poniedziałek, 26 października 2015

Chłopiec-duch. Prawdziwa opowieść o cudownym powrocie do życia- Pistorius Martin, Lloyd Davies Megan

    Są takie książki, które potrafią przewartościować wszystkie nasze poglądy i nie da się ukryć, że tej się to udało i zrobiła na mnie ogromnie wrażenie. Martin Pistorius był wesołym, czasem nie do końca grzecznym chłopcem. Gdy pewnego dnia poczuł się gorzej, wszyscy myśleli, że jest to chwilowa niedyspozycja. Niestety dziwna choroba nie ustępowała, powoli zaczynając więzić chłopca w jego własnym ciele, pozbawiając go czucia, możliwości korzystania ze swoich zmysłów. Z wydawałoby się zwykłego przeziębienia, rozpętała się inwazja, która doprowadziła do całkowitego wykluczenia go z normalnego, codziennego funkcjonowania. Martin przez siedem lat nie był w stanie dać w jakikolwiek sposób znaku, że nie jest tylko bezwładną kukłą, która nie czuje i nie wie co się wokół dzieje. Lekarze nie dawali nadziei, rodzina usiłowała zaakceptować diagnozy. Powoli zaczynał się koszmar zarówno dla chorego jak i jego bliskich. Martinowi nie dawano szans przeżycia, zaczęto traktować go jak bezwolnego, rodzina powoli wpada w rozpacz, zaczyna zostawać sama, odwracają się przyjaciele i znajomi. Czas traci swój wymiar, każdy dzień wydaje się trwać dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Trudno mi nawet wyobrazić sobie co czuje człowiek, z którym nawet nikt już nie chce próbować porozumieć się, życząc mu śmierci. Tutaj bezradność nabiera zupełnie innego znaczenia. Rozpacz najbliższych, ich wewnętrzna walka powoduje, że Martin sam pragnie śmierci, byłaby ona wyzwoleniem dla wszystkich.
   Nikt nie jest w stanie zauważyć, że chłopiec się boi, że niektórzy opiekunowie, pielęgniarze to ludzie pozbawieni skrupułów, ludzie, którzy absolutnie nie powinni wykonywać swojego zawodu. Czas, kiedy rodzice wyjeżdżają na wakacje, jest dla Martina najcięższym, to dni pełne strachu i upokorzeń, pełne modlitw aby jak najszybciej wrócili. Z drugiej strony rodzice - jak wielka może być ich miłość, ile można mieć siły i wiary w sobie, jak długo można walczyć. Czy powolne zobojętnienie to pewna forma ucieczki, czy odgrodzenie się przed bólem? Martin walczy cały czas, co w końcu zauważa zaprzyjaźniona pielęgniarka. To ona pomaga w pierwszej po tylu latach komunikacji między nim a rodzicami. Pozwoli zaczyna być widzieć iskierkę nadziei. Czy uda się, że powstanie z niej pożar emocji? Co Martin zrobi ze swoim rozpoczętym na nowo życiem? Czy możliwość z korzystania nowoczesnych technik komunikacyjnych da jakieś rezultaty?
    Powieść ta zdecydowanie wyróżnia się na tle innych. Jest przesiąknięta egzystencjalnym bólem, posiada ogromną trójwymiarowość, która sprawia, że fabuła biegnie wielowątkowo pomimo pewnej monotematyczności. Czytelnik z trudem przyjmuje do wiadomości fakt, że przytoczona historia, dylematy bohaterów, to nie fikcja literacka. Autentyczność przeraża, przywołując ogrom emocji, które momentami są tak wielkie, że trudno zaakceptować pewne ukazane fakty. Raz łączymy się w rozpaczy z najbliższymi, za moment chcielibyśmy spróbować ulżyć Martinowi. Zycie pisze niesamowite historie i to jest właśnie jedna z nich, nie do uwierzenia, a jednak jak najbardziej prawdziwa. Zdecydowanie polecam.




Za możliwość napisania recenzji ogromnie dziękuję wydawnictwu Znak.

1 komentarz: