„Nie gaś światła” to już trzeci
tom cyklu „Martin Servaz”. W poprzednich częściach autor
udowodnił, że umie doskonale poprowadzić fabułę, skutecznie
wyprowadzić czytelnika na manowce, doprowadzić do palpitacji serca
i sprawić, że niemożliwe staje się możliwym. Zafascynował i
wprowadził w zdumienie. Na pewno też jego umiejętności pisarskie
sprawiły, że z niecierpliwością czekałam na następną jego
książkę. W tej części Christine Steinmayer, dziennikarka radiowa
dostaje anonim, z którego wynika, że nadawca ma popełnić
samobójstwo. Jest czas świąteczny, być może nie zrobiła
wszystkiego co powinna w danym momencie, nie powiązała ze sobą
faktów tak jak powinna. Wiadomości były tak lakoniczne,
ciężko było wysunąć odpowiednie wnioski. Martin Servaz, z
kolei, czterdziestoletni policjant z Tuluzy przechodzi okres depresji
i jest odsunięty od prowadzenia spraw. Przechodzi ciężkie chwile
i trudno mu normalnie funkcjonować. Autor prowadzi swoją powieść
dwutorowo, akcja rozwija się z dwóch różnych punktów. Poznajemy
historie rozpoczęte z różnych miejsc, po to aby w końcu mogły
spotkać się i zaistnieć wspólnie. I zapewniam, że nie będzie to
przyjemne spotkanie. W tej powieści wybija się na pierwszy plan to,
że naprawdę warto nieraz zaznajomić się dokładnie z różnymi
metodami manipulacyjnymi. Szantaż emocjonalny może okazać się
naprawdę ogromnie skutecznie niszczącą bronią. Taką, która może
doprowadzić nawet do obłędu. Nie łudźmy się że będziemy
spokojni czytając. Nie będzie to lekka powieść. Będzie dotykać
nas emocjonalnie aż do bólu. Jest tu szantaż emocjonalny,
molestowanie seksualne, problem dominacji czyli wszystko to co
najbardziej odbija się na psychice. Budowany misternie nastrój
strachu jest wszechogarniający i namacalny, mogący nawet momentami
doprowadzić do pewnego dyskomfortu w życiu codziennym. Trudno
dziwić się Christinie, że w pewnym momencie wyda się sama sobie
szaloną. Prześladowca jest dosłownie wszędzie, w każdym miejscu
gdzie tylko się pojawi, będziemy nawet krzywo patrzeć na jej
własną rodzinę, wplątaną bezwiednie w perfidną grę. Martina
Servaza czeka nielekkie zadanie, pełne mrocznych chwil, będzie
musiał zmierzyć się z mistrzowską intrygą a co najtrudniejsze
walczyć sam ze sobą.
Dodatkowo autor wprowadza czytelnika w
świat przemysłu kosmicznego, astronautów. Świetnie wykorzystał
to, że Tuluza, w której dzieje się akcja, jest centrum przemysłu
kosmicznego i lotniczego. Dzięki temu w fabule wszystko idealnie
współgra a każdy element ma swoje znaczenie.
Nie zdziwiłabym się, gdyby Bernard
Minier napisał powieść, która by nie zawierała elementów
sensacyjnych, lecz była bardzo dobrą powieścią psychologiczno-
obyczajową. To jak pisze, jakich porównań używa, jaką ma
erudycję ( przynajmniej takie robi wrażenie) predysponują go do
tworzenia i sprawdzenia się w innych gatunkach literatury. Autor bardzo wysoko ustawił sobie poprzeczkę. Nauczył czytelnika, że nie podsuwa prostych rozwiązań, że jego wskazówki nie do końca
mogą być pomocne. Potrafi go świetnie zmylić, by później
odpowiednio nakierować. Osobiście uważam, że jego powieści są
na ogromnie wysokim poziomie, kompletnie nie dają o sobie zapomnieć
i po przeczytaniu zostajemy sami ze sobą z ogromem pytań, na które
ciężko znaleźć odpowiedzi. Powieść „Nie gaś światła”
polecam wszystkim o mocnych nerwach, lubiącym dedukować. Przeczytać
naprawdę warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz