piątek, 23 grudnia 2016

Moja pierwsza mitologia. Księga pierwsza i druga - Katarzyna Marciniak



   Od dziecka nie przepadałam za mitami, wolałam zdecydowanie bardziej swojskie klimaty; baśnie, legendy, podania. Świat Greków i Rzymian wydawał mi się tak odległy i mało interesujący, że zgrzytałam zębami ze złości zarówno w szkole podstawowej, jak i w liceum, że znów jestem zmuszana do ich czytania. Teraz widzę, że nie trafiłam na nikogo, kto ciekawie przedstawiłby mi ten świat, ani na takie opracowanie, które w jakiś sposób zachęciło by mnie do poznania mitycznych bohaterów.



   W tej chwili jest mnóstwo tak interesujących wydań, zarówno dla dzieci i dla dorosłych, że nie sposób je pominąć czy nie zauważyć. „Moja pierwsza mitologia” Katarzyny Marciniak jest jedną z takich pozycji na której nasze oko od razu się zatrzymuje. Barwna, wesoła okładka przyciąga wzrok, a ilustracje Marty Kurczewskiej jeszcze bez poznania treści intrygują i zmuszają do uśmiechu. Autorka głównymi bohaterami uczyniła zwierzęta i to one poprzez poznawanie różnorakich związków frazeologicznych np. nić Ariadny czy puszka Pandory, zapraszane są do świata mitów, gdzie znajdują ich rozwiązanie i sytuacje, które były powodem ich powstania. Przedstawione w zabawny sposób historie, absolutnie treścią nie odbiegają od swoich pierwowzorów, zdecydowanie tylko jest łatwiejszy język, jakim są napisane. Prosty, konkretny, bez wykorzystywania skomplikowanych określeń, pozwala dziecku bardzo szybko zanurzyć się w świat greckich herosów i bogów, poznać ich imiona (również rzymskie) jak i całą , często skomplikowaną genealogie. Dobrym rozwiązaniem są również umieszczone pod koniec każdego rodzaju krótkie notki, zawierające informacje, jak w tej chwili można poprawnie wykorzystywać pewne powiedzenia, biorące swój początek ze świata mitów. Przełożenie pewnych informacji na nasze realia to doskonały pomysł, dziecko dużo łatwiej wyłapuje pewne podobieństwa i szybko odkrywa jak ważną role pełnią one zarówno w naszej kulturze, jak i historii.
   Warto zwrócić również uwagę na samo wydanie. Mocna twarda oprawa, szyte strony na pewno pozwolą na dłuższe użytkowanie tomów, a duża czcionka pomoże w samodzielnym czytaniu. Muszę przyznać, że pozycja ta cieszy się u mnie w domu ogromnym powodzeniem, zarówno syn na początku trochę sceptycznie nastawiony, jak i ja, chętnie do niej zerkamy. I choć oboje z różnych powodów, on ze względu na treść, ja z powodu prac Marty Kurczewskiej uważam, że jest to zdecydowanie jedna z najbardziej czytanych u mnie w domu książek, w ostatnim czasie. Jak widać mity są stale żywe, a ich przesłanie nie traci nic na aktualności. Zdecydowanie polecam!



poniedziałek, 19 grudnia 2016

Niedokończony eliksir nieśmiertelności - Katarzyna Majgier

  Nie tylko w wielu bajkach, lecz również na przestrzeni dziejów, cudowny eliksir powodujący nieśmiertelność, był rzeczą, o której wielu marzyło. I nie była to tylko domena czarownic czy też alchemików, przede wszystkim dążyli do sporządzenia takiej mikstury rządzący królowie. Co jednak może wydarzyć się, kiedy do niepowołanych rąk trafi taki specyfik, nie do końca idealny? Na pewno dużo mógłby o tym opowiedzieć stary dom, który wyglądał jak bardzo wysoki człowiek w spiczastym kapeluszu i brudnym płaszczu do ziemi. Dom, którego widoku nie mógł zapomnieć mały chłopiec, i śnił o nim koszmary nawet w dorosłym życiu. I tak naprawdę nie miał pojęcia, że to przez ciekawość dziecka rozpoczęła się historia, trwająca prawie 200 lat. Bo przecież jak coś jest schowane, to aż samo prosi się aby je znaleźć, a na dodatek, jeśli jest w buteleczce, to czyż nie po to, aby to wypić ?
  Katarzyna Majgier napisała powieść, która przede wszystkim ma przypomnieć nam dorosłym, że to co my sądzimy i oceniamy z naszego punku widzenia, czy też racji wieku, niekoniecznie musi być takie, jak nam się wydaje. Może zdarzyć się, że właśnie odbiór dziecka i jego wrażenia będą zarówno poprawniejsze, jak i po prostu bliższe prawdy. Autorka przypomina, że na to jakie będzie nasze życie, największy wpływ mamy my sami. Każdy z nas ma jakieś wady ale warto popracować nad tym, by stały się naszymi atutami. I wcale nie trzeba starać się być niewidzialnym czy choćby wpół przejrzystym, by materializm przestał mieć tak ogromne znaczenie.
  Warto wspomnieć o tym, że książka ta otrzymała I nagrodę w kategorii 6-10 lat, w IV Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży. Myślę, że i starszym dzieciom powinna przypaść do gustu. Dużym plusem tego wydania jest również to, że jej ilustratorem jest Anita Graboś. W jej autorskiej książce „Wyspy” wraz z synem, jesteśmy po prostu zakochani i również tutaj jej rysunki ogromnie przyciągają uwagę. Bardziej w mrocznych klimatach, czarno- białe, świetnie odzwierciedlają nastrój powieści.
Jeśli jesteście ciekawi, co wydarzyło się w tajemniczym domu i dlaczego mieszkały tam myszy bardzo stare, zapraszam do zapoznania się z historią, która choć nieprawdziwa, porusza dużo ważnych i aktualnych problemów dręczących zarówno młodego jak i dorosłego człowieka. Pełna humoru i lekkiej ironii powinna przypaść do gustu. Polecam!

wtorek, 29 listopada 2016

Świąteczna kafejka - Prowse Amanda



           
     Święta kojarzą mi się zawsze ze śniegiem, sankami, zapachem jodły. Gdy wzięłam do rąk „Świąteczną kafejkę” pomyślałam – w Australii, bez mrozu i lepienia bałwana ?? Na dodatek okazuje się, że przedświąteczny czas dla głównej bohaterki nie jest radosny. Umiera jej największy przyjaciel – mąż Peter. To on był dla niej towarzyszem codzienności, niby ich wspólnej, a jednak takiej, gdzie każde z nich miało kącik na swoją prywatność. Bea w wieku pięćdziesięciu trzech lat zostaje wdową, na szczęście ma ukochane miejsce, swoją kawiarenkę, pełną bibelotów zbieranych latami, które razem z pracownikami tworzą zakątek, do którego ma ochotę się wracać. I właśnie jego właścicielka dostaje niespodziewany list z dalekiej Szkocji, który nie tylko staje się przyczyną natłoku przytłaczających wspomnień lecz również motywacją na bliską przyszłość. Jaką tajemnicę ukrywa Bea, dlaczego odczuwa poczucie winy po śmierci męża? Dlaczego wspomnienia dzieciństwa syna, oprócz niesamowitej tęsknoty, powodują ból ?
Tu nic nie dzieje się szybko. Świat głównej bohaterki z pozoru tak uporządkowany, naprawdę stoi na wulkanie jej ukrytych emocji. Co prawda stara się jak może aby zapomnieć o przeszłości, nie dopuszcza do siebie cały czas wspomnienia o swoim wielkim uczuciu, uważając, że tak powinno być, że to co kiedyś było, powinno zostać przykryte rzeczywistością. Po śmierci męża, najlepiej czuje się w towarzystwie wnuczki Flory, co prawda przeżywającej ogromne dylematy dorastania, lecz jakże otwartej na świat. I to z nią wyrusza do zasypanego śniegiem Endyburga, który kusi swoim magicznym, świątecznym wyglądem. Czy dla obu z nich będzie to podróż życia?
  „Świąteczna kafejka” to zarówno powieść o tęsknotach, które latami chowane domagają się uwolnienia jak i o skomplikowanych rodzinnych związkach, pełnych niedomówień i tajemnic. Świąteczny klimat spełnia tu podwójną rolę ponieważ ma zarówno tworzyć atmosferę, która pozwoli na usprawiedliwioną lawinę wspomnień, jak i motywować do działań, na jakie w innej sytuacji bohaterka mogłaby się nie zdobyć.
  Święta z reguły są przyczyną naszej lekkiej melancholii, chwilami, gdy na pewne sprawy patrzymy przez pryzmat wzruszeń. I taka właśnie jest ta powieść, niby z pozoru statyczna i spokojna, a równocześnie dostarczająca mnóstwa pozytywnych emocji. Zdecydowanie warto wyruszyć wraz z bohaterką w podróż by poznać i tę drugą stronę świątecznych chwil. Serdecznie zapraszam.

środa, 23 listopada 2016

Od koła do Formuły 1. Historia motoryzacji -Michał Gąsiorowski

    
   Dla nas, ludzi XXI wieku, życie bez samochodu wydaje się nie do pomyślenia i mało realne. Otoczeni, zwłaszcza ci mieszkający w miastach, coraz bardziej interesującymi samochodami, nie pamiętamy o tym, że jest to jeden z najmłodszych środków komunikacji. Jako, że przebywam w domu z samymi osobnikami płci męskiej, od razu pomyślałam, że „Od koła do Formuły 1” może stać się książką, która zainteresuje każdego z nich. Autor, Michał Gąsiorowski, zapalony podróżnik i miłośnik motocykli, zadebiutował jako komentator Formuły 1 w 2016 roku. Przyznaje, że pisanie o motoryzacji dla dzieci sprawiło mu ogromną frajdę. Ale czy jest to książka przeznaczona tylko dla najmłodszego czytelnika? Oczywiście, że nie. Autor podszedł do tematu całościowo i po zapoznaniu nas z prehistorią motoryzacji (koło, silnik parowy Greka, trójkołowiec) przechodzi do pierwszych aut produkowanych seryjnie. Na pewno będą też usatysfakcjonowani fani polskiej motoryzacji ponieważ ciekawostek dotyczących Warszawy, Syreny, Fiata 125p i 126p oraz Poloneza jest mnóstwo. Interesującym rozdziałem, zresztą najobszerniejszym, jest ten dotyczący samochodów- legend. Tutaj znalazły się pod lupą między innymi auta: Cadillac Eldorado, Ford Mustang czy Porsche 911.       Młodego czytelnika na pewno zainteresuje część poświęcona najsłynniejszym polskim kierowcom. Sylwetki Sobiesława Zasady, Rafała Sonika czy Kajetana Kajetanowicza ukazane są w sposób ogromnie przejrzysty i ciekawy. Może nie dość wyczerpująco, ale na pewno zaspokoją ciekawość najmłodszego odbiorcy. Bardzo ważną rzeczą jest opracowanie graficzne tej książki, które zdecydowanie dodaje jej atrakcyjności. Małżeństwo artystów, Agnieszka i Przemysław Surmowie postarali się o to, aby ilustracje nie tylko przedstawiały ogólny wygląd pojazdów lecz również bawiły, co im się zresztą świetnie udało.
   Ogromnie barwne, niekiedy z lekką nutką ironii, zdecydowanie przyciągają oko, są atrakcyjne również dla dzieci, które jeszcze nie umieją same poradzić sobie z tekstem.
U mnie w domu odbiorcami tej książki są czytelnicy w wieku od 9 do 50 lat. I tak naprawdę, każdy znalazł coś w niej dla siebie, mało tego stała się motorem wielu dyskusji np. na temat wyższości pewnych marek samochodowych nad innymi.
  Dlatego jeśli ktoś szuka interesującego prezentu na święta dla młodego fana motoryzacji, ta pozycja powinna sprawdzić się idealnie. Bardzo ładna wizualnie (twarda oprawa, strony szyte, interesująca okładka) jak i z ciekawą, merytoryczną treścią. Polecam!

czwartek, 17 listopada 2016

Wegan Nerd. Moja roślinna kuchnia - Alicja Rokicka

   
   Mieszkając w Krakowie, mieście, które w tej chwili robi się bardziej znane nie z powodu Smoka Wawelskiego, a za sprawą coraz większego smogu, niejednokrotnie zastanawiałam się nad wprowadzeniem zmian żywieniowych. Mając dość wdychanych trucizn, chciałam aby w moich posiłkach znajdowały się składniki zdrowe i potrzebne dla organizmu. Alicja Rokitnicka jest autorką najczęściej nagradzanego bloga o kuchni roślinnej "wegannerd.blogspot.com". Jako czternastolatka przeszła na dietę wegetariańską i właśnie wtedy zaczęła gotować, by udowodnić również rodzinie, że da radę wytrwać w swoim postanowieniu.
   W książce znajdziemy przepisy bardzo różnorodne, od tych najprostszych, po te wymagające już dokładniejszego wyboru składników oraz czasu na przyrządzenie. Opisy przygotowania są zrozumiałe i po sporządzeniu paru potraw muszę przyznać, że zostawiają jeszcze miejsce do popisu i pewnej modyfikacji według własnego uznania. Ja jestem zauroczona smakiem zupy kurkowej z pęczakiem, pieczonych pierożków z ciasta francuskiego z cynamonową soczewicą (pycha a i jak pasuje do zbliżających się świąt) i owoców pod kruszonką, a cała rodzina zajada się smalczykiem z fasoli. I tak naprawdę większość składników kupiłam na pobliskim placu targowym.
   Zawsze wydawało mi się, że kuchnia wegetariańska tak naprawdę jest droga, a i trudno z dostępnością na rynku wielu składników. Autorka przekonuje, że wcale tak nie jest, a wykorzystać do posiłków możemy te rośliny, lub te ich części, których nigdy nie przyszło nam do głowy gotować. Nie da się ukryć, że potrawy wegetariańskie są niezwykle kolorowe i kuszą samym swoim wyglądem. Wiadomo, że gdy będziemy poszukiwać produktów ekologicznych, będzie to wymagało od nas więcej pracy, lecz nie ma problemów z ich dostępnością.
Książka jest przepięknie wydana, dosłownie "je" się ją wzrokiem, bardzo ładne aranżacje z potraw, tak, że będąc głodnym naprawdę lepiej po nią nie sięgać. Treść wzbogacona rysunkami, świetnie zaplanowane stronice, twarda oprawa to dodatkowe jej atuty.
  "Wegan Nerd. Moja roślinna kuchnia" to według mnie pozycja niezwykle wartościowa, ogromnie przydatna zwłaszcza teraz, gdy na zewnątrz robi się szaro i ponuro. Kolorowy, zdrowy posiłek poprawi nam nie tylko humor ale również będzie tą cegiełką dla polepszenia naszego zdrowia. U mnie znalazła honorowe miejsce w kuchni, które jednak często zmienia, bo ostatnio co rano, znajduję ją pod poduszką mojego dziesięcioletniego syna, który najprawdopodobniej traktuje ją jako świetną, wieczorną lekturę.
Zdecydowanie polecam!!!

środa, 9 listopada 2016

Rozdarta zasłona - Jacek Dehnel, Piotr Tarczyński i inni...


   
     W pierwszym tomie, profesorowa Szczupaczyńska urzekła mnie swoją inteligencją oraz niesamowitą umiejętnością łączenia faktów. Po zapoznaniu się z jej debiutanckim śledztwem byłam zafascynowana wspaniałym tłem opowieści – Krakowem, wraz z jego jakże ciekawymi mieszkańcami. Profesorowie, aktorzy, sędziowie i wszelakiej maści artyści, stanowili interesujący dalszy plan wątku kryminalnego. Dlatego też bałam się, że drugi tom może mnie rozczarować lub być w pewnym sensie częściowym powieleniem pierwszego. Muszę jednak z radością stwierdzić, że nic takiego się nie wydarzyło i „Rozdarta zasłona” wydaje mi się jest jeszcze bardziej ciekawa. Dzieją się rzeczy straszne. Wisła wyrzuciła na brzeg zwłoki młodej kobiety. Mało tego Wielkanoc tuż, tuż, a młoda służąca profesorowej, dopiero przyuczona do służby, niespodziewanie składa wymówienie i znika bez śladu. I jak w takiej sytuacji można pasztety piec i inne smakołyki przygotowywać?
    I choć ten czas wydaje się absolutnie nieodpowiedni do tego aby porzucić wszelakie gotowania, jak i próby wzniesienia szanownego małżonka, Ignacego na fotel w Akademii Umiejętności, profesorowa czuje, że nie może tak pozostawić śledztwa. Przecież kto jak kto, ale ona Kraków i jego mieszkańców zna najlepiej. Niestety szybko okazuje się jednak jak bardzo jest w błędzie. Miasto, które wydawało się tak przyjazne, ukazało jej się z mrocznej, czarnej strony, która pomimo tego, że wydawała się ohydna, w jakiś magiczny sposób wciągała. Zakłada więc czarny kapelusz z krukiem, który bardziej przystoi szemranym dzielnicom takim jak Kazimierz czy Podgórze, i rozpoczyna misterne śledztwo, którego nie powstydziłby się i sam Herkules Poirot.
Muszę przyznać, że autorzy skrupulatnie zadbali o to, aby tło powieści, tak jak i codzienny „Czas” profesora, przyciągało czytelnika, fantastycznie go bawiąc, dostarczając mu mnóstwa informacji na temat XIX wiecznego Krakowa, jak i momentami wprost przerażając. Coś takiego jak handel kobietami daleko przekraczający granice Galicji, absolutnie profesorowej do głowy by nie przyszedł a i obcowanie w tak podstępnym i okrutnym świecie przestępczym, wydawało by się jej nie do pojęcia.
  „Rozdarta zasłona” to ogromnie barwna powieść, która nie tylko wzbudza uśmiech na twarzy, zmusza do dedukcji, lecz jest też doskonałym studium socjologicznym ówczesnego Krakowa. Różnorodni bohaterowie, cudownie wpasowani w ówczesny klimat miasta, to niejako celofan otaczający główny wątek, który posklejany, ciągnący i wymieszany smakami jest niczym miodek turecki: nigdy nie wiesz kiedy trafi się na twardy orzech. Osobiście muszę się przyznać, że czytając o poczynaniach profesorowej całkowicie zarwałam noc, a jako lokalna patriotka pokochałam ją całym sercem. Nie da się ukryć, że to kwintesencja kobiecości, zarówno jeśli chodzi o sposób myślenia jak i poczynań.
   Powieść zdecydowanie polecam, świetnie sprawdzi się jako remedium w te ciemne, jesienne dni, dostarczając mnóstwa inteligentnej rozrywki.

czwartek, 3 listopada 2016

Dziecko wspomnień - Steena Holmes





        


   Są takie książki, które nie pozwalają o sobie zapomnieć, których treść pozostaje w naszej pamięci na długo. Niewątpliwie dla mnie, taką powieścią jest właśnie „Dziecko wspomnień”. Diana jest kobietą odnoszącą w pracy sukcesy, właśnie dostała awans. Brian uwielbia łączyć podróże z wykonywanym zawodem. Dobrze sytuowani, maja swój rytm dnia, którego skrupulatnie pilnują. Niespodziewana wiadomość, że będą rodzicami, na początku sprawia radość tylko Brianowi, który marzył o tym od dawna. Diana odczuwa jednak ogromny lęk przed macierzyństwem, którego powodem są jej traumatyczne przeżycia z dzieciństwa. Obawia się, że nie podoła obowiązkom, boi się stracić stanowisko w pracy. Czy podejmie słuszną decyzję? Czy Brian sprawdzi się w tak trudnym dla niej czasie?
„  Dziecko wspomnień” to powieść o niezwykle skomplikowanych powiązaniach rodzinnych i o ich wpływie na całe życie bohaterów. Diana, pomimo tego, że jest dorosłą kobietą, tak naprawdę cały czas tkwi w dzieciństwie, nie pozwalając sobie na odcięcie z nim pępowiny. Rzutuje to cały czas na jej rzeczywistość, na codzienne życie. Czuje ogromny strach przed zostaniem matką, nie pozwala sobie na konfrontacje z własnymi uczuciami. Brianowi jej poczynania wydają się za skomplikowane, on już ogromnie kocha jeszcze nie narodzone dziecko. Muszę przyznać, że autorka bardzo wysoko postawiła sobie poprzeczkę. Sam pomysł na powieść jest ogromnie interesujący, jednak wydaje mi się, że dla wielu czytelników już sam rezultat, może okazać się trochę za monotonny. Główna bohaterka, ogromnie doświadczona przez los, osoba, której tak naprawdę powinniśmy współczuć, niestety nie za bardzo daje się lubić, bardzo ciężko zza tych wszystkich warstw ochronnych zauważyć ją taką jaką jest naprawdę, niesamowicie wrażliwą, z ogromnie niskim poczuciem wartości. Na dodatek autorka obarczyła ją ogromem nieszczęść, z których rezultatami naprawdę trudno żyć.
   Fabuła jest bardzo dobrze zbudowana, powieść z pozoru lekka, z każdą stroną nabiera mrocznego, nierealnego klimatu. Czytelnik stara się rozwiązać zagadkę, jednak tak naprawdę gubi się w domysłach. Charakterystyczna postać Niny, opiekunki, wielokrotnie podsuwa pewne podpowiedzi tak samo i Diana prowadząc pewnego rodzaju monolog, jednak nie wszystko wydaje się jasne i zrozumiałe. W rezultacie można by stwierdzić, że fabuła jest przewidywalna lecz w pewnym momencie autorka postawiła na całkowity zwrot akcji.
   Muszę przyznać, że powieść ta wzbudziła we mnie ogrom emocji, które po poznaniu jej zakończenia sięgnęły prawie zenitu i długo nie chciały mnie opuścić. Autorka poruszyła ogromnie ważne problemy kobiet, o których mówi i pisze się co prawda coraz więcej, lecz pozostają one jednak w pewnej sferze niedoinformowania i niezrozumienia. Książkę polecam wszystkim, którzy cenią powieści za ich tło psychologiczne i poruszaną, niełatwą tematykę. Zdecydowanie polecam.

wtorek, 18 października 2016

Imagines - Anna Todd

    Niejeden raz w ciągu swojego życia, zastanawiałam się, jakbym zachowała się w danej oglądanej sytuacji, dotyczącej osoby znanej i podziwianej przez wielu. Jako niedoszła baletnica wyobrażałam sobie siebie w ramionach Michaiła Barysznikowa, czy też jako ogromna wielbicielka teatru, widziałam się na scenie, prowadzącą dialog z Krzysztofem Globiszem. Wydawało mi się, że to marzenia, których nigdy, w żaden sposób nie zrealizuję. Wtedy jednak nie znałam „Imagines”, zbioru opowiadań różnych autorów, publikujących głównie na Wattpadzie. To właśnie ich bohaterowie, tak naprawdę, mogą sobie wyobrazić dokładnie wszystko i będzie to wydawać się jak najbardziej realne. 34 opowiadań, to pewnego rodzaju eksperyment, w którym fantazja miesza się z rzeczywistością, tworząc niesamowity, niepowtarzalny zapis. Autorzy to równocześnie główni bohaterowie, którzy próbują odtworzyć pewne sytuacje jeszcze raz, albo wymyślają zupełnie nowe sceny. Najważniejsze jest to, że ich „partnerami” są osoby z pierwszych stron gazet, bożyszcza tłumów. Niejednokrotnie stwarza to sytuacje ogromnie zabawne, lecz właściwie bardzo prawdopodobne. Muszę przyznać, że świetnie bawiłam się w towarzystwie tak znanych osób jak Benedict Cumberbatch (uwielbiam), Justin Bieber ( niekoniecznie), Jennifer Lawrence czy Chris Evans. Co prawda momentami można czuć przesyt z powodu tłoku Kardashianek, ale przecież marzenia są po to aby je spełniać, a nasza wyobraźnia ma nam w tym pomóc, to co złego w tej ilości?
   Nie wszystkie opowiadania przypadły mi do gustu lecz było kilka, które naprawdę zasługują na uwagę. Te, które najbardziej spodobały mi się, są autorstwa Anny Todd, twórczyni bestsellerowej serii After i Marcelly Uvy. 
   Z gatunkiem fan fiction nie miałam wcześniej do czynienia i podeszłam do niego z dużą rezerwą. Jakby nie było, daje on ogromne możliwości i bałam się pewnej przesady jaka mogłaby zaistnieć. Opowiadania te sprawiły jednak, że miło spędziłam czas w jakże zaszczytnym gronie, równocześnie dając pracować swojej wyobraźni. Dlatego jeśli lubisz podróżować i poznawać nowych ludzi, niekoniecznie przemierzając tysiące kilometrów, to ta książka jest właśnie dla Ciebie. Może warto przypomnieć swoje najbardziej zaskakujące marzenia i spróbować spełniać je dzięki swojej wyobraźni. A jak ? Bohaterowie opowiadań na pewno podpowiedzą. Tylko uwaga, można się uzależnić! Polecam!

piątek, 14 października 2016

Dziecko last minute - Natasza Socha

    Czy można pomylić menopauzę z ciążą? Jaki widać tak, o czym osobiście przekonuje się 46-letnia Kalina. Gdy z trudem przyjęła do wiadomości, że oto nadszedł czas, kiedy jej ciało ulega pewnym zmianom, to następną wiadomość, że jednak samopoczucie takie a nie inne spowodowała ciąża, wcale jej nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie, doprowadziła do jeszcze większych nerwów. Bo jak dojdzie do sytuacji, gdy jej mama Konstancja, pozorny wzór cnót wszelakich dowie się, że zostanie babcią, to może wydarzyć się naprawdę wszystko. Kalina dopiero co postawiła ją przed faktem dokonanym, wyjeżdżając w podróż z mężczyzną w sumie praktycznie nie znanym, lecz kto zrozumie potrzeby i dążenia do spełniania marzeń kobiety po czterdziestce. Niby żony a nie żony, spokojnej, uległej córki, na dodatek matki prawie dorosłej córki. Wspólne życie w trójkę wcale nie było idealne. Na pewno przewidywalne i pod pełną kontrolą Konstancji. Ale ileż tak można?
    „Dziecko last minute” to powieść ogromnie ...ciążowa. Przyszła matka pełna lęku i niepokoju obserwuje jak zmienia się jej ciało i jak bardzo pewne priorytety ulegają zmianom. Jej strach miesza się z radością, ogromna huśtawka nastrojów powoduje, że czuje się po prostu rozdarta. Zmiana całkowitego trybu życia ją przeraża, tym bardziej, że przyszłość wydaje jej się pełna niewiadomych. Co prawda ma pomoc nie tylko ojca przyszłego dziecka, jak i niespodziewanie również „byłego” a aktualnego męża. Chociaż wszystko to stanowi mieszankę zdecydowanie wybuchową, to Kalina stara się raczej wsłuchać się w siebie i przyjmuje pomoc oferowaną przez jej odnalezionego ojca. To on wprowadza pewną stabilność i jest dla niej oparciem.
    Muszę przyznać, że powieść ta nie tylko niesłychanie mnie rozbawiła, lecz i doprowadziła do wielu rozważań, zarówno na temat macierzyństwa jak i ogólnie rodzicielstwa. Fantastycznie lekki styl w jakim jest napisana, pozwala na przeżycia i przemyślenia głównej bohaterki popatrzyć jak przez różowe okulary. Jednak bardzo często widać ukryte drugie dno, które już tak wesołe i lekkie nie jest. Ogromnie podoba mi się właśnie ta umiejętność autorki, która pod fartuchem lekkiej komedii, sprytnie ukrywa poważniejsze tematy, które bezczelnie wychodzą na pierwszy plan, zmuszając czytelnika do pewnego rodzaju pracy umysłowej.
„Dziecko last minute” to powieść o wielkim wpływie naszych najbliższych, o pewnym podporządkowywaniu się, które może spowodować katastrofę, lecz i ogromnej sile uczuć rodzicielskich. To historia dla tych osób, które stale boją się zawalczyć o swoje własne „ja” i swoisty kopniak dla tych, co mają stale obawy przed jakimkolwiek wyrażaniem swoich uczuć. 
Czyta się ją za szybko, zdecydowanie dłużej chciałoby się przebywać z tak sympatycznymi i charyzmatycznymi bohaterami. Historia mocno wciąga, wzbudza całą paletę emocji, dlatego mam nadzieję na ciąg dalszy. Jeżeli ktoś szuka lektury łatwej i przyjemnej, i takiej, która również ukaże lewą stronę opisywanych wydarzeń, to to jest powieść dla niego. Zdecydowanie polecam.

wtorek, 11 października 2016

Fortuna i namiętności. Zemsta - M. Gutowska-Adamczyk


     
    Powieści historyczne maja to do siebie, że albo się je kocha albo nienawidzi.
Ja należałam do osób, które za nimi nie przepadają, a właśnie po przeczytaniu pierwszej części „Fortuny i namiętności. Klątwa”, zdecydowanie zmieniłam o nich zdanie. Książka ta pochłonęła mnie bez reszty, pośrednio zmuszając do poszerzenia swojej wiedzy na temat opisywanych czasów.      
 Trzeba przyznać, że bardzo byłam ciekawa jak potoczą się losy głównych bohaterów powieści (zwłaszcza charyzmatycznych kobiet) i czekanie na drugi tom zdecydowanie dłużyło się.
Polska XVIII wieku, dwie ścierające się nacje, to tło historyczne powieści, które autorka ukazuje w sposób nie tylko ogromnie plastyczny ale też bardzo realistyczny.
Kat winnicki dalej nie może uwolnić się od przekleństwa jakim była klątwa młodej dziewczyny, a jej wzgarda cały czas nie daje mu spokoju i kością w gardle mu staje. Do Jana nieustannie lgną kłopoty i problemy, tak, że chwili ukojenia nie ma. Cecylia, uwięziona w zamku w Turowie, uważnie „kontrolowana” jest przez sekretarza jej ojca. A i Kacper Hadziewicz spokoju w domowych pieleszach nie zazna, wyruszyć na wojnę o Polskę musi, cały czas mając nadzieję, że Zofia jednak przychylną mu będzie. I tak losy bohaterów wspaniale się łączą z historią ówczesnej Polski, niespokojnej, podzielonej i jak zwykle walczącej o lepsze jutro.
   To co niezwykle urzekło mnie w tej powieści, to niezwykła dbałość autorki o szczegóły i fantastyczna galeria postaci. Bohaterowie dosłownie jak żywi, i aż prosi się, aby powieść została sfilmowana. Ich burzliwe dzieje świetnie współgrają z niepokojem na terenach Polski, wzbudzając moc różnorakich emocji. Złość, niedowierzanie czy też zaskoczenie, nie opuszczą czytelnika aż do ostatniej strony. Nie wszystko będzie tak jakbyśmy sobie życzyli, i autorka nieraz wyciąga z kieszeni białego królika. Jeżeli ktoś kocha rzetelne powieści historyczne, jest to książka dla niego idealna, jeśli nienawidzi, może się ona stać tą, która całkowicie zmieni jego o nich wyobrażenie.
Moja uwagę przykuła całkowicie, czytając ja czułam się jakby podróże w czasie istniały naprawdę.
I tylko żal, że to już koniec... Autorko, a może jednak??

Czarne jeziora - Dorota Suwalska

  
   
   Z twórczością Doroty Suwalskiej spotkałam się już wcześniej, były to jednak tytuły przeznaczone dla młodszego czytelnika. „Pan Fortepianek” czy też „Znowu kręcisz, Zuźka!” były dla mnie i mojego syna bardzo przyjemnymi lekturami, które niejednokrotnie czytane, mają ważne miejsce na półce. Powieść „Czarne jeziora” kierowana jest do młodzieży, lecz i jak sądzę również do dorosłych. Magda przechodzi trudny okres w swoim życiu. Nie dość, że zmienia szkołę, miejsce zamieszkania, to również i w jej rodzinie dużo się dzieje. Co prawda mały braciszek jest cudną, małą istotką a partner mamy miły i troskliwy, to dziewczyna z z trudem znajduje się w powstałej sytuacji. Jej formą ucieczki i pewnej izolacji, jest prowadzony przez nią dziennik. Zdecydowanie łatwiej jej przyjrzeć się swoim emocjom w momencie kiedy o nich napisze. Dziewczyna jest zafascynowana literaturą, również sama pisze opowiadania. Cudownym zbiegiem okoliczności jej pisarskie guru, Marcin Dreger, ma prowadzić warsztaty literackie w pobliskim domu kultury. Perspektywa przebywania ze swoim idolem, wprowadza Magdę w stan euforii ale również lekkiego przerażenia i obawy przed krytyką. Czy zajęcia te okażą się faktycznie tak ciekawe i ważne?
   „Czarne jeziora” to jedna z nielicznych polskich powieści na rynku, w którym autorka ma odwagę poruszyć temat nosicielstwa HIV, problemu z którym niejednokrotnie nie radzą sobie dorośli. Magda, która się z nim zmaga, ma w pewnym sensie wytłumaczenie swojej izolacji, czy zmienności nastrojów. Czy ma prawdziwe oparcie w swojej rodzinie, czy też z większością negatywnych emocji musi dawać sobie radę sama?
  „Czarne jeziora” to powieść o bardzo trudnym czasie wchodzenia w dorosłość i akceptacji wydarzeń, na które praktycznie nie mamy wpływu. O zagubieniu, szukaniu nowych dróg, buncie i wzbudzaniu poczucia winy. O lęku przed większym uczuciem, jak i stawianiu go od razu, tak samo jak większe angażowanie się na straconej pozycji
Dziennik jest zdecydowanie formą, która nie pozwala na obszerne i wielopostaciowe przytaczanie ciągu zdarzeń. Jako czytelnicy jesteśmy zmuszeni to poznawania historii przez pryzmat widzenia jednej osoby, co często bardzo spłyca odbiór emocji. Myślę, że i tak jest w tym przypadku. Pewna egzaltacja młodej bohaterki, jej widzenie świata tylko w odcieniach bieli i czerni, nie pozostawiające miejsca na pewne umowne szarości, powoduje, że czytelnik dość szybko jest znużony tą formą przekazu informacji. Z drugiej strony pozwala ona na pewne niedomówienia jak i doskonale ukazuje huśtawkę nastrojów młodej bohaterki, z jaką naprawdę sztuka sobie poradzić. Uważam, że autorka wybrała taki sposób narracji, by czytelnik bardziej utożsamiał się z Magdą i na pewno młody czytelnik tak to odbierze.
    Według mnie książka ta porusza ogromnie ważny temat, i duże brawa dla autorki, że absolutnie go nie spłyciła, a wręcz przeciwnie ukazała jego poważne znaczenie we współczesnym świecie. Dlatego też, powieść tę zdecydowanie polecam.

wtorek, 4 października 2016

Niezwykły talent Iris Grace. Opowieść o małej dziewczynce i jej wyjątkowej kotce


       
 „Uznałam, że jeśli ludzie nauczą się rozumieć Iris i zobaczą, dlaczego Fasolka zachowuje się tak a nie inaczej, jeśli z czasem pokochają jej różne dziwactwa, to poczują z nią więź i będą się cieszyć z jej osiągnięć. A jeśli później na ich drodze stanie jakaś osoba ze spektrum, potraktują ją łagodnie i ze zrozumieniem. Byłoby cudownie, gdyby potrafili ujrzeć coś poza ułomnością, przede wszystkim zaś dostrzec ogromny potencjał dzieci z autyzmem. Chciałam, aby umieli wyjść poza diagnozę i uwierzyli, że pięknie jest się różnić.”

     Kiedy nadchodzi ten czas, kiedy nasze życie jest na tyle uporządkowane, że zaczynamy marzyć o dziecku, nasza wyobraźnia nie ma granic. Myślimy o tym, co będziemy razem robić, jak może wyglądać, jakie będzie mieć zainteresowania. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że może nie będzie tak idealne, a na pewno tej, że może być chore. I tak właśnie było w przypadku autorki książki. Jej upragnione dziecko urodziło się dotknięte autyzmem. Nie można na to być przygotowanym, nie można tego w jakikolwiek sposób od razu zaakceptować. Cała jej rodzina stanęła przez ogromnym wyzwaniem, aby stworzyć takie warunki małej Iris, aby mogła rozwijać się, czuć bezpiecznie a przede wszystkim, aby miłość jaką ją otaczali, pomogła jej przystosować się do naszego świata i w nim na swój sposób funkcjonować.
    „Niezwykły talent Iris Grace” to opowieść o przełamywaniu własnych słabości, o zdumiewających rezultatach systematyczności i cierpliwości. O różnych, przenikających się światach jak i o ogromnie trudnej, wzajemnej nauce. O schematycznych urzędach, bezsilności, rozpaczy i fantastycznej przyjaźni pomiędzy małą Fasolką a kotką Thuli. Przyjaźni, która pomogła skruszyć solidne mury i pozwoliła na odczuwanie radości, ciepła a przede wszystkim zrozumienia. I właśnie te wszystkie emocje tak wspaniale widać na pracach małej dziewczynki. Obrazach, które dosłownie zapierają dech swoimi barwami, jak i głębią odbioru. Ich autorka uchyla rąbek swojego świata, swojego królestwa, dzieli się z nami intensywnością swoich doznań. Nie można przejść obok nich obojętnie. Ich magia jest wprost porażająca.
    Powieści biograficzne maja to do siebie, że ogromnie trudno je oceniać, czy w jakiś sposób wyrażać o nich opinie. Pełne zrządzeń losu na które nie mamy wpływu, czy też niespodziewanych wydarzeń, nie mieszczą się w ramach „podoba się – nie podoba się”. Tak jest i w tym przypadku. Mogę jedynie napisać, że ogrom emocji jakich dzięki niej doświadczyłam, przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Historia ta utrwaliła mnie też w przekonaniu, że nigdy nie można niczego przekreślać w naszym życiu i że dosłownie każdy, niby banalny szczegół, może okazać się na wagę złota.
Nie sposób też nie wspomnieć o jej pięknym wydaniu, w twardej oprawie, pełnym zdjęć z albumu rodzinnego autorki jak i barwnych prac małej artystki. Naprawdę warto do niego zajrzeć. Tutaj „inny” nabiera zupełnie innego znaczenia. Polecam.

czwartek, 29 września 2016

Ch...owa Pani Domu - Magdalena Kostyszyn

 

    „Niektórzy ludzie do odkrycia tak oczywistych faktów, że zupę jemy łyżką, potrzebują prywatnych trenerów i absolutnie nic mi do tego. Jeśli mogę tylko coś wtrącić- znam co najmniej piętnaście sposobów na lepsze spożytkowanie klika stówek”.

    Jako kobieta, codziennie borykam się z mnóstwem prac, które powinnam wykonać najlepiej idealnie, z własnym wyglądem, który powinien być perfekcyjny, i z taką organizacją czasu, aby jeszcze znaleźć chwilkę dla siebie. Jak wiadomo, niejednokrotnie jest to po prostu nierealne, bo pomijając już jakiekolwiek nagłe okoliczności, to doba sama się nie wydłuży, choć tendencje do skracania zdecydowanie posiada. Otoczona zewsząd reklamami, dobrymi radami, poradnikami jak postępować by nie dość, żeby być perfekcyjną, to być wzorem również dla dziecka, powoli zaczynałam marzyć o pewnej normalności, zaakceptowaniem tego, że nie jestem i nie będę perfekcyjna oraz za poczuciem, które pozwoliłoby mi po prostu trochę zwolnić.
   Antyporadnik Magdaleny Kostyszyn jest właśnie wynikiem jej tęsknoty za taką normalnością, jak i stawieniem czoła problemom współczesnych kobiet. W jej przypadku okazało się, że dzielenie się własnymi wpadkami zdecydowanie działa na innych terapeutycznie, a i może przynieść ponad pół miliona fanów na Facebooku. Jest to jeden z pierwszych antyporadników #nofilter czyli przedstawienie codziennego życia bez cudownych zasłon i różowych okularów, za to w sposób niezwykle ironiczny, zabawny lecz i absolutnie nie stresujący.
   Dla autorki, codzienność nieidealna tak samo może być inspiracją, na dodatek pozwalającą na zaakceptowani siebie samego takim jakim się jest, a wiadomo, że to już ogromny sukces. Nie będziemy gorsi tylko dlatego, że nie będziemy celebrować Dnia Ręcznika, nasze śniadanie nie będzie piękne i kolorowe ale po prostu smaczne, a kuchnia w której je przyrządzimy, nie jest w kolorze popielaty błysk. Będziemy mieć za to więcej czasu, mniej kompleksów i więcej pozytywnej energii. Nie da się ukryć, że książką ta jeszcze dokładniej uświadomiła mi, że nie jestem wyjątkowa, perfekcyjna, nie mam idealnego profilu, nie umiem dobrze planować, ale też nie dała mi do zrozumienia, że jestem „niezdrowo”inna. Utwierdziła mnie w tym, że warto tupać nogą i nie dać sobie wejść na głowę jak i kazała wszelkie,„cudowne” porady internetowe skrupulatnie omijać, chyba że czytać tylko w celach relaksacyjnych. Wprowadziła mnie w świetny nastrój, gdy upewniłam się, że robię idealnie przykrywając niepożądane rzeczy pledem przed przyjściem gości, a rozdział o sąsiadach musiałam czytać na głos , bo mój chichot przebił się nawet przez mężowski Word of Tanks. Świetna, przewrotna lektura do poduszki, podróży, na poprawę humoru jak i doskonała na prezent. Polecam!


„Zasadniczo istnieje mniej więcej tyle samo pozytywów trwania w związku , ile korzyści przemawiających za życiem solo. Gdyby wybierać piosenkę obrazującą życie singielki, najprawdopodobniej zaczynała by się od słów: „ Niech żyje wolność, wolność i swoboda”. Z kolei za hymn szczęśliwej mężatki śmiało mogłyby posłużyć słowa Marii Peszek ; „ Lubię być kurą domową, do pralki wrzucić problem wraz z głową”. Bez względu na status matrymonialny możesz, otwierając samodzielnie słoik z buraczkami od rodzicielki [..] udowodnić całemu światu, że jesteś silna i niezależna.

Tylko po co?”



wtorek, 27 września 2016

Baśnie i legendy polskie



           
      Z ogromną przyjemnością sięgnęłam po zbiór baśni i legend , którego wyboru dokonała Elżbieta Brzoza. Pięknie wydane przez „Naszą Księgarnię”, w twardej oprawie, zdecydowanie przyciągają uwagę. Dodatkowym atutem są interesujące, barwne ilustracje Mirosława Tokarczyka, którego prace już w drugiej części serii „Poczytaj mi mamo” przypadły mi do gustu. Nie udziwnione, proste, ogromnie barwne rysunki, świetnie ilustrują tekst i są zrozumiałe dla młodego czytelnika. Bardzo dobrym pomysłem jest umieszczenie wprowadzenia, w którym podano definicje baśni, legend i podań. Pomaga to, zwłaszcza młodemu czytelnikowi w odróżnieniu tekstów o treści fantastycznej, od tych opartych na historiach autentycznych postaci, czy dotyczących danego regionu. Ich twórcami są znakomici polscy autorzy : Maria Krüger, Janina Porazińska, Ewa Szelburg- Zarębina, Hanna Zdzitowiecka, Franciszek Fenikowski, Zdzisław Nowak i wielu innych. Spotkamy tu tak charakterystycznych bohaterów jak Pan Twardowski, diabeł Boruta, Szewczyka Dratewka, Janosik jak i tych mniej znanych jak kamieniarz Daniel Eggert czy Elżbietka, córka rycerza Bolecha zwanego Wielgoszem. Poznamy legendy związane z Poznaniem, Krakowem, Warszawą czy też Toruniem.
   Zarówno baśnie jak i legendy to elementy tradycji, które w sposób ogromnie interesujący przybliżają wydarzenia ważne naszej historii, ówczesne realia i wierzenia. Najważniejsze jednak dla mnie są ogromne emocje w nich zawarte. Dziecko nie tylko ma możliwość odróżnić dobro od zła, lecz uczy się pewnej wrażliwości, zauważa jak z pozoru błaha pomoc drugiej osobie może skutkować wielkim sukcesem. Teksty nie tracące nic na aktualności, wciąż ogromnie żywe, zapraszają do podróży w świat, gdzie problemy rozwiązywane są na bieżąco, bohaterowie nie boją się trudnych wyzwań a marzenia urzeczywistniają się.
Baśnie zawarte w tomie są niedługie, idealnie nadają się na wieczorne, wspólne czytanie.
    Zbiór ten, będzie bardzo dobrą pomocą również do szkoły, legendy tutaj zawarte (np. krakowskie i warszawskie) omawiane są na zajęciach z języka polskiego.
Warto przybliżyć sobie, lub po prostu powtórzyć ten zapomniany czas, kiedy opowieści przekazywane były z pokolenia na pokolenie, a wierzenia stanowiły ogromną siłę. Zdecydowanie polecam.

niedziela, 18 września 2016

Jedwabna opowieść - Kelli Estes


     Bardzo często sama nazwa jakiejś instytucji czy rzeczy,  nasuwa nam pewne skojarzenia i wizualizacje. W moim przypadku tak właśnie było z Wydawnictwem Kobiecym. Od razu założyłam, że jego książki to będą głównie poradniki i literatura nazwijmy ją erotyczną. I tak właściwie bardzo nie pomyliłam się , ale.....Właśnie, to ale, zrobiło się tak olbrzymie, że przerosło wszystkie moje wyobrażenia. Już na wstępie po przeczytaniu powieści "Dwadzieścia siedem snów" M. A. Trzeciak - pomyślałam sobie, jak łatwo dać się zwieść nazwie czy okładce. Tak samo mam teraz z "Jedwabną opowieścią". Pierwsza myśl po przeczytanej zapowiedzi, to taka, że będzie to książka podobna w klimacie do przeczytanej przeze mnie już dawno powieści "Kaszmirowy szal", która mocno przykuła moją uwagę i okazała się jedną z tych, których okładki wprowadzają w błąd. Opisy podobne, historia wydaje się znajoma. Czy miałam rację ?
Inara po śmierci swojej ciotki Dahlii, staje się właścicielką prawie stuletniego domu na wyspie Orcas, niedaleko Seattle. Nie odwiedzała go często, ponieważ wspomnienia z nim związane, wydawały jej się za silne. I teraz mimo obecności siostry, przeszłość oddziałuje na nią tak silnie, że pragnie sprzedać dom. Jej plany zmienia znaleziony testament ciotki i kawałek rękawa chińskiego stroju, z pięknie wyhaftowaną sceną z przeszłości. Inara jest całkowicie zauroczoną tym kawałkiem jedwabiu, oddaje go do rzeczoznawcy aby przybliżył jej znaczenie tejinteresującej pracy. Spowoduje to odkrycie przez nią niechlubnych kart historii Stanów Zjednoczonych. Państwa w którym rasizm,wielokrotnie kładł się cieniem na jego dokonania.
Muszę przyznać, że autorka skrupulatnie przygotowała się do poruszanego tematu. Równolegle poznając emocjonującą historię pięknego haftu, uzyskałam mnóstwo wiadomości na tematy, o których tak naprawdę nie miałam pojęcia. Mroczne karty historii wprowadzały w osłupienie, budziły złość, lecz i zdecydowanie potęgowały atrakcyjność fabuły.
    Autorka fantastycznie splotła losy bohaterów dwoma interesującymi wątkami. Stworzyła nieszablonowe, ciekawe postacie, z jakże charakterystycznymi ludzkimi cechami (próżność, dwulicowość), równocześnie obnażając ich wady i słabości. Muszę przyznać, że wymyślona przez nią historia całkowicie mnie pochłonęła lecz ogromnie trudno jest mi o niej pisać. Na pewno duży ma na to wpływ obecność wśród bohaterów autentycznych postaci, przez co fabuła nabiera zupełnie innego wymiaru. Przeniknięta rozpaczą, żalem, wprowadza nas w czas, w którym okrucieństwo i przemoc miało pewne przyzwolenie.

„Jedwabna opowieść” to jedna z tych książek, która zapada głęboko w pamięci. I chociaż głównie pozostawia po sobie smutek, zdecydowanie warto poświęcić jej swój czas.  

niedziela, 11 września 2016

Idol - Fox Marta- przedpremierowo !



.

  Marta Fox to autorka, która nie boi się poruszać w swoich powieściach tematów trudnych zarówno dla młodego jak i starszego czytelnika. Bohaterowie jej książek to z reguły młodzi ludzie, szukający swojej życiowej drogi, stojący u progu dorosłości. Sonia, główna bohaterka, właśnie obchodzi swoje siedemnaste urodziny. Pragnie spędzić je w towarzystwie swojego chłopaka, Karola. Ten informatyczny geniusz podoba się wielu jej koleżankom i dziewczyna jest dumna, że wybrał właśnie ją. Ich plany jednak nie do końca powiodą się, a na dodatek Karol ukaże swoje drugie ja, ciemne i mało sympatyczne. Sonia pragnie jak najszybciej zapomnieć o nieudanej podróży i zupełnie niespodziewanie pomoże jej w tym zauważony przypadkiem plakat, informujący o koncercie przystojnego, młodego aktora. Dziewczyna jest zafascynowana tym jak wiele osiągnął, mimo swojego młodego wieku. Jako redaktor szkolnej gazetki zapragnie iść na koncert i zrobić z artysta wywiad. Czy młody artysta udzieli jej go? Czy jej początkowa fascynacja, po pierwszym spotkaniu ulegnie zmianie?
   Prawie każdy z nas ma swojego mistrza, osobę, która wzbudza nasz podziw i szacunek. Często taką postać chcemy naśladować lub w jakiś sposób jej dorównać. Młodzi ludzie jednak z reguły są całkowicie bezkrytycznie zapatrzeni w swoich idoli a ich negatywne zachowania są przez nich całkowicie akceptowane, tak jakby popularność pozwalała na dużo więcej.
„Idol” to powieść o młodzieńczej fascynacji i trudnej drodze dorastania. O emocjach tak wielkich, że ma się ochotę wybuchnąć, a trzeba udawać, że nic się nie dzieje. O przyjaźni, w którą warto wierzyć i wielkiej roli rodziny, której wsparcie może nas uratować. Autorka przedstawia historię ogromnie prawdziwą, w którą całkowicie wierzymy, a swoich bohaterów stawia przed trudnymi wyzwaniami. Czy mimo młodego wieku dokonają odpowiednich wyborów?

   Uważam, że autorka porusza bardzo ważny, aktualny problem, w sposób niezwykle interesujący. Fabuła wciąga a głównej bohaterki nie sposób nie polubić. Myślę, że to świetna lektura zarówno dla młodych czytelników jak i ich rodziców i pedagogów. Emocje gwarantowane.




czwartek, 8 września 2016

Naczelne z Park Avenue - Wednesday Martin


  
„Macierzyństwo to zupełnie osobna wyspa na wyspie zwanej Manhattan, a matki z Upper Eeast Side to już całkowicie odrębne plemię. Tworzyły one pewnego rodzaju tajne stowarzyszenie, w którym obowiązywały całkowicie dla mnie nowe zasady, rytuały uniformy i wzorce migracji oraz związane z nimi przekonania, ambicje i praktyki kulturowe”.


    Socjologia to nauka o zbiorowościach ludzkich, której przedmiotem badania są między innymi zjawiska tworzenia się różnych form życia zbiorowego ludzi, struktury i procesów w nich zachodzących, wynikających z wzajemnego oddziaływania na siebie. Wednesday Martin, z wykształcenia antropolog, przeprowadziła eksperyment naukowy polegający na subiektywnym badaniu macierzyństwa na Manhattanie, w miejscu, gdzie życiem kierują zupełnie inne zasady i normy. Podeszła do tego jak socjolog badający grupę w określonych sytuacjach . Dzieciństwo w tym miejscu zdecydowanie jest inne, pełne szoferów, niań, helikopterowych przejażdżek, lekcji dla dwulatków, tutorów dla trzylatków, mających przygotować ich do egzaminów wstępnych do przedszkola, doradców zabawowych dla czterolatków itp. Inne wydają się tez matki, bezwzględne w kwestii wspierania swoich pociech i siebie samych. Dziedziczki rodów, dla których najważniejsze jest odnoszenie sukcesu, zarówno swojego jak i dzieci. Zżerane ambicją, pośrednio wykorzystujące dzieci do pokazania swojego statusu. Motywacja do takich działań jednak okazała się troszkę inna, niż sądziła wstępnie autorka. Kobiety te odczuwają wyjątkowo silny lęk, by być cały czas idealną matką i seksowną kobietą. Czas i energia w jaki to wkładają, niejedną doprowadza na skraj załamania. Ratunkiem staje się alkohol, leki, prywatne loty, obsesyjne ćwiczenia, diety.
   Autorka założyła sobie na początku badań, że nie będzie się asymilować, i nie da się wciągnąć w stres i rywalizację, a jej doświadczenie we wcześniejszych badaniach społecznych pomoże jej w tym. Jednak bardzo szybko zaczęła tracić obiektywizm i zaczęła utożsamiać się z badaną grupą. Na pewno jednym z powodów było to, że jako matka musiała uczestniczyć w wielu przedsięwzięciach i spotkaniach a też pośrednio była świadkiem wielkiej tragedii. Powoli zaczęła się zachowywać i myśleć jak kobiety wokół niej i pragnęła znaleźć wśród nich swoje miejsce. Tak trochę według przysłowia „z kim przestajesz takim się stajesz”.
Czy udało się jej stać się jedną z „Naczelnych z Park Avenue”? Czy znajomość populacji pawianów w jakiś sposób przydała się jej ?
„Naczelne” z pozoru, to monografia napisana z lekkim przymrużeniem oka, pewną ironią i szczyptą cynizmu. Niezaprzeczalnie jest też ona pewnego rodzaju poradnikiem, który ma służyć osobom „narażonym” na przyszłe zamieszkanie na Manhattanie. Jeśli chodzi o pewien splendor finansowy i ćwiczenie dzieci od urodzenia jak młodych rekrutów na potencjalnych spadkobierców, nie było to dla mnie nic nowego.
   Osobiście najbardziej zaskoczył mnie fakt pewnego podziału i rozdzielenia płci i ogólnego (jak się wydaje) przyzwolenia na to obu stron. I tak sobie myślę, że pewne rzeczy nie zmienią się nigdy, jeśli sami uczestniczący w zdarzeniach nie czują potrzeby zmiany, a materialne bezpieczeństwo będzie stawiane ponad pewną osobistą wolność. Muszę przyznać, że autorka postarała się o to, aby jej książka przykuwała uwagę również produktami nazwijmy to codziennego użytku i jako kobieta, nie omieszkałam wejść na strony internetowe firm odzieżowych, o których nie miałam zielonego pojęcia jak Lululemon (podobno super wygodne ubranie) . Autorka dokonała znakomitej analizy wyspiarskiego środowiska, omówiła wszystkie jego elementy jak postronny obserwator, bez komentarzy i jakiejkolwiek oceny. Potrafiła jednak wzbudzić u czytelnika moc emocji, zadziwić jak i wytłumaczyć pewne zachowania. Bardzo spodobał mi się jej obiektywizm i właśnie dzięki niemu, jak i poczuciu humoru, książka ta ogromnie zyskuje. Drogi czytelniku, jeśli chcesz przekonać się, czy Manhattan to faktycznie sztuczne i bezduszne miejsce, sięgnij koniecznie po „Naczelne z Park Awenue”. Zdecydowanie polecam.



wtorek, 6 września 2016

Takie rzeczy tylko z mężem - Agata Przybyłek





          
                  Agata Przybyłek to młoda pisarka, której udało się bardzo szybko osiągnąć popularność. Osobiście czytałam jej tylko jedną książkę „ Bez Ciebie”, która zrobiła na mnie spore wrażenie, a jej tematyka była zdecydowanie poważna. Gdy dowiedziałam się, że napisała powieść lekką i wesołą, stwierdziłam, że właśnie teraz, ten wakacyjny czas będzie dobrym, by przy niej odpocząć i zrelaksować się. Czy mi się to udało ?
Główna bohaterka mieszka w Jaszczurkach, ma lat dwadzieścia osiem, pracuje jako nauczycielka w przedszkolu. Jej życie można by nazwać idealnym; własny dom, przystojny mąż, czteroletni synek Marcel, gdy popatrzy się z boku, to idylla. Zuzanna jednak ma problem, czuje się zaniedbana przez męża, brakuje jej czasu jaki jej kiedyś poświęcał i romantyzmu w ich związku, za jakim kobiety tak tęsknią. Ludwik według niej cierpi na okropną przypadłość – woli wieczorami szukać z kolegami skarbów, niż poświęcać jej czas. Jak to w życiu bywa, przypadki odgrywają w nim wielka rolę. Niespodziewane spotkanie z panią psycholog umiejącą fachowo motywować, otwiera Zuzannie oczy na pewne rzeczy i postanawia ona wziąć sprawy w swoje ręce. Czy uda jej się odzyskać, straconą, jak mniema, uwagę męża? Sprawę dodatkowo utrudnia fakt przyjazdu młodej fanki gotyku, która błyskawicznie popada w konflikt z lokalną społecznością. Z tego powodu sporo pracy będzie miał proboszcz, na którego barki spadnie jego zażegnywanie. Jakby tego było mało, Zuzanna będzie mocno adorowana przez niespodziewanego wielbiciela, którego zaloty, okażą się odrobinę męczące.
Autorka stworzyła ogromnie różnorodną galerię postaci, pełną zabawnych indywidualności, których udział w zdarzeniach zarówno śmieszny jak i nieraz wprost przeraża. Poruszany problem rutyny w małżeństwie jest dość częstym tematem wielu powieści. Tutaj pomimo pewnej lekkości fabuły, autorka przypomina, aby nie zapominać o pewnym systemie wartości, o którym powinniśmy w związku pamiętać. Każdy z nas ma prawo do własnych zainteresowań, wspaniale jest, jeśli możemy je dzielić razem z partnerem, gdy jednak tak nie jest, potrzebna jest pewna równowaga, aby któraś ze stron nie poczuła straty.
   „Takie rzeczy tylko z mężem”, to dobra powieść obyczajowa przepełniona humorem i lekką ironią. Autorka nie stroni przed ukazywaniem ciemnych stron zamieszkania w małej miejscowości, które nie wydaje się, że szybko pojaśnieją i długo będą jeszcze prześladować niektórych mieszkańców. Mnóstwo zabawnych dialogów czy opisów sytuacji, napisanych naprawdę lekkim stylem, to ogromne atuty tej powieści. I teraz odpowiedź na postawione wcześniej pytanie. Tak, zdecydowanie odpoczęłam, zrelaksowałam się i doświadczyłam terapii śmiechem, która ponoć jest najzdrowsza....
ale autorko co z zakończeniem ?? Czy naprawdę godzi się tak potraktować czytelnika ??

poniedziałek, 5 września 2016

Dziewczyna z Bostonu - Diamant Anita



          Anita Diamant, amerykańska pisarka, najbardziej znana jest ze swojej pierwszej powieści „Czerwony namiot” (Booksense Book of the Year 2001). Oparta na motywach biblijnych, stała się bestsellerem w Stanach Zjednoczonych i za granicą, wydano ją w 25 krajach. Jest to jedna z tych książek, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie i cały czas, mimo że czytałam ją dość dawno, pamiętam jej treść doskonale. Dlatego też, ogromnie byłam ciekawa jej drugiego głośnego tytułu, którym jest właśnie „Dziewczyna z Bostonu”. 
Główna bohaterka, Addie Baum, urodziła się w 1900 roku w Bostonie. Jej rodzice to imigranci, przybyli najprawdopodobniej z terenów Rosji. Jako pierwszy do Ameryki przybył ojciec z jej starszymi siostrami. Matkę dotknęła w czasie podróży ogromna tragedia, która położyła się cieniem na jej cały pobyt w Ameryce. Nigdy nie poczuła się tutaj jak u siebie w domu, narzekała, co powodowało konflikty z córkami. 
   Addie Baum, aby przedstawić ukochanej wnuczce, jak wyglądało ówczesne życie imigrantów, opowiada jej dokładnie swoje losy, ogromnie trudne początki i próby, aby przekształcić to, co jakby już z powodu pewnych tradycji, powinno według rodziców, pozostać niezmienne. To, że pochodziła z rodziny żydowskich emigrantów, w jakiś sposób zobowiązywało, lecz Addie chciała poznać wszystko co amerykańskie, rozwijać się, kształcić a przede wszystkim stać się niezależną. Ogromnie pomogły jej w tym cotygodniowe spotkania kółka czytelniczego. To tam spotkała prawdziwych przyjaciół i nauczycieli u których jej postawa spotkała się ze zrozumieniem. „Dziewczyna z Bostonu”to powieść o poszukiwaniu wielkiego uczucia i ogromnym rozczarowaniu, o przyjaźni, której nic nie ogranicza, i o zrozumieniu, które było cenniejsze od jakichkolwiek bogactw. O rodzinnej tragedii, której można było zapobiec jeśli tylko okazałoby się bliskim więcej zainteresowania i o poczuciu winy, które sprawia, że życie traci urok. 
   Addie to osoba ogromnie uparta, dążąca do spełnienia marzeń, ale nie za wszelką cenę. To dziewczyna ogromnie wrażliwa, inteligentna, ciekawa świata, która pragnie korzystać z możliwości jakie daje Ameryka. Chce doświadczyć wolności, którą tak naprawdę poczuła, gdy pierwszy raz w życiu ubrała spodnie. Wolności, która pozwala kobiecie stanąć na równi z mężczyzną. Autorka wspaniale oddała klimat ówczesnej Ameryki a wprowadzając czytelnika w środowisko imigrantów, dodatkowo ukazała jej liczne niuanse. 
   Muszę się przyznać, że po przeczytaniu „Czerwonego namiotu” bardzo wysoko ustawiłam autorce poprzeczkę. Spowodowało to, że troszkę rozczarowała mnie „Dziewczyna z Bostonu”, oczekiwałam od niej więcej emocji i wrażeń, lecz wynika to najprawdopodobniej też i z jej tematyki. Pomimo tego uważam, że jest to bardzo dobra literatura obyczajowa, ogromnie sugestywna i prawdziwa. Wspaniała galeria postaci, począwszy od Addie, Betty jej siostrze, a skończywszy na Filomenie, włoskiej, utalentowanej przyjaciółce to ogromy plus tej powieści. Wszystkie one starały stanęło do walki o lepsza przyszłość. Czy im się to udało? Oceńcie, proszę sami. Serdecznie polecam. 

                                




                                              

sobota, 27 sierpnia 2016

Genialna Przyjaciółka - Elena Ferrante

       

      Powiedzenie, aby nie oceniać książki po okładce, cały czas jest ogromnie aktualne. Czytałam wiele zachęcających poleceń „Genialnej przyjaciółki” lecz tak naprawdę, właśnie przez oprawę graficzną nie sięgałam po tę książkę. Wydawało mi się, że będę mieć do czynienia z lekką powieścią, najpewniej o miłości, a takiej, na chwilę obecną, nie szukałam. Zaciekawiła mnie jednak sama autorka, będąca niewątpliwie nietypowa postacią wśród pisarzy, która pisząc pod pseudonimem informuje, że nie wybrała anonimowości a nieobecność, a swoje wydawnictwo poinformowała, że będzie ich najtańszym autorem, ponieważ oszczędzi in nawet swojej obecności. Elena Ferrante pragnie, aby jej książki broniły się same i nie potrzebowały adwokata w postaci jej osoby. 
      Neapol, lata 50-te, biedna dzielnica. To tutaj, w miejscu pełnym specyficznych zasad, wśród słów- morderców jak uważa główna bohaterka, takich jak wojna, krup, bombardowanie, gruzy, zawiązuje się niezwykła przyjaźń pomiędzy córkami woźnego w magistracie i szewca. Był to czas, kiedy królowała przemoc, kobiety potrafiły walczyć między sobą bardziej od mężczyzn, a dzieci doskonale znały swoje miejsce. Elena i Lily spotykały się na podwórku, w szkole, lecz takim punktem zwrotnym ich znajomości, staje się wrzucenie lalki do piwnicy don Achillego, postaci w całej dzielnicy budzącej ogromny lęk i respekt. Od tego momentu losy dziewczynek są ze sobą ściśle połączone, a ich wzajemna relacja staje się coraz bardziej skomplikowana.       „Genialna przyjaciółka” to nie opowieść o przyjaźni którą znamy z życia czy literatury, to historia ogromnie z pozoru toksycznego, a motywującego układu pomiędzy Lilą, niesamowicie zdolną, wręcz genialną dziewczyną a Eleną, która ciężką pracą usiłowała jej dorównać zarówno w szkole jak i na podwórku. Obie pełne marzeń, tęsknot, planów starają się w jakiś sposób wyróżnić. Lily mająca trudny, wręcz zły charakter, posiadająca szatański urok, potrafiła zranić nie tylko słowami. Elena delikatna, wrażliwa, z trudem znosząca porażki, stara się za wszelka cenę dorównać koleżance, do tego stopnia, że sama przed sobą przyznaje się że „poświęca sen i cierpi chłód po to,żeby jak najlepiej wypaść przed córką szewca”. Czytelnik obserwuje jak powoli zaczynają wchodzić w dorosłość, jak zmienia się Neapol i mentalność ludzi. Pewne priorytety ulegają weryfikacjom, marzenie aby wyjść za mąż dla jednej staje się najważniejsze, druga stawia za cel zmianę statusu społecznego. Stale potrzebują się wzajemnie, jedna aby mieć siłę do dalszej pracy nad sobą, druga by mieć motywację do nauki. Aż nastanie dzień w którym dorosła już Lily znika a z nią jej ubrania, książki, filmy i zdjęcia. Czy przygotowywała się do tego przez całe życie? 
   „Genialna przyjaciółka” to wspaniała, społeczno-obyczajowa powieść. Gdy ja czytałam, momentami przypominała mi się „Lalka” Bolesława Prusa. Gdy trafiamy na opisy mieszkańców, kamienic, pewnych zasad życia, znajdujemy bardzo podobny klimat dusznego, brudnego miasta z jakże różnymi mieszkańcami. Autorka dzięki postaci don Achillego buduje tajemniczą, mroczną atmosferę, która jest fantastycznym tłem do następujących zdarzeń. Znakomite portrety psychologiczne obu bohaterek jak i ogromny realizm przedstawionych sytuacji, to zdecydowanie największe atuty tej powieści. Dzięki nim czytelnik bardzo łatwo wnika w fabułę, staje się postronnym obserwatorem i bardzo żałuje, że nie może ingerować w opisywany bieg wydarzeń. Jest to ogromnie refleksyjna i szczegółowa proza, którą czyta się z przyjemnością, bez pośpiechu, a pewna monotonia pozwala na jeszcze głębszą analizę postaci. Ja jestem całkowicie zauroczona i na pewno sięgnę po następne, uzupełniające tomy. 





czwartek, 25 sierpnia 2016

Podróż dookoła świata. Wschód – zachód. Północ – południe - Nikola Kucharska



   
     Wydawnictwo „Nasza Księgarnia” ma w swojej ofercie moc naprawdę interesujących książek. „Podróż dookoła świata” wydawała mi się jedną z tych, którą zainteresuje mojego syna, dosyć opornego jeśli chodzi o samo czytanie. Tak szczerze mam jednak problem z tą książką. Dopracowana naprawdę w każdym szczególe, widać, że autorka ogromnie przy niej napracowała się. Na swoim blogu pisze, że projekt ten rodził się bardzo długo i w ogromnych bólach, a praca nad nim trwała ponad rok. Mam jednak sporo uwag. Sam pomysł jest znakomity. 
  Pokazanie podróży z różnych stron świata, szukanie w nowych miejscach czegoś zupełnie innego, taki przekaz turysta kontra globtroter. Kto na co zwraca większą uwagę w nowych miejscach, co kogo bardziej cieszy i co wydaje się piękniejsze. Mało tego, mnóstwo zagadek, wyszukiwań, ciekawostek. I tu forma komiksowa jest jak najbardziej na miejscu. Bardzo dobrze sprawdza się też sposób wydania, złożone harmonijne strony, po otworzeniu, tworzą przebytą, długą drogę, jaką pokonali bohaterowie. Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że zarówno informacji jak i poleceń jest za dużo. Aby książka ta była naprawdę przejrzysta, potrzeba by podwoić jej wielkość (długość stron). Mój syn, przy takim zagęszczeniu rysunków, tekstów i poleceń, niestety bardzo szybko poddał się i pomimo tego, że jest ogromnie ciekawy świata, odłożył książkę na półkę . I wielka szkoda, bo zawiera ona mnóstwo ciekawych informacji, i gdy człowiek się do niej solidnie przysiądzie, można wiele się dowiedzieć o nieznanych miejscach, florze i faunie. 
   Jeśli chodzi o same ilustracje, to są one na pewno zabawne, jak też ogromnie szczegółowe. Niestety w ogólnym odbiorze przebija kolor popielaty i brązowy przez co wydają się ciemne i szare. Tu na pewno sprawdziłyby się barwy bardziej żywe, przyciągnęły wzrok młodego czytelnika i może łatwiej byłoby mu poradzić sobie wtedy z tekstem. Podróż dookoła świata marzy się niejednemu, myślę, że warto wraz z rodziną Białych lub Zielińskich spróbować zmierzyć się z trudami takiej wyprawy. Możemy trafić na sytuacje jakie się nam nie śniły ale to przecież tylko uatrakcyjni nam chwile. Zarówno dzieci jak i dorośli nie powinni się nudzić. Polecam.


wtorek, 23 sierpnia 2016

Wakacje nad morzem. Historia miłosna Jane Austen - Carolyn V. Murray

     W prozie Jane Austen zaczytywałam się już jako panienka i z wypiekami na twarzy chłonęłam każdą stronę jej książek. W późniejszym czasie moja miłość do niej zdecydowanie osłabła, by parę lat temu powrócić ze zdwojoną siłą, głównie dzięki ekranizacji jej powieści. „Wakacje nad morzem” miały mi przybliżyć postać autorki, a zwłaszcza jej mało znane mi życie uczuciowe. Jak powszechnie wiadomo, Jane Austen nigdy nie wyszła za mąż i domyślałam się, że na pewno to ma jakąś konkretną przyczyną. Zdecydowanie obstawiałam nieszczęśliwą miłość, dlatego też chciałam upewnić się, czy moje gdybania idą w dobrym kierunku.
     Carolyn V. Murray, była nauczycielka socjologii, to ogromna wielbicielka jej prozy. „Wakacje nad morzem” to jej pierwsza powieść i niewątpliwie można ją nazwać udaną. Czyta się ją błyskawicznie, idealnie wprowadza w klimat dawnej Anglii, jak i serdecznie zaprasza w progi domu rodziny autorki. Ale.. mnie niestety nie porwała. To na co zwróciłam głównie uwagę, to lekki humor, dzięki któremu tak właściwie przeczytałam ja do końca. Negować samej fabuły nie mogę, bo niewątpliwie oparta jest na faktach. Związki uczuciowe Janet Austen ukazane są z gracją i galanterią, bez przesadnej egzaltacji. Można z nich wywnioskować, że autorka „Dumy i uprzedzenia” jak i jej siostra były kobietami dużej urody, lecz skromnego portfela. Panowie z kolei woleli swoje serce oddawać kobietom zdecydowanie zamożniejszym.      To wszystko uważni czytelnicy wiedzą z powieści Janet Austen, która w wielokrotnie swoich bohaterów stawiała przed podobnymi problemami. Co prawda „Wakacje nad morzem” nie spełniły moich oczekiwań, ale ukazały mi postać autorki troszkę w innym świetle. Wielka psotka, uwielbiająca bawić otoczenie swoimi opowiadaniami, sprytnie przerabianymi na zmieniające się okoliczności, ukazana jest jako postać niewątpliwie ogromnie serdeczna, zjednująca sobie sympatię wszystkich przebywających w jej towarzystwie. Niestety jej zawody miłosne, musiały okazać się potężniejsze niż wydaje się na początku i myślę, że miały ogromny wpływ na późniejsze jej kontakty z płcią przeciwną.

    Carolyn V. Murray stara się przybliżyć czytelnikowi dylematy Jane Austen, jej melancholię i smutek, kiedy jej pierwsze matrymonialne plany legły w gruzach. Jak poradziła sobie z uczuciami i gdzie poznała porucznika Marynarki Królewskiej Frederica Barnesa? Czy kolejny związek również okazał się porażką i czy wakacje nad morzem stały się przełomowymi chwilami w życiu pisarki?
Powieść ta próbuje odkryć pewne tajemnnice i niedomówienia, dotyczące życia osobistego, jednak za dużo jest tu fikcji niż faktów. Uważam jednak, że dla niejednego czytelnika stanie cię odprężającą, letnia lekturą. 

niedziela, 21 sierpnia 2016

Siedem lat później - Janusz Leon Wiśniewski, Dorota Wellman

„Myślę, że siedem to nieprzypadkowa liczba, siedem, a nie osiem grzechów głównych jest tego najlepszym przykładem. I siedem cudów świata, i siedem sakramentów, i siedem cnót głównych, i to, że niebo i piekło podzielone są na siedem sfer i dlatego niektórzy mogą się znaleźć w siódmym niebie.”

    Zarówno Janusz L.Wiśniewski jak i Dorota Wellman to niewątpliwie ogromne indywidualności. Autor „Samotności w sieci” nie narzeka na brak fanów, ja sama mam wielu znajomych, którzy wielokrotnie już stali w kilometrowej kolejce na Targach Książek, aby tylko zdobyć autograf, lub po prostu przez moment pobyć obok swojego ulubionego pisarza. Pani Dorota z kolei, swoją bezpośredniością, brakiem jakiegokolwiek fałszu i ogromnym, poczuciem humoru, zjednała sobie miliony telewidzów. „Siedem lat później” to drugi tom rozmów jakie odbyli między sobą. Bardziej przepytywany jest tu pan Wiśniewski, lecz i pani Dorota dodaje swoje uwagi.
  Czytelnik dosłownie uczestniczy w rozmowie- wywiadzie i z chęcią wtrącił by swoje trzy grosze, by dopytać o niektóre rzeczy jeszcze dokładniej. Tym bardziej, że poruszane tematy są ogromnie ciekawe i aktualne. Pisarz znany był z tego, że jego powieści (a jest już ich siedemnaście) wydawane są na całym świecie, tylko nie w Niemczech, gdzie mieszka i pracuje. W niedługim czasie ma coś w końcu się zmienić i pierwszą książka, która ma trafić na tamten rynek będzie „Bikini”. Janusz L.Wiśniewski traktuje pisarstwo jako hobby, nie jako główne źródło dochodu. Z zawodu jest chemikiem i fizykiem, posiadającym tytuł profesora zwyczajnego. Ogromnie zaangażowany w projekty w niemieckiej firmie, wspomina jednak o powrocie do kraju i większym skupieniu się na pisaniu powieści.

  Sięgając dzisiaj po ten wywiad, myślałam, że na razie tylko zerknę na treść, tymczasem już po paru pierwszych stronach, ciężko było mi się od niego oderwać. Poruszający między innymi tematy całkowicie prywatne, dotyczące rynku wydawniczego czy też kultury, polityki i religii, jest prowadzony przez panią Dorotę w taki sposób, że czytelnik z ogromną ciekawością czeka na odpowiedzi autora. Niesamowicie wciąga, chociażby z powodu różnorodności poruszanych problemów, lecz przede wszystkim dlatego, że rozmówca to niesamowicie inteligentny, nietuzinkowy człowiek, który jako dzwonek do telefonu ma ustawiony hymn zarówno polski jak i niemiecki. Pisarz ten najbardziej popularny jest w Rosji, gdzie często jest zapraszany na spotkania autorskie. W Polsce wszystkie jego powieści stały się bestsellerami. Uważam, że dla wielbicieli jego twórczości, wywiad ten to wspaniały prezent. Warto sięgnąć po niego bo daje nam on możliwość popatrzeć na znane sobie książki przez pryzmat samego autora i jego nietuzinkowości , jak również docenić idealny dobór pytań pani Doroty. Zdecydowanie polecam.

piątek, 19 sierpnia 2016

Rok w przedszkolu - Przemysław Liput


      
    Parę miesięcy temu, ogromnie zauroczyła cała moją rodzinę książka „Rok w lesie”, która cały czas zajmuje honorowe miejsce ma półce z lekturami syna. Ponieważ moje dziecko chodzi już do szkoły, nie brałam pod uwagę, że następny tom serii dotyczący przedszkola, tak bardzo go zainteresuje. A wszystko za sprawą fantastycznych, zabawnych ilustracji Przemysława Liputa. Syn z dużym sentymentem omawiał każda rozkładówkę, wspominając swój kilkuletni pobyt w przedszkolu, ciekawie komentując i żałując, że czegoś co autor pokazał na rysunku nie było u niego w sali. Obydwoje oglądnęliśmy ją dosłownie od kreski do kreski, po kilka razy, a zawsze stwierdzaliśmy, że poprzednio nam jakiś detal umknął.
   Niewątpliwie jej ogromną zaletą jest sposób jaki została wydana. Dwanaście dużych rozkładówek (jeden dzień z każdego miesiąca), grube, tekturowe kartki pozwolą spokojnie przetrwać niecierpliwość małych paluszków. Każda strona pełna szczególików, zabawnych elementów i mnóstwo możliwości do opowiadania. Na początku poznajemy pracowników i dzieci uczęszczające do Słonecznego Przedszkola, ich imiona, zainteresowania, by później towarzyszyć im przez dwanaście miesięcy zarówno w codziennych , jak i świątecznych chwilach. Nad tą książka można spędzić naprawdę wiele godzin i wcale nie przeszkadza w tym bycie dorosłym. Muszę się przyznać, że sięgałam już po nią wielokrotnie i za każdym razem świetnie się bawię, trochę zazdroszcząc autorowi ogromnie trafnych spostrzeżeń, które idealnie wykorzystał. Bohaterowie są przesympatyczni, ukazują dosłownie całą gamę emocji.
   Myślę, że to świetna lektura zarówno dla tych, którzy swoją przygodę z przedszkolem dopiero zaczną jak również i tych, co obecnie do niego uczęszczają. Uczy spostrzegawczości, bardzo dobra dla dzieci które mają problem ze skupieniem. Bajecznie kolorowa przyciąga wzrok, dodatkowo wzbogacona o pewne zadania do wykonania. Z ogromną radością polecam ten tytuł jak i całą serię, jako ogromnie wartościową, która rozwija wyobraźnię, pośrednio zwiększa zasób słownictwa i uczy dzieci wrażliwości.

czwartek, 11 sierpnia 2016

Tymczasem - Izabela Sowa - przedpremierowo!

    Izabela Sowa posiada tytuł naukowy doktora psychologi i nie da się ukryć, że uzyskaną wiedzę, umiejętnie wykorzystuje w swoich książkach. Jej powieści pełne są postaci  posiadajacych interesującą, złożoną osobowośc, i fabuły wzbudzającej sprzeczne emocje.
Główną bohaterką „Tymczasem”jest Monique, stylistka pochodząca z Bukowiny, pracująca wcześniej z telewizji a obecnie zarabiająca pisząc felietony i robiąc porządki w szafach śmietanki towarzyskiej. Wyplenianie złych nawyków w dobieraniu ubrań, segregacje w czyichś szafach to jest to, co lubi robić najbardziej. Przemierza kilometry w poszukiwaniu odpowiednich dla klientek strojów i dodatków. W czasie swojej prosperity wzięła kredyt we frankach na zakup malutkiego mieszkanka w Warszawie, w tej chwili ma przez to ogromne problemy finansowe. Pracy ma coraz mniej, wielokrotnie nie otrzymuje wynagrodzenia i z każdym dniem zaczyna psychicznie czuć się coraz gorzej. Pewnym paradoksem jest to, że jej narzeczony to ambitny trener motywacyjny, posiadający własny program w telewizji z dużą oglądalnością. To on stara się, aby Monigue wyznaczała sobie jakiś cel, jednak ona potrzebuje czegoś więcej niż słów. Coraz częściej wraca myślami do swojego dzieciństwa, a przede wszystkim do czasu, kiedy mieszkała w Krakowie, ze swoim niesamowicie ekscentrycznym wujem Augustem. Zaczyna postrzegać pewne wydarzenia zupełnie inaczej niż jako nastolatka. Doceniać rzeczy, które wcześniej uważała za coś zwykłego, nie godnego większej uwagi. Tęskni za wujem i stara się z nim skontaktować. Jednak on uparcie nie odbiera telefonu.
Powieść biegnie dwutorowo, rzeczywistość przeplatana jest retrospekcjami, głównie z czasu kiedy Monigue mieszkała w Krakowie. Dziewczyna przez cały czas ma poczucie klęski, niewykorzystanego danego jej czasu, a najbardziej żałuje, że żyła w pewnej „tymczasowości”. To na nią zrzuca swoje niepowodzenia i ją obwinia o aktualny stan rzeczy. Cały czas ocenia swoje zachowanie i wybór drogi życiowej. Tak naprawdę, mimo pewnej propozycji zawodowej, nie daje sobie nadziei na lepsze jutro. Tak jakby niespłacony kredyt nie pozwalał na nadzieję i blokował nawet marzenia.
Duże wrażenie zrobiło na mnie jak sprawnie autorka połączyła wątek stolicy z krakowskim. Tu nie chodzi o płynność fabuły lecz tak umiejętne przedstawienie głównej postaci, że można idealnie odróżnić w niech cechy typowo warszawskie jak i te które charakteryzują krakowianina. Czytając tekst w pewnym momencie jakbym słyszała słowa wypowiedziane przez moją koleżankę z Warszawy, nawet można było sobie wyobrazić akcent: „Wybrała prysznic ale czasem robiła wyjątek dla nowego faceta, który ubrdał sobie, że wspólne moczenie w stygnącej wodzie to element tańca godowego. By nie odzierać go ze złudzeń, wciskała się do wanny otoczonej zapalonymi świecami i czuła się niby chryzantema na zaduszkowym grobie, wśród zniczy.” I okiem krakowskim - „Człowiek mieszka tyle lat w Warszawie i ciągle nie może przywyknąć, że tu ludzie wychodzą na dwór”. Czy jednak ważne jest kto skąd pochodzi? Czy nie jest tak, że to my powinniśmy stanowić sami o sobie? Autorka kładzie Monigue wiele kłód pod nogi, zarówno po to aby w końcu dorosła, jak i aby zaczęła dostrzegać pewne wskazówki jakie daje jej los. Życie „tymczasem” nie sprawdziło się, trzeba szukać pewnej stabilizacji, przede wszystkim jednak znaleźć samego siebie z własnymi potrzebami i pragnieniami.
Napotkani na drodze ludzie, jak w przypadku „Bonobo”(tak nazywal Monigue wuj August) niesamowita i tajemnicza Brzytwa, nie mają prowadzić za rękę, lecz mają byś swego rodzaju nauczycielami, wskazującymi jednak kilka kierunków jakimi można podążać. To główna bohaterka ma sama zdecydować jaką drogę chce wybrać.
„Tymczasem” to interesująca powieść o wartościach, które nie dość, że zanikają, to stają się coraz częściej zbędne, o życiu, które tak naprawdę jest niejednokrotnie jednym wielkim pędem za pieniądzem, dobytkiem, które jednak nie zastąpią miłości i uczucia spełnienia. O pewnych stylach życia, które jednych przerażają a drugich satysfakcjonują. O tym, że każdy człowiek jest inny, a uczciwość staje się wartością coraz bardziej poszukiwaną. Autorka pośrednio sugeruje, że całkowite oderwanie się od korzeni może spowodować naszą klęskę, lecz i nieodcięta w porę pępowina, może przysporzyć wiele problemów w dorosłym życiu.
Osobiście uważam, że powieść ta jest ogromnie krakowska i ktoś nie mieszkający w tym mieście, może troszkę czuć się zmęczony jej klimatem. Tak jak i nużył on nieraz wuja Augusta, który mimo pozornej negacji, był zdecydowanym lokalnym patriotą i Kraków dla niego stanowił centrum świata. Najważniejsze jednak jest w niej pewne przesłanie, by nasze życie nie było oparte na „tymczasem”, byśmy nie tylko żyli chwilą, lecz równocześnie patrzyli w przyszłość. Kredyty, praca, trzymają nas w jednym miejscu, rzadko kiedy pozwalając na odpoczynek, blokując umiejętność dokonywania odpowiednich wyborów. I mimo że „najsmaczniejsze potrawy powstały w garnkach biednych” to dążymy do luksusu jak mucha do miodu. Zapominamy, że nie da się odwrócić czasu i przyjaźnie nie będą trwać jeśli nie będziemy ich pielęgnować.
Izabela Sowa przypomina, że nasze tymczasowe maski mogą tak do nas przylgnąć, że gdy będziemy chcieli ich sie pozbyć, nasze oblicze niekoniecznie będzie nam się wydawać takim jakim go pamietamy a wtedy czeka nas długa droga  aby go zaakceptować na nowo.Nie dopuśmy do tego.