wtorek, 18 października 2016

Imagines - Anna Todd

    Niejeden raz w ciągu swojego życia, zastanawiałam się, jakbym zachowała się w danej oglądanej sytuacji, dotyczącej osoby znanej i podziwianej przez wielu. Jako niedoszła baletnica wyobrażałam sobie siebie w ramionach Michaiła Barysznikowa, czy też jako ogromna wielbicielka teatru, widziałam się na scenie, prowadzącą dialog z Krzysztofem Globiszem. Wydawało mi się, że to marzenia, których nigdy, w żaden sposób nie zrealizuję. Wtedy jednak nie znałam „Imagines”, zbioru opowiadań różnych autorów, publikujących głównie na Wattpadzie. To właśnie ich bohaterowie, tak naprawdę, mogą sobie wyobrazić dokładnie wszystko i będzie to wydawać się jak najbardziej realne. 34 opowiadań, to pewnego rodzaju eksperyment, w którym fantazja miesza się z rzeczywistością, tworząc niesamowity, niepowtarzalny zapis. Autorzy to równocześnie główni bohaterowie, którzy próbują odtworzyć pewne sytuacje jeszcze raz, albo wymyślają zupełnie nowe sceny. Najważniejsze jest to, że ich „partnerami” są osoby z pierwszych stron gazet, bożyszcza tłumów. Niejednokrotnie stwarza to sytuacje ogromnie zabawne, lecz właściwie bardzo prawdopodobne. Muszę przyznać, że świetnie bawiłam się w towarzystwie tak znanych osób jak Benedict Cumberbatch (uwielbiam), Justin Bieber ( niekoniecznie), Jennifer Lawrence czy Chris Evans. Co prawda momentami można czuć przesyt z powodu tłoku Kardashianek, ale przecież marzenia są po to aby je spełniać, a nasza wyobraźnia ma nam w tym pomóc, to co złego w tej ilości?
   Nie wszystkie opowiadania przypadły mi do gustu lecz było kilka, które naprawdę zasługują na uwagę. Te, które najbardziej spodobały mi się, są autorstwa Anny Todd, twórczyni bestsellerowej serii After i Marcelly Uvy. 
   Z gatunkiem fan fiction nie miałam wcześniej do czynienia i podeszłam do niego z dużą rezerwą. Jakby nie było, daje on ogromne możliwości i bałam się pewnej przesady jaka mogłaby zaistnieć. Opowiadania te sprawiły jednak, że miło spędziłam czas w jakże zaszczytnym gronie, równocześnie dając pracować swojej wyobraźni. Dlatego jeśli lubisz podróżować i poznawać nowych ludzi, niekoniecznie przemierzając tysiące kilometrów, to ta książka jest właśnie dla Ciebie. Może warto przypomnieć swoje najbardziej zaskakujące marzenia i spróbować spełniać je dzięki swojej wyobraźni. A jak ? Bohaterowie opowiadań na pewno podpowiedzą. Tylko uwaga, można się uzależnić! Polecam!

piątek, 14 października 2016

Dziecko last minute - Natasza Socha

    Czy można pomylić menopauzę z ciążą? Jaki widać tak, o czym osobiście przekonuje się 46-letnia Kalina. Gdy z trudem przyjęła do wiadomości, że oto nadszedł czas, kiedy jej ciało ulega pewnym zmianom, to następną wiadomość, że jednak samopoczucie takie a nie inne spowodowała ciąża, wcale jej nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie, doprowadziła do jeszcze większych nerwów. Bo jak dojdzie do sytuacji, gdy jej mama Konstancja, pozorny wzór cnót wszelakich dowie się, że zostanie babcią, to może wydarzyć się naprawdę wszystko. Kalina dopiero co postawiła ją przed faktem dokonanym, wyjeżdżając w podróż z mężczyzną w sumie praktycznie nie znanym, lecz kto zrozumie potrzeby i dążenia do spełniania marzeń kobiety po czterdziestce. Niby żony a nie żony, spokojnej, uległej córki, na dodatek matki prawie dorosłej córki. Wspólne życie w trójkę wcale nie było idealne. Na pewno przewidywalne i pod pełną kontrolą Konstancji. Ale ileż tak można?
    „Dziecko last minute” to powieść ogromnie ...ciążowa. Przyszła matka pełna lęku i niepokoju obserwuje jak zmienia się jej ciało i jak bardzo pewne priorytety ulegają zmianom. Jej strach miesza się z radością, ogromna huśtawka nastrojów powoduje, że czuje się po prostu rozdarta. Zmiana całkowitego trybu życia ją przeraża, tym bardziej, że przyszłość wydaje jej się pełna niewiadomych. Co prawda ma pomoc nie tylko ojca przyszłego dziecka, jak i niespodziewanie również „byłego” a aktualnego męża. Chociaż wszystko to stanowi mieszankę zdecydowanie wybuchową, to Kalina stara się raczej wsłuchać się w siebie i przyjmuje pomoc oferowaną przez jej odnalezionego ojca. To on wprowadza pewną stabilność i jest dla niej oparciem.
    Muszę przyznać, że powieść ta nie tylko niesłychanie mnie rozbawiła, lecz i doprowadziła do wielu rozważań, zarówno na temat macierzyństwa jak i ogólnie rodzicielstwa. Fantastycznie lekki styl w jakim jest napisana, pozwala na przeżycia i przemyślenia głównej bohaterki popatrzyć jak przez różowe okulary. Jednak bardzo często widać ukryte drugie dno, które już tak wesołe i lekkie nie jest. Ogromnie podoba mi się właśnie ta umiejętność autorki, która pod fartuchem lekkiej komedii, sprytnie ukrywa poważniejsze tematy, które bezczelnie wychodzą na pierwszy plan, zmuszając czytelnika do pewnego rodzaju pracy umysłowej.
„Dziecko last minute” to powieść o wielkim wpływie naszych najbliższych, o pewnym podporządkowywaniu się, które może spowodować katastrofę, lecz i ogromnej sile uczuć rodzicielskich. To historia dla tych osób, które stale boją się zawalczyć o swoje własne „ja” i swoisty kopniak dla tych, co mają stale obawy przed jakimkolwiek wyrażaniem swoich uczuć. 
Czyta się ją za szybko, zdecydowanie dłużej chciałoby się przebywać z tak sympatycznymi i charyzmatycznymi bohaterami. Historia mocno wciąga, wzbudza całą paletę emocji, dlatego mam nadzieję na ciąg dalszy. Jeżeli ktoś szuka lektury łatwej i przyjemnej, i takiej, która również ukaże lewą stronę opisywanych wydarzeń, to to jest powieść dla niego. Zdecydowanie polecam.

wtorek, 11 października 2016

Fortuna i namiętności. Zemsta - M. Gutowska-Adamczyk


     
    Powieści historyczne maja to do siebie, że albo się je kocha albo nienawidzi.
Ja należałam do osób, które za nimi nie przepadają, a właśnie po przeczytaniu pierwszej części „Fortuny i namiętności. Klątwa”, zdecydowanie zmieniłam o nich zdanie. Książka ta pochłonęła mnie bez reszty, pośrednio zmuszając do poszerzenia swojej wiedzy na temat opisywanych czasów.      
 Trzeba przyznać, że bardzo byłam ciekawa jak potoczą się losy głównych bohaterów powieści (zwłaszcza charyzmatycznych kobiet) i czekanie na drugi tom zdecydowanie dłużyło się.
Polska XVIII wieku, dwie ścierające się nacje, to tło historyczne powieści, które autorka ukazuje w sposób nie tylko ogromnie plastyczny ale też bardzo realistyczny.
Kat winnicki dalej nie może uwolnić się od przekleństwa jakim była klątwa młodej dziewczyny, a jej wzgarda cały czas nie daje mu spokoju i kością w gardle mu staje. Do Jana nieustannie lgną kłopoty i problemy, tak, że chwili ukojenia nie ma. Cecylia, uwięziona w zamku w Turowie, uważnie „kontrolowana” jest przez sekretarza jej ojca. A i Kacper Hadziewicz spokoju w domowych pieleszach nie zazna, wyruszyć na wojnę o Polskę musi, cały czas mając nadzieję, że Zofia jednak przychylną mu będzie. I tak losy bohaterów wspaniale się łączą z historią ówczesnej Polski, niespokojnej, podzielonej i jak zwykle walczącej o lepsze jutro.
   To co niezwykle urzekło mnie w tej powieści, to niezwykła dbałość autorki o szczegóły i fantastyczna galeria postaci. Bohaterowie dosłownie jak żywi, i aż prosi się, aby powieść została sfilmowana. Ich burzliwe dzieje świetnie współgrają z niepokojem na terenach Polski, wzbudzając moc różnorakich emocji. Złość, niedowierzanie czy też zaskoczenie, nie opuszczą czytelnika aż do ostatniej strony. Nie wszystko będzie tak jakbyśmy sobie życzyli, i autorka nieraz wyciąga z kieszeni białego królika. Jeżeli ktoś kocha rzetelne powieści historyczne, jest to książka dla niego idealna, jeśli nienawidzi, może się ona stać tą, która całkowicie zmieni jego o nich wyobrażenie.
Moja uwagę przykuła całkowicie, czytając ja czułam się jakby podróże w czasie istniały naprawdę.
I tylko żal, że to już koniec... Autorko, a może jednak??

Czarne jeziora - Dorota Suwalska

  
   
   Z twórczością Doroty Suwalskiej spotkałam się już wcześniej, były to jednak tytuły przeznaczone dla młodszego czytelnika. „Pan Fortepianek” czy też „Znowu kręcisz, Zuźka!” były dla mnie i mojego syna bardzo przyjemnymi lekturami, które niejednokrotnie czytane, mają ważne miejsce na półce. Powieść „Czarne jeziora” kierowana jest do młodzieży, lecz i jak sądzę również do dorosłych. Magda przechodzi trudny okres w swoim życiu. Nie dość, że zmienia szkołę, miejsce zamieszkania, to również i w jej rodzinie dużo się dzieje. Co prawda mały braciszek jest cudną, małą istotką a partner mamy miły i troskliwy, to dziewczyna z z trudem znajduje się w powstałej sytuacji. Jej formą ucieczki i pewnej izolacji, jest prowadzony przez nią dziennik. Zdecydowanie łatwiej jej przyjrzeć się swoim emocjom w momencie kiedy o nich napisze. Dziewczyna jest zafascynowana literaturą, również sama pisze opowiadania. Cudownym zbiegiem okoliczności jej pisarskie guru, Marcin Dreger, ma prowadzić warsztaty literackie w pobliskim domu kultury. Perspektywa przebywania ze swoim idolem, wprowadza Magdę w stan euforii ale również lekkiego przerażenia i obawy przed krytyką. Czy zajęcia te okażą się faktycznie tak ciekawe i ważne?
   „Czarne jeziora” to jedna z nielicznych polskich powieści na rynku, w którym autorka ma odwagę poruszyć temat nosicielstwa HIV, problemu z którym niejednokrotnie nie radzą sobie dorośli. Magda, która się z nim zmaga, ma w pewnym sensie wytłumaczenie swojej izolacji, czy zmienności nastrojów. Czy ma prawdziwe oparcie w swojej rodzinie, czy też z większością negatywnych emocji musi dawać sobie radę sama?
  „Czarne jeziora” to powieść o bardzo trudnym czasie wchodzenia w dorosłość i akceptacji wydarzeń, na które praktycznie nie mamy wpływu. O zagubieniu, szukaniu nowych dróg, buncie i wzbudzaniu poczucia winy. O lęku przed większym uczuciem, jak i stawianiu go od razu, tak samo jak większe angażowanie się na straconej pozycji
Dziennik jest zdecydowanie formą, która nie pozwala na obszerne i wielopostaciowe przytaczanie ciągu zdarzeń. Jako czytelnicy jesteśmy zmuszeni to poznawania historii przez pryzmat widzenia jednej osoby, co często bardzo spłyca odbiór emocji. Myślę, że i tak jest w tym przypadku. Pewna egzaltacja młodej bohaterki, jej widzenie świata tylko w odcieniach bieli i czerni, nie pozostawiające miejsca na pewne umowne szarości, powoduje, że czytelnik dość szybko jest znużony tą formą przekazu informacji. Z drugiej strony pozwala ona na pewne niedomówienia jak i doskonale ukazuje huśtawkę nastrojów młodej bohaterki, z jaką naprawdę sztuka sobie poradzić. Uważam, że autorka wybrała taki sposób narracji, by czytelnik bardziej utożsamiał się z Magdą i na pewno młody czytelnik tak to odbierze.
    Według mnie książka ta porusza ogromnie ważny temat, i duże brawa dla autorki, że absolutnie go nie spłyciła, a wręcz przeciwnie ukazała jego poważne znaczenie we współczesnym świecie. Dlatego też, powieść tę zdecydowanie polecam.

wtorek, 4 października 2016

Niezwykły talent Iris Grace. Opowieść o małej dziewczynce i jej wyjątkowej kotce


       
 „Uznałam, że jeśli ludzie nauczą się rozumieć Iris i zobaczą, dlaczego Fasolka zachowuje się tak a nie inaczej, jeśli z czasem pokochają jej różne dziwactwa, to poczują z nią więź i będą się cieszyć z jej osiągnięć. A jeśli później na ich drodze stanie jakaś osoba ze spektrum, potraktują ją łagodnie i ze zrozumieniem. Byłoby cudownie, gdyby potrafili ujrzeć coś poza ułomnością, przede wszystkim zaś dostrzec ogromny potencjał dzieci z autyzmem. Chciałam, aby umieli wyjść poza diagnozę i uwierzyli, że pięknie jest się różnić.”

     Kiedy nadchodzi ten czas, kiedy nasze życie jest na tyle uporządkowane, że zaczynamy marzyć o dziecku, nasza wyobraźnia nie ma granic. Myślimy o tym, co będziemy razem robić, jak może wyglądać, jakie będzie mieć zainteresowania. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że może nie będzie tak idealne, a na pewno tej, że może być chore. I tak właśnie było w przypadku autorki książki. Jej upragnione dziecko urodziło się dotknięte autyzmem. Nie można na to być przygotowanym, nie można tego w jakikolwiek sposób od razu zaakceptować. Cała jej rodzina stanęła przez ogromnym wyzwaniem, aby stworzyć takie warunki małej Iris, aby mogła rozwijać się, czuć bezpiecznie a przede wszystkim, aby miłość jaką ją otaczali, pomogła jej przystosować się do naszego świata i w nim na swój sposób funkcjonować.
    „Niezwykły talent Iris Grace” to opowieść o przełamywaniu własnych słabości, o zdumiewających rezultatach systematyczności i cierpliwości. O różnych, przenikających się światach jak i o ogromnie trudnej, wzajemnej nauce. O schematycznych urzędach, bezsilności, rozpaczy i fantastycznej przyjaźni pomiędzy małą Fasolką a kotką Thuli. Przyjaźni, która pomogła skruszyć solidne mury i pozwoliła na odczuwanie radości, ciepła a przede wszystkim zrozumienia. I właśnie te wszystkie emocje tak wspaniale widać na pracach małej dziewczynki. Obrazach, które dosłownie zapierają dech swoimi barwami, jak i głębią odbioru. Ich autorka uchyla rąbek swojego świata, swojego królestwa, dzieli się z nami intensywnością swoich doznań. Nie można przejść obok nich obojętnie. Ich magia jest wprost porażająca.
    Powieści biograficzne maja to do siebie, że ogromnie trudno je oceniać, czy w jakiś sposób wyrażać o nich opinie. Pełne zrządzeń losu na które nie mamy wpływu, czy też niespodziewanych wydarzeń, nie mieszczą się w ramach „podoba się – nie podoba się”. Tak jest i w tym przypadku. Mogę jedynie napisać, że ogrom emocji jakich dzięki niej doświadczyłam, przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Historia ta utrwaliła mnie też w przekonaniu, że nigdy nie można niczego przekreślać w naszym życiu i że dosłownie każdy, niby banalny szczegół, może okazać się na wagę złota.
Nie sposób też nie wspomnieć o jej pięknym wydaniu, w twardej oprawie, pełnym zdjęć z albumu rodzinnego autorki jak i barwnych prac małej artystki. Naprawdę warto do niego zajrzeć. Tutaj „inny” nabiera zupełnie innego znaczenia. Polecam.