Luanne Rice znana mi była jako
pisarka, która nie boi poruszać w swoich powieściach tematów
zarówno trudnych jak i pełnych dylematów. Nauczyła już swoich
czytelników, że jej książki pomimo pewnego smutku czy
melancholii, zawsze niosą ze sobą pozytywne przesłania jak i
pozorną zgodę bohaterów na taki a nie inny bieg wydarzeń.
I tak jest również w „Cytrynowym
sadzie”. Julię dotknęła osobista tragedia, zarówno mąż jak i
jej szesnastoletnia córka giną w wypadku samochodowym praktycznie
przy samym ich domu. („gdy posterunkowy poznaje kim jestem
podchodzi do samochodu z wyrazem twarzy, którego żaden człowiek
nie chce ujrzeć”) Mimo, że minęło od tego czasu już pięć
lat, nie przestaje ona analizować tamtej chwili, nic nie jest w
stanie choć na moment ukoić jej bólu.
Wyjeżdża do wuja, do Malibu, marzy o
chwili spokoju. Wie, że nierealne jest pozbyć się smutku lecz
pragnie choć na moment znaleźć się w miejscu, które nie byłoby
tak silne związane z jej najbliższymi. W pięknej scenerii
cytrynowego sadu poznaje Roberto, meksykańskiego imigranta. On
również nie może zapomnieć o wielkiej stracie. Równo pięć lat
wcześniej jego śliczna córeczka znika w tajemniczych
okolicznościach. Tych dwoje połączy ich rozpacz, nie spodziewajmy
się jednak historii pełnej uniesień i słodkich chwil, bardziej
dominować w niej będzie smak gorzkich migdałów, ze wspaniałym
cytrynowym zapachem w tle.
Sięgając po powieść Luanne Rice
zawsze możemy być pewni jednego, czeka nas wspaniała uczta
narracyjna, ogromnie przykuwająca uwagę pomimo pewnej pozornej
monotonii opisów i ogromnej wnikliwości autorki. Tu nie ma
błyskotliwych zwrotów akcji, bardziej mamy do czynienia z
celebracją każdej chwili, każdego dnia, dojrzałym spojrzeniem na
zaistniałe sytuacje. Myślę, że zdecydowanie lepszym odbiorcą tej
powieści będzie czytelnik już z pewnym własnym bagażem przeżyć
i emocji. Ludzkie życie jest niebywale kruche, na dodatek często
pełne wewnętrznej walki. To co staje się motorem działań
bohaterów to nadzieja, ona nie tylko ich łączy ale daje siłę aby
choć w minimalnym stopniu zaakceptować przeszłość i w końcu
bardziej optymistycznie popatrzeć w przyszłość. Ciężko wybrać
mi co jest największym atutem tej powieści, bo to co mnie może
wydawać się najlepsze, a jest nią ukazanie pewnej przemiany
duchowej głównej bohaterki wraz z fantastycznie opisaną scenerią
cytrynowego sadu, dla kogoś innego może okazać się za bardzo
statyczne. Jednak, dzięki takiemu zabiegowi autorka jest w stanie
ogromnie prawdziwie ukazać całą historię, wzbudzając w ten
sposób zdecydowanie większe emocje. Dlatego warto choć
przez chwilę stać się gościem w miejscu gdzie tak wspaniale
przenika przez siebie zarówno gorycz jak i kwaśny smak cytryny.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz