Anna Szepielak z zawodu jest
nauczycielką i bibliotekarką. Publikowała teksty z zakresu oświaty
jak i artykuły na jednym z portali internetowych. Współpracowała
także z regionalnym tygodnikiem, w który ukazywały się jej
artykuły i recenzje nowości wydawniczych. Zadebiutowała w 2010
roku. Do tej pory wydała cztery powieści. „Zanim przyjdzie świt”
to kolejna część historii rozgrywających się na na małopolskich
terenach- miasteczku nad Czarnym Potokiem.
Główną bohaterką jest Elwira i to
jej, jak i też jej rodziny dotyczyć będzie ta powieść. Czas
akcji to prawie 150 lat. Tak duża rozpiętość dziejowa powoduje,
że czytelnik musi uważnie śledzić treść i w skupieniu poznawać
losy zarówno jej przodków, jak i współczesnych sobie przyjaciół.
Autorka umiejętnie korzystając z pięknego, staropolskiego języka,
wprowadza czytelnika w odległy świat, gdzie tajemnica goni
tajemnicę, a stary modlitewnik pełni funkcję pomostu łączącego
wspomnienia z teraźniejszością. Autorka przedstawia nam całą
galerię interesujących postaci, niejednokrotnie znanych nam już z
poprzednich powieści. Fabuła podzielona jest na cztery części,
mamy tu i „Owoce jesieni” i „Zimowe dramaty”, „Wiosenne
rozterki” i „Pożegnanie z latem”. Ogromnie podoba mi się
takie klasyfikowanie zdarzeń, ponieważ wszystko dzieje się na tle
wspanialej polskiej przyrody. Opis życia na wsi według pór roku
nawiązuje odrobinę do „Chłopów” Reymonta, jednak tutaj nie
wszystkie miesiące przyporządkowane są wsi i jej mieszkańcom.
Trzpiotowata Elwira będzie przekonywać czytelnika do swojej o wiele
bardziej poważniejszej postaci a jej dylematy i rozterki
zdecydowanie przyciągną uwagę czytelnika. Jak to w życiu często
bywa i tutaj zarówno śmierć jak i narodziny są ze sobą ściśle
powiązane, a i niepewna przyszłość niejednemu da znać o sobie.
Mnie osobiście bardzo podoba mi się u autorki pewna konsekwencja w
kreowaniu dalszych losów swoich bohaterów i niebywała ich
plastyczność. Czytelnik bardzo szybko zostaje wciągnięty w wir
zdarzeń, i momentalnie zaczyna utożsamiać się z postaciami.
Odrobinę kłopotliwe było przeskakiwanie fabuły w czasie, która
zdecydowanie bardziej spójna wydawała mi się w pierwszej części
powieści. Autorka jednak zaoferowała mi sporą dawkę emocji, które
pozwoliły mi książkę przeczytać w rekordowym tempie. Dlatego też
moją wizytę w Czarnym Potoku uważam za jak najbardziej udaną i
serdecznie zapraszam aby iść w moje ślady. Zdecydowanie warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz