Ostatnio zdarzało mi się, że brałam
do ręki nowość wydawniczą, chwaloną gdzie się da, a ja już na
pierwszych stronach prawie potykałam się o zdania, które wydawało
mi się, że są nie tylko źle skonstruowane, co kompletnie w
odbiorze „suche”. Dlatego zdecydowanie wolę sięgać po książki
autorów, które nie dość, że czyta się płynnie, to i fabuła w
nich płynie wartko jak rzeka wiosną. A takie właśnie są powieści
pani Małgosi Kursy. Z kotem Belzebubem miałam już przyjemność
poznać się, nie da się ukryć, że mocno wtedy mnie zaintrygował,
dlatego zaciekawiona, co mógł jeszcze wykombinować, sięgnęłam
po drugi tom jego detektywistycznych poczynań. I już na wstępie
okazuje się, ze biedaczek totalnie się nudzi. Domownicy
zapracowani, nie mają na nic czasu (zwłaszcza na hołubienie
pupila), toteż postanawia nie dość, że obrazić się, to pokazać
państwu kto tutaj rządzi. Robi to w iście spektakularny sposób,
niestety nie daje to takich rezultatów jak sobie wymarzył. Na
szczęście zaczyna poznawać smak ogródkowych spacerów i tak
właściwie od tego wszystko się zaczyna. Od strony kota oczywiście,
bo tak naprawdę historia ma początek w momencie kiedy w Kraśniku
ginie Bożena Szklarska, żona szewca. Nikt by nie przypuszczał, że
da to początek morderstwom, w których ogromną rolę odgrywa kolor
różowy. Autorka stara się zmylić czytelnika, tak jak i morderca
policję, lecz uważni dość szybko rozwiążą zagadkę kryminalną
i bardzo dobrze, bo mogą wtedy skupić się na fantastycznych
dialogach, które czyta się z ogromną przyjemnością. Towarzyszy
temu parskanie śmiechem, chichranie się i wydawanie z siebie
nieartykułowanych dźwięków, toteż nie polecam czytania w
środkach komunikacji. Autorka to niesamowity obserwator
codzienności, która w jej oczach nabiera dodatkowych atutów, toteż
jej opisy nie mają sobie równych. Czytelnik jest w stanie idealnie
wyobrazić sobie każdy przedstawiony przedmiot czy też sytuację,
dzięki czemu czuje się jakby sam uczestniczył w trwającym
śledztwie. U mnie skończyło się to na nagłym wynajdowaniu wokół
siebie różowych przedmiotów, na które szczerze, do tej pory
faktycznie nie zwracałam uwagi. Trzeba przyznać, że pomysł
autorki, skąd u Belzebuba bierze się taka namiętność do
wyszukiwania nieboszczyków jest dość nietypowy, lecz daje świetne
rezultaty, robi on to w sposób wprost perfekcyjny. Biedni
policjanci, ręce pełne roboty, na dodatek mają nowego szefa, więc
jak nic wypadało by się wykazać. A tu - różowa d..a. Wszystkie
poszlaki okazują się niewłaściwe ale co się dziwić jeśli szewc
ma na nazwisko Szklarczyk a szklarz Kopytko? Toż to paranoja jakaś!
Całości dopełniają coraz bardziej
duszny, małomiasteczkowy klimat, sympatyczni główni bohaterowie i
tajemniczy ciucholand w centrum miasta.
„Jeszcze więcej nieboszczyków,
czyli śledztwo z pazurem” to powieść,w której co prawda wątek
kryminalny gra główną rolę, lecz powinna spodobać się też
miłośnikom książek obyczajowych. Lekka i przyjemna, pełna
optymizmu, mimo obecności w fabule wielu nieboszczyków. Czy
policjanci zostaną skutecznie wyprowadzeni w pole, zmuszając
Belzebuba do działania?
Zapraszam do lektury, świetna zabawa
gwarantowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz