Naprawdę
trudno nie wiedzieć, kto to Artur Andrus. Tego popularnego
częstochowskiego dziennikarza, często widzimy w roli konferansjera,
na różnego rodzaju kabaretonach czy koncertach. To autor książek,
tekstów piosenek, komentator „Szkła kontaktowego”. Znany z
niesamowicie ciętego języka, z wieloznaczności jego tekstów,
lekkiego cynizmu czy też wspaniałej satyry. Od wielu lat
przyzwyczajeni jesteśmy do klasycznej formy czytanych bajek. Artur
Andrus doszedł jednak do wniosku, że jakby nie było można by
spróbować je napisać inaczej, co prawda z zamkniętymi oczami mu
to niestety nic nie wychodziło, ale jak tylko je otworzył, powstały
oto właśnie takie bajki. Gdy je poznałam od razu przyszło mi do
głowy pytanie: do kogo tak naprawdę one zostały skierowane? Niby
dla dzieci ale po przeczytaniu całego tomu, mam wrażenie, że
najlepiej i najszybciej odnajdą się w nich dorośli. Pełne
wspaniałego humoru, ogromnej ilości dwuznaczności, z widocznym
drugim dnem, bawią swoim tekstem, napisane nietuzinkowym stylem z
zabawą polskim językiem. Poruszone w tekstach tematy, są jak
najbardziej bajkowe, mamy tutaj Królewnę Rzodkiewkę, dla której
nadszedł czas znalezienia sobie męża, mamy cały budynek
zamieszkały przez interesujące smoki, czy też dowiemy się co tak
naprawdę można wynieść z biblioteki, a nie chodzi tu tylko
wypożyczanie książek
Muszę
przyznać się, że kilka bajek przeczytałam wielokrotnie, za
każdym razem dostrzegając jeszcze inny niuans w tekście, i to jest
właśnie w tej prozie bajkowej Artura Andrusa najciekawsze. Kilka
przeczytał mój syn i muszę stwierdzić że on odebrał teksty
zupełnie inaczej niż ja, widział w nich zupełnie inne ważne
tematy. Dlatego myślę że ta uniwersalność tych tekstów i jest
bardzo dobra, ponieważ mogą być czytane przez całe rodziny, od
babci po wnuka. Satyra ma to do siebie, że niektórzy obrażają się
na nią, innych bawi, a jeszcze innych potrafi zdenerwować. W
bajkach Andrusa możemy odnaleźć się my sami, z naszymi myślami,
z ukrytymi problemami. Czy są to faktycznie bzdurki ? Nie sądzę.
To kawałek bardzo dobrej, pełnej błyskotliwości prozy. Czytając
te teksty, od razu mamy przed oczami autora, z jego mimiką,
oszczędna gestykulacją, spokojem ale i z pewną przekorą w oku.
Bajki
ilustrował Daniel de Latour, którego ilustracje z „Domu nie z tej
ziemi” Magdaleny Strękowskiej- Zaremby, utkwiły mi w pamięci z
powodu przebijającego w nich realizmu. Tutaj również świetnie
poradził sobie z tematem, dużo zabawnych szczegółów, mocne
kolory, pasują idealnie do tekstu.
Bohaterowie
starszych bajek muszą już troszkę odpocząć, dlatego jest to
idealny czas na poznanie nowych historii. Gorąco polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz