„Nieodkryte tajemnice
bywają gorsze od odkrytych, tak samo jak ciemność jest gorsza od
światła. W ciemności nawet zwyczajne krzesło może wydać się
groźnym tygrysem z ostrymi kłami, a skrzypienie schodów gniewnym
pomrukiem wilkołaka. Ciemność budzi potwory, światło przemienia
je z powrotem w ludzi. Ciekawość jest silniejsza od lęku przed
ciemnością. Ciekawość pomaga w odkrywaniu tajemnic -nawet tych
najgorszych”.
Pani Małgorzata
Strękowska-Zaremba to autorka, której twórczość miałam
przyjemność już troszkę poznać, zarówno książka „Berry,
gangster i góra kłopotów” jak i opowiadania, które chętnie
wykorzystuję w pracy z tomów Bajkoterapii, i mojemu synkowi, i
mnie, bardzo podobały się.
Po jej nowej powieści
spodziewałam się dobrej, dziecięcej lektury, lecz szczerze pisząc
absolutnie nie byłam przygotowana na taką opowieść jaką przyszło
mi poznać. Tym razem syn z powodu pięknej pogody, absolutnie nie
był nastawiony na czytanie, dlatego mogłam spokojnie zabrać się
za lekturę, nie bojąc się, że w najciekawszym momencie zostanie
mi ona brutalnie odebrana przez właściciela. Bardzo rzadko zdarza
się, żeby lektura tak wciągnęła mnie już po pierwszej stronie.
Tu mało, że się tak zdarzyło, co treść każdej następnej
kartki intrygowała mnie coraz bardziej. Autorka fantastycznie od
samego początku budowała napięcie, które tak naprawdę w ogóle
się nie zmniejsza ani nie przechodzi. Pozostawia czytelnika z takim
ogromem różnorakich emocji, że ciężko później się pozbierać.
Chociaż jako osoba dorosła dość szybko zorientowałam się co
znaczą przedstawione metafory, absolutnie nie przeszkodziło mi to w
przeżywaniu tej powieści.
Daniel poznaje Marysię w
momencie,gdy z przerażeniem obserwuje stojący po drugiej stronie
ulicy dom. Chłopiec nie ma pojęcia co ona widzi w nim tak
strasznego aż do chwili, gdy zauważa, że jedynie ten budynek nie
posiada na zewnątrz swojego cienia. Mało tego, dziewczynka mówi,
że na niego nigdy nie pada deszcz, jego mury kryją w sobie zło, a
cienie ukryte są w jego wnętrzu. Daniel z ogromną ochotą zaczyna
bawić się w detektywa, uczy się od Marysi odpowiedniego patrzenia,
słuchania i logicznego łączenia faktów. Zawiązuje się między
nimi przyjaźń, dziewczynka ogromnie cieszy się z tego, że ktoś
ją rozumie, nie wyśmiewa z powodu jej obserwacji i z wyciągniętych
przez nią wniosków. Czy dom nie z tej ziemi pozwoli młodym
detektywom rozwiązać zagadkę ? Czy uda im się pomóc dzieciom,
które w nim mieszkają i uwolnić ich od złych czarów?
„Okna lubią światło,
dlatego najczęściej mają przeźroczyste szyby. Można przez nie
wyjrzeć na dwór i zajrzeć do środka. Przez zamalowane okna t e g
o domu nie było widać wnętrza. Czy to możliwe, że same się
oślepiły? Chyba nie. W takim razie kto je pomalował: czary czy
ludzie?”
Czy naprawdę w oczach
Marysi widać dom z żółtymi oknami, czy nieme błaganie o pomoc?
Dlaczego jej serce zamierało ze strachu a Daniela spokojnie wybijało
równy rytm?
Zaskoczyła mnie autorką
tą powieścią. Nieprzygotowana na zawarte w niej treści
pozwoliłam, by przedarły się przez obronny mur i pozostawiły
głębokie ślady.
Nie można również nie
wspomnieć o ilustratorze, którego zresztą jestem zagorzałą fanką
Rysunki Daniela de Latour fantastycznie oddają klimat tej powieści,
momentami jeszcze bardziej podnoszą napięcie, nie są odpowiedzią
na kłębiące się w czytelniku pytania, choć momentami stają się
sprytnymi podpowiedziami.
„Dom nie z tej ziemi”
to książka, którą powinien przeczytać każdy dorosły. Poznać
smak strachu, niepewności i związanego z tym niezrozumienia.
Samotności, braku nadziei i przygnębiającego smutku. Życia
jakiego nie chce się żyć. Życia na jakie jest się skazanym. Czy
widać w nim jakąkolwiek furtkę ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz