napotkani na drodze ludzie, jak w przypadku „Bonobo”(tak nazywal Monigue wuj August) niesamowita i tajemnicza Brzytwa, nie mają prowadzić za rękę, lecz mają byś swego rodzaju nauczycielami, wskazującymi jednak kilka kierunków jakimi można podążać. To główna bohaterka ma sama zdecydować jaką drogę chce wybrać.
„Tymczasem” to interesująca powieść o wartościach, które nie dość, że zanikają, to stają się coraz częściej zbędne, o życiu, które tak naprawdę jest niejednokrotnie jednym wielkim pędem za pieniądzem, dobytkiem, które jednak nie zastąpią miłości i uczucia spełnienia. O pewnych stylach życia, które jednych przerażają a drugich satysfakcjonują. O tym, że każdy człowiek jest inny, a uczciwość staje się wartością coraz bardziej poszukiwaną. Autorka pośrednio sugeruje, że całkowite oderwanie się od korzeni może spowodować naszą klęskę, lecz i nieodcięta w porę pępowina, może przysporzyć wiele problemów w dorosłym życiu.
Osobiście uważam, że powieść ta jest ogromnie krakowska i ktoś nie mieszkający w tym mieście, może troszkę czuć się zmęczony jej klimatem. Tak jak i nużył on nieraz wuja Augusta, który mimo pozornej negacji, był zdecydowanym lokalnym patriotą i Kraków dla niego stanowił centrum świata. Najważniejsze jednak jest w niej pewne przesłanie, by nasze życie nie było oparte na „tymczasem”, byśmy nie tylko żyli chwilą, lecz równocześnie patrzyli w przyszłość. Kredyty, praca, trzymają nas w jednym miejscu, rzadko kiedy pozwalając na odpoczynek, blokując umiejętność dokonywania odpowiednich wyborów. I mimo że „najsmaczniejsze potrawy powstały w garnkach biednych” to dążymy do luksusu jak mucha do miodu. Zapominamy, że nie da się odwrócić czasu i przyjaźnie nie będą trwać jeśli nie będziemy ich pielęgnować.
Izabela Sowa przypomina, że nasze tymczasowe maski mogą tak do nas przylgnąć, że gdy będziemy chcieli ich sie pozbyć, nasze oblicze niekoniecznie będzie nam się wydawać takim jakim go pamietamy a wtedy czeka nas długa droga  aby go zaakceptować na nowo.Nie dopuśmy do tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz