sobota, 9 lipca 2016

Góra Tajget - Anna Dziewit-Meller

   Bywają takie książki, po których przeczytaniu coś w nas na jakiś czas zamiera, poruszają nas do głębi, dotykając tematów trudnych, nietuzinkowych, po części zapomnianych . Są takie powieści, które ogromnie trudno sklasyfikować, schować do szufladki z napisem np. powieść obyczajowa, ponieważ wychodzą zdecydowanie poza pewne ramy. I tak właśnie jest z „Górą Tajget” zawiera bowiem ona treści, które nie tylko są fikcją literacką, lecz powstały na kanwie autentycznych, traumatycznych wydarzeń. Ich fabułę dodatkowo posklejał lęk zarówno ten jak najbardziej prawdziwy jak i ten paranoiczny, dotyczący zagrożeń współczesnego świata. Ten, który pojawia się nagle gdy zostajemy np. rodzicami i ten, powracający, z przeszłości, o którym chcemy zapomnieć, lecz jest to absolutnie niemożliwe. 
  „Naszego pokolenia lepiej o strach nie pytać. Kto doświadczył tak potężnego jak my lęku przed śmiercią, ten boi się zawsze, a zarazem nie boi się już wcale.” Współczesny Śląsk, Sebastiana, świeżo upieczonego ojca, wraz z radością z powodu narodzin córki, dopadają niesamowite lęki. Stara się je stłumić codzienną pracą w aptece. Nagła wiadomość o tym jakie tajemnic kryją w sobie mury szpitalne, całkowicie burzą mu spokój. Akcja T4, uśmiercanie po cichu dzieci, zaczyna śnić mu się po nocach. Luminal, urojenia, co wydarzyło się naprawdę a co jest tylko jego wyobrażeniem? Czy naukowiec ma większe prawa od innych, przecież pracuje dla ludzkości, dla jego dobra i lepszej przyszłości. Czy dlatego jego moralność ma podwójne dno i tam najgłębiej chowa własne demony? Te pytania prześladowały mnie jeszcze długo po przeczytaniu tej powieści. Nie mogłam znaleźć wytłumaczenia dla okłamywania dzieci, zapraszania ich na wycieczkę, a po drodze zagazowywania ich w specjalnie skonstruowanym samochodzie,czy też ustawiania ich rządkiem w lesie i rozstrzeliwania. Niepotrzebni, niekochani, zbyteczni. Nie tylko władzom, lecz bywało, że i własnym rodzinom.„Dzieci mają być posłuszne, ciche i pokorne”. „Góra Tajget” to powieść o strachu, wszechobecnej winie, trudnej miłości. O czasie, który będzie śnił się po nocach. O nieustannych dylematach kto gorszy – Niemiec czy Rosjanin. Przed kim trzeba bardziej uciekać, chować się we własnym świecie. Przede wszystkim jest to jednak powieść o przeszłości, której nie sposób zapomnieć oraz związanym z nią pytaniem, co jest lepsze- pewna „niepamięć” czy to co z niej wynosimy.„Wczorajsze gazety wyścielają dzisiejsze kosze na śmieci. […] Miejsce zdarzeń przeszłych jest na śmietniku historii”.            Autorka fantastycznie zakreśliła krąg zdarzeń, w których nic nie dzieje się bez przyczyny a wszystkie elementy idealnie do siebie pasują i tak jak w trójwymiarowych puzzlach tworzą misterną konstrukcję. Czasem jeden element odpadnie i to wystarczy aby to, co było budowane z taką troską, rozsypało się w drobny mak. Tak jak w życiu, tak jak w tej historii, która porusza sprawy trudne, lecz pomimo tego przyciąga czytelnika jak magnes. Jest prawdziwa, pełna uczuć i zadawanych pytań, na które często nie ma odpowiedzi, bo niejednokrotnie historia nie lubi być rozliczana. Zdecydowanie polecam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz