piątek, 17 lipca 2020

117-piętrowy domek na drzewie - Andy Griffiths

   To już moja dziewiąta wizyta w domku na drzewie. Muszę przyznać, że podglądanie jak się rozrastał sprawiało mi dużo przyjemności. Zwariowany autorski duet zawsze dostarczał czytelnikowi mnóstwo rozrywki, której cechą był spory irracjonalizm. Do tej pory Andy zajmował się treścią historii a Terry ilustracjami. Tym razem Tery zapałał ogromną chęcią również zostania autorem. Co z tego wynikło ? Nic innego jak zwariowana historia o kropce. Tak nieprawdopodobna, że momentami można w fabule się pogubić. Czy Nochalska Księgarnia przyjmie taki projekt?

To co jest charakterystyczne dla tej serii to niesamowita prędkość ciągu zdarzeń. Dosłownie czytając, momentami nie nadąża się za głównymi bohaterami. Ma się wrażenie, że jest się w jakimś tunelu narracji w którym nie wiadomo, co nas za moment zaskoczy. Autorzy mają tak zwariowane pomysły, że z powodzeniem wystarczyłoby na parę książek. Mojemu nastoletniemu synowi bardzo odpowiada taka forma przekazu. Komiks poprzez graficzny przekaz łatwo dociera do najbardziej opornego czytelnika.
Humorystyczne rysunki, pełne detali, przyciągają wzrok na dłużej. Jestem również pełna podziwu dla tłumacza, że tak sprawnie potrafi przekazać w języku polskim tak trudne, nowo powstałe wyrazy. Niektórzy porównują te lekturę do serii "Dzienni Cwaniaczka". Uważam jednak, że ta jest zdecydowanie bardziej pomysłowa i motywująca młodego czytelnika do działania. Bo przecież każdy z nas może spróbować wymyślić tak niebywałą historię, ale czy to się uda i co z tego wyjdzie, to już inna bajka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz