„Niektórzy ludzie do odkrycia tak
oczywistych faktów, że zupę jemy łyżką, potrzebują prywatnych
trenerów i absolutnie nic mi do tego. Jeśli mogę tylko coś
wtrącić- znam co najmniej piętnaście sposobów na lepsze
spożytkowanie klika stówek”.
Jako kobieta, codziennie borykam się z
mnóstwem prac, które powinnam wykonać najlepiej idealnie, z
własnym wyglądem, który powinien być perfekcyjny, i z taką
organizacją czasu, aby jeszcze znaleźć chwilkę dla siebie. Jak
wiadomo, niejednokrotnie jest to po prostu nierealne, bo pomijając
już jakiekolwiek nagłe okoliczności, to doba sama się nie
wydłuży, choć tendencje do skracania zdecydowanie posiada.
Otoczona zewsząd reklamami, dobrymi radami, poradnikami jak
postępować by nie dość, żeby być perfekcyjną, to być wzorem
również dla dziecka, powoli zaczynałam marzyć o pewnej
normalności, zaakceptowaniem tego, że nie jestem i nie będę
perfekcyjna oraz za poczuciem, które pozwoliłoby mi po prostu
trochę zwolnić.
Antyporadnik Magdaleny Kostyszyn jest właśnie
wynikiem jej tęsknoty za taką normalnością, jak i stawieniem
czoła problemom współczesnych kobiet. W jej przypadku okazało
się, że dzielenie się własnymi wpadkami zdecydowanie działa na
innych terapeutycznie, a i może przynieść ponad pół miliona
fanów na Facebooku. Jest to jeden z pierwszych antyporadników
#nofilter czyli przedstawienie codziennego życia bez cudownych
zasłon i różowych okularów, za to w sposób niezwykle ironiczny,
zabawny lecz i absolutnie nie stresujący.
Dla autorki, codzienność
nieidealna tak samo może być inspiracją, na dodatek pozwalającą
na zaakceptowani siebie samego takim jakim się jest, a wiadomo, że
to już ogromny sukces. Nie będziemy gorsi tylko dlatego, że nie
będziemy celebrować Dnia Ręcznika, nasze śniadanie nie będzie
piękne i kolorowe ale po prostu smaczne, a kuchnia w której je
przyrządzimy, nie jest w kolorze popielaty błysk. Będziemy mieć
za to więcej czasu, mniej kompleksów i więcej pozytywnej energii.
Nie da się ukryć, że książką ta jeszcze dokładniej uświadomiła
mi, że nie jestem wyjątkowa, perfekcyjna, nie mam idealnego
profilu, nie umiem dobrze planować, ale też nie dała mi do
zrozumienia, że jestem „niezdrowo”inna. Utwierdziła mnie w tym,
że warto tupać nogą i nie dać sobie wejść na głowę jak i
kazała wszelkie,„cudowne” porady internetowe skrupulatnie
omijać, chyba że czytać tylko w celach relaksacyjnych. Wprowadziła
mnie w świetny nastrój, gdy upewniłam się, że robię idealnie
przykrywając niepożądane rzeczy pledem przed przyjściem gości, a
rozdział o sąsiadach musiałam czytać na głos , bo mój chichot
przebił się nawet przez mężowski Word of Tanks. Świetna,
przewrotna lektura do poduszki, podróży, na poprawę humoru jak i
doskonała na prezent. Polecam!
„Zasadniczo istnieje mniej więcej
tyle samo pozytywów trwania w związku , ile korzyści
przemawiających za życiem solo. Gdyby wybierać piosenkę
obrazującą życie singielki, najprawdopodobniej zaczynała by się
od słów: „ Niech żyje wolność, wolność i swoboda”. Z kolei
za hymn szczęśliwej mężatki śmiało mogłyby posłużyć słowa
Marii Peszek ; „ Lubię być kurą domową, do pralki wrzucić
problem wraz z głową”. Bez względu na status matrymonialny
możesz, otwierając samodzielnie słoik z buraczkami od rodzicielki
[..] udowodnić całemu światu, że jesteś silna i niezależna.
Tylko po co?”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz