„Lewis Winter musi umrzeć” na
pewno nie jest typową powieścią sensacyjną. Płatnego mordercę,
Caluma MacLeana
poznajemy już na samym początku, kiedy to dostaje zlecenie
na zabójstwo nisko stojącego w hierarchii narkotykowej osobnika (
czyt. Lewisa Wintera). Potencjalny denat nie jest zdecydowanie kimś
ważnym, widać zaczął wchodzić na tereny nie należące do niego,
czym kogoś mocno wkurzył. Zabójca, z reguły pracuje jako wolny
strzelec, tym razem jednak nawiązuje współpracę z organizacją.
Cały czas zastanawia się , czy będzie to jednorazowe zlecenie czy
nadal będzie pracować samotnie, czy też pozostanie już „pod
opieką,” co daje zdecydowanie większe możliwości, większe
szanse lecz też i ograniczenie tożsamości. Calum jest człowiekiem
ogromnie precyzyjnym, jednym z najlepszych fachowców. Ceni sobie
niezależność, przyjmując jednak zlecenie liczy się z
konsekwencjami. Dlatego stara się dokładnie, wprost pedantycznie przygotować do zleconej pracy.
Ciekawy jest sposób napisania powieści. Narratorzy mnożą się w
trakcie opowiadanej historii z kartki na kartkę, pomóc w ich
rozpoznawaniu ma spis postaci umieszczony przez autora na początku
rozgrywającego się „dramatu”. Okazuje się, że ten sposób
narracji ma jednak zdecydowane plusy, możemy mieć możliwość
przeanalizowania sprawy z kilku perspektyw między innymi –
zabójcy, ofiary, świadków morderstwa czy policji. Każdy z tych
narratorów wprowadza do powieści coś nowego, swoje osobiste
odczucia, przemyślenia, dzięki czemu jest widoczna ogromna
różnorodność ich psychiki. Autor wprowadza nas w gangsterski
półświatek, gdzie moralność nie istnieje( zresztą podobnie w
policji) a wszystko co bezprawne ma świetną przykrywkę. W takim
przypadku wymiar sprawiedliwości z reguły jest bezsilny i nawet
jeśli zdarzy się komisarz, który będzie chłodno i racjonalnie
widział i domyślał się kto jest przestępcą, i tak nie ma szans
aby winnych doprowadzić do skazania. Nie wygra z organizacją ,
która skutecznie chroni swoich podopiecznych. Świetnie
przedstawione tu są relacje międzyludzkie. Tak naprawdę większość
bohaterów się nie lubi, ale lojalność jest sprawą nadrzędną.
Jedyny wątek damsko – męski jest nam ukazany jako całkowity
jednostronny układ, w którym tak naprawdę uczucia są nieistotne.
Sympatia czytelnika tak naprawdę oscyluje między bohaterami, aby w
moim przypadku zdecydowanie zostać przy..hm.. mordercy .. Osobiście
kryminał ten ogromnie przypadł mi do gustu. Nie spodziewałam się,
że chłodne , bez osobowe na początku zdania tak wciągną mnie w
akcję, która pomimo tego, że była raczej wolna, nic nie traciła
na swojej atrakcyjności. Autor przedstawiając nam w ten sposób
bohaterów ( bez emocji, bez upiększania) w jakiś sposób zaczyna
intrygować czytelnika, który na pewno nie będzie czuł się
znudzony, lecz bardzo dobrze poinformowany z każdej strony o
toczącej się sprawie Absolutnie to nie nuży lecz powoduje
ciekawość. Ciężko uwierzyć, że powieść ta jest debiutem
autora – pierwszym tomem „Trylogii Glasgow”, ponieważ naprawdę
czyta się świetnie i długo pozostaje w pamięci. Zdecydowanie będę
czekać na dalsze tomy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz