Wydawnictwo Skrzat ma w swojej ofercie
mnóstwo interesujących książeczek zarówno dla malutkich jak i
dla trochę starszych dzieci. „Wakacje na medal” to idealna
lektura właśnie na wakacyjne dni, choć wielu młodych czytelników
zmuszonych do spędzania tych chwil w mieście może poczuć żal,
że omija ich zapewne niejedna przygoda. Mateusz i Tosia z powodu
przeprowadzki do nowego mieszkania i zbliżającego się momentu,
kiedy na świat przyjdzie ich nowe rodzeństwo, oraz związanych z tym
większych kosztów, są pozbawieni wyjazdu na kolonie. Radość ich
jest jednak olbrzymia, gdy okazuje się, że zaprosiła ich do siebie
ciocia mieszkająca w Borach Tucholskich. Co prawda szczęście
przyćmiewa fakt, że mają być tam sami bez rodziców, lecz
ciekawość i chęć podróży jest olbrzymia. Na miejscu okazuje
się, że zarówno miejsce jak i rodzina są pełne niespodzianek i
absolutnie nie ma tutaj miejsca na żadna nudę.
Zarówno ciocia jak i wujek starają
się aby nikt się nie nudził, a i sąsiedzi mają ciekawe pomysły
na spędzanie czasu. Ogromnie podobało mi się to, jak autorka z
prostych, codziennych zajęć jakie się wykonywało na wsi, robiła
rzeczy dla mieszczuchów ogromnie interesujące i ciekawe. Tak na
przykład sam proces rozwożenia mleka do gospodarstw, był wielkim
przeżyciem bo i wóz drabiniasty, i dzwoniący dzwonek jak i sam
zapach pachnącego mleka powodowały, że była to nie licha
przygoda. Autorka przemyca nam w tekście prawdy wpajane nam od
dzieciństwa lecz jak często zapominane, że siła w rodzinie jest
ogromna, że wzajemny szacunek jest podstawą dla wspólnego życia i
że wcale nie trzeba być bogaczem, aby mieć powody czuć się
szczęśliwym. Ogromnie ważnym jest wątek przyjaźni, zarówno
Mateusza ze swoim kuzynem jak i Tosi z nową poznaną koleżanką
Rozalką . Na pewno elementy humorystyczne wprowadza pies Bemol, nie
dość, że pożerający wszystko co do jedzenia zobaczy, to
wpadający co chwilkę w inne tarapaty doprowadzając tym ciocię już
do lekkiej frustracji. Jest tutaj również wątek bardzo ciepłego
informowania młodego czytelnika o przyszłym rodzeństwie i
związanych z tym zarówno problemami jak i wielką radością. Na
tle pozytywnych raczej postaci , pojawia się jedyny czarny charakter
- Olivier ze swoją bandą. Czy młodzi bohaterowie poradzą sobie z
jego wybrykami ? Czy strach przed nim nie będzie silniejszy od
zawiązanych dopiero co przyjaźni?
Książka będzie świetną lekturą
zarówno dla młodych czytelników, którzy zaczynają dopiero swoją
przygodę z czytanym przez siebie samego tekstem , jak i dla
„wytrawnych” już odbiorców. Duża czcionka jest tu zdecydowanie
pomocna. Jednego czego mi brakuje to choć paru ilustracji, które
byłyby na pewno miłym przerywnikiem, a może i dodatkowym atutem,
zwłaszcza gdyby odzwierciedlały czyny małego Zygmunta, synka
cioci, który jest nie lada psotnikiem.
Odnoszę ogólne wrażenie, że główną
sprawą jakie chciała autorka poruszyć to ta, że tak naprawdę nie
ma ludzi złych, że w każdym z nas istnieje dobro, tylko umiejętnie
do sytuacji albo go ujawniamy lub nie. W pewnym momencie zaczęłam
się zastanawiać, czy książka nie jest trochę przesłodzona, lecz
myślę, że warto, aby młody czytelnik miał do czynienia z
pozytywnymi relacjami. Bo przecież to jak dajemy sobie radę z
wieloma sprawami, zależy od tego jakie mamy do nich podejście. I
być dobrym z natury to żaden wstyd tylko powód do dumy.
Zdecydowanie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz