sobota, 16 lipca 2016

Dwadzieścia siedem snów - Marta Alicja Trzeciak

   Uwielbiam niespodzianki. Co prawda może się zdarzyć, że powodują one pewien zamęt życiowy, jednak ogólnie uważam je za coś ogromnie pozytywnego. I tak właśnie było z powieścią Marty Alicji Trzeciak "Dwadzieścia siedem snów". Okazała się wspaniałym, pięknie opakowanym prezentem, którego zawartość nie tylko mnie zaskoczyła lecz wprowadziła również w pewne zdumienie. Szczerze to spodziewałam się, że będzie to lekka powieść obyczajowa , w sam raz na wakacje, pozwalająca umilić mi czas. Gdy rozpakowałam ją jednak ze wszystkich bibułek fabuły i wstążeczek emocji, otrzymałam wspaniałą powieść psychologiczną, w czasie czytania której często brakowało mi tchu. A zaczyna się tak niewinnie, pisarka przyjeżdża na kwaterę na wieś, w poszukiwaniu pomysłu na powieść. Już na samym wstępie jednak jest już problem z przygotowanym dla niej pokojem. Pierwszy zaanektowała nestorka rodu, w drugim siedzi Laura – najmłodsza z kobiet tu mieszkających. Gospodyni zwana Szarą ma niemały kłopot, gdzie ulokować gościa. Pada na pokój, w którym podobno śpi się znakomicie, jednak według Laury jest on w jakiś sposób nawiedzony. Czy okaże się to prawdą ? Czy faktycznie miejsce to będzie pod nadzorem tajemniczych sił, czy tylko jest to pewny zabieg autorski, nazwijmy go dyplomatycznym? Na pozór fabuła powieści biegnie dwutorowo, mamy tu historię, którą opowiada główna bohaterką , na którą tak naprawdę składają się obserwacje, jakże barwnego środowiska w którym się znalazła, i fantastyczne sny. To one zdecydowanie zdominowały fabułę i to one dodają niesamowitego smaku tej powieści. Motyw snu w literaturze poruszany był niejednokrotnie i jest na pewno jednym z ważniejszych. W tej powieści mamy przenikanie rzeczywistości, historie teoretycznie powstałe przez sen, staja się autentyczne i ciężko stwierdzić, co jest jawą a co pewną mrzonką. Gdy w pewnym momencie staną się całością i kompletną jednością, czytelnik ma ochotę prosić, by ta tajemniczość i magia jeszcze się nie kończyła. Autorka stworzyła fantastycznych bohaterów, tak prawdziwych, że wydaje się jakby stali obok nas, i że obserwujemy ich życie nawet nie podglądając przez okna, a stojąc bezpośrednio obok nich. Galeria postaci jest tak różnorodna, że nie sposób przy nich się nudzić. Autorka między innymi porusza tematy braku akceptacji i społecznych osądów, trudnych relacji nie tylko w rodzinie, miłości tej oczekiwanej jak i tej zakazanej. Powieść napisana jest pięknym językiem, a już fantastycznie przedstawiony jest wątek „sennej” historii, który dosłownie porywa a cały jest alegorią do rzeczywistości.
   Ja osobiście pokochałam całym sercem zarówno mądrą Szarą, błyskotliwą i zadziorną Laurę jak i tajemniczą Milenę, której postać zdecydowanie dodawała fabule pewnego smaku. Czytając powieść doświadczyłam tylu emocji, że momentami wydawało mi się, że już może za dużo, może już dość. Długo po przeczytaniu książki nie mogłam dojść do siebie, pytania prosiły o odpowiedzi, a one nie chciały przychodzić.

  "Dwadzieścia siedem snów" to taka zwykła opowieść, o codzienności, o rodzinie, o relacjach panujących w małych miejscowościach, opuszczonych dzieciach i ponętnych kobietach, o szamankach i zdobywcach, o godności i poniżeniu, o tym, że nie ma ludzi jednakowych. Wyjątkowy w niej jest klimat, który potrafi całkowicie zauroczyć, zawładnąć, porwać. I znika nasza codzienność, a my przejeżdżając nasz przystanek autobusowy marzymy, by ta niesamowita  magia nas nie opuszczała.

1 komentarz:

  1. Przeczytaj poprzednie książki Marty, są także rewelacyjne. Uwielbiam jej prozę!

    OdpowiedzUsuń