Kiedy skończyłam czytać „Ścieżki
nadziei” autorstwa Evansa, raczej nie przypuszczałam, że znowu
sięgnę po jego książki, poruszające pośrednio temat drogi.
Poprzedni cykl „Dzienniki pisane w drodze” wydawał mi się już
na tyle wyczerpujący, że sądziłam, że już więcej nie można do
niego nic dodać. Ciekawość jednak skłoniła mnie by poznać
najnowsze dzieło autora. Według mnie jego twórczość można
podzielić na dwie grupy; tę która ma nam uprzyjemnić czas, pełna
romansowych motywów i dobrych zakończeń i tę, która, czy chcemy,
czy nie, zmusza nas do refleksji nad życiem, niby o pozbawionej
dużych emocji treści a jednak, nie pozwalająca nam obok przejść
obojętnie.
„Sprzedawca marzeń” należy
właśnie do takiej kategorii. Opowieść o człowieku, który wspina
się po szczeblach kariery zbijając majątek, w rezultacie stając
naprzeciw własnym demonom. Często jak on idziemy przez z życie z
wytyczonym celem, wpatrzeni tylko w niego, nie słuchając i nie
reagując na znaki dawane przez własne ciało. Zrealizowanie
własnych marzeń, wydaje nam się nadrzędnym celem. Kiedy potkniemy
się, dopiero wtedy dochodzi do nas, jakimi byliśmy ludźmi, jak
byliśmy odbierani przez innych i czy naprawdę, droga, którą
podążaliśmy była tą, jaką chcieliśmy wybrać.
„Sprzedawca marzeń” to historia o
próbie odkupienia własnych win, ogromnej stracie, której wartość
jest właściwie nie do obliczenia. To opowieść o długiej,trudnej
drodze, pełnej nieudanych prób naprawy błędów lecz i o ogromnym
zwycięstwie. Charles to postać w pewnym sensie ogromnie tragiczna,
lecz w jakiś irracjonalny sposób wzbudzająca w czytelniku
nadzieję.
Evans po raz któryś udowadnia, że
jest mistrzem literatury, w której ogromną rolę odgrywają nie
tylko uczucia lecz i pewna elementy filozofii i religii. Wielokrotnie
spotykałam się z opinią, że jego powieści są przewidywalne ale
nigdy, że ich treść jest płytka, że jako autor bazuje na kilku
tematach, które stara się przedstawiać, za każdym razem w inny
sposób. Lecz czy i życie nie bywa czasem przewidywalne i czy może
dla wielu stanowić nudny temat? Przecież to ono jest ogromną
niewiadomą, niezapisanymi stronicami, motywujące lub całkowicie
nas deprymujące . Najważniejsi są ludzie jakich spotkamy na
własnej drodze. W każdym z nas znajdują się struny, dotąd nie
poruszone, których dźwięk może nas w przyszłości prawdziwie
zaskoczyć. Autor nie tylko stara się nam to przypomnieć, lecz i w
jakiś sposób przestrzec, byśmy nie zapomnieli o tym, jak główny
bohater. Nie da się uciec od samego siebie a jeśli próbujemy,
często kończy się to tragicznie. Charles zaczyna dostrzegać to co
do tej pory omijał nie tylko wzrokiem. Czy uda mu się nadać nowy
kierunek swojemu życiu ? Zapraszam do lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz