Kiedy
wpadła mi w ręce książka „Drzazgi” Joanny Bartoń, nie
przypuszczałam, że ta niewielka powieść, będzie poruszać aż
tak trudny temat. Miłość rodzicielska, matczyna, jest ogromnie
skomplikowanym uczuciem, już z góry narzucone przez społeczeństwo
pewne normy powodują, że rodzice, często nie umieją podołać
pewnym wymaganiom. Gdy przyjdzie jednak „ten dzień”, jak pisze
autorka, kiedy głównej bohaterce, matce, zawala się cały świat,
sposób widzenia go zmienia się diametralnie. Zawładną nią
uczucia, które ogółowi wydadzą się naganne. Matka z założenia
powinna kochać swoje dziecko, powinna o niego walczyć nawet gdy
popełni błąd. Nie daje się jej prawa do uzewnętrzniania
prawdziwych uczuć, pomimo tego, że sytuacja naprawdę może ją
przerastać. Nie raz przecież wcale nie zgadzamy się z tym, jak
teoretycznie powinniśmy się zachowywać, uczucia bywają tak
silne, że mamy ochotę krzyczeć. Jak zmieścić w tej negacji
miłość do dziecka, kiedy cały organizm ją odtrąca? Muszę
przyznać, że pierwszy raz spotkałam się z podobnym tematem w
książce, dlatego podziwiam autorka za jej odwagę i fantastyczne
prowadzenie narracji. Powieść tę przeczytałem jednym tchem
pomimo, że tematyka jest nie lekka a przemyślenia po niej również
nie za wesołe. Pełna emocji, pytań, swego rodzaju psychologicznej
analizy sytuacji, pozostaje długo w pamięci. Postać bohaterki
jest niezwykle prawdziwa, towarzyszymy jej chwilach, którym wielu by
nie podołało. Pełna buntu, niezgody na zaistniałe wydarzenia,
walczy by wyzwolić się ze swojej traumy. Można by stwierdzić, że
nie powinno się tej bohaterki polubić, mnie stała się bliska od
pierwszych stron. Nastoletnia miłość i zgubne jej konsekwencje
powodują, że nie może się ona uwolnić przez całe życie z
koszmaru młodości. Marzy o zatraceniu, zapomnieniu, o obojętności
na nadchodzący dzień, jednak istnieją koło niej ludzie, którzy
o nią walczą i to oni stanowią pewne wyzwanie. Bohaterka
emocjonalnie jest związana z różnymi miejscami, jednym z nich jest
mój kochany Kraków. Staje się on dla niej miejscem, gdzie ma
nastąpić zapomnienie, jednak los jest przewrotny, miasto to da
początek nowemu.
Czy
jest możliwe, by za przeszłością zatrzasnąć drzwi i nigdy ich
już otworzyć? Czy miłość rodzicielska to pewna forma
ubezwłasnowolnienia?
Warto
sięgnąć po tę opowieść, wydaje się być napisaną z wielkim
bólem, prosto z serca. Zdecydowanie godna uwagi.